Najtrudniejszy pierwszy krok - mówi Szymon Jamro ze Stróżówki. - Potem, można bez większego strachu i takich kosztów podróżować po całym świecie - dodaje.
Jego przygoda z couchsurfingiem dosłownie „surfowaniem po kanapach” zaczęła się kilka lat temu. Nie znającym tematu wyjaśniamy, że to sposób na podróżowanie, a konkretnie znalezienie noclegu „za Bóg zapłać”. Cały myk polega na tym, że wybierając się w podróż, dajmy na to do Paryża, na tydzień, zamiast bulić grubą kasę za noclegi w hotelach czy motelach, można skorzystać z darmowego spania. Couchsurferzy z zasady nie są wybredni, biorą, co jest.
- Wszystko zależy od preferencji i oferty - mówi pan Szymon. - Może to być kanapa w wieloosobowym pokoju, osobna sypialnia ze wszelkimi wygodami albo po prostu miejsce w korytarzu na położenie śpiwora czy karimaty - opisuje.
Po międzynarodowych kanapach
Podczas rejestracji podaje się garść dosyć podstawowych informacji - miejsce noclegu, czy to kanapa, czy wspomniane miejsce w przedpokoju, dostęp do mediów, sklepu. Podaje się też kilka informacji o sobie: co lubię, co mnie interesuje, czego szukam w danym kraju, regionie, jakie kraje się odwiedziło, dotychczasowe doświadczenie związane z podróżami. - Couchsurfing to nie tylko sposób na znalezienie dachu nad głową - mówi pan Szymon. - Bo nic nie stoi na przeszkodzie, by umówić się na kawę z kimś, kto akurat ma czas - dodaje.
Surfowanie po kanapach ma jeszcze jedną, ważną zaletę - szansę na poznanie ciekawych ludzi, którzy z czasem mogą nawet stać się przyjaciółmi. Poza tym zawsze można liczyć na darmową oprowadzkę po ciekawych miejscach, czasem zupełnie innych, niż te z folderów dla biur podróży.
Referencje są ważne - wystawia się je osobie, która udzieliła darmowego zakwaterowania, albo którą się odwiedziło. Tę swoistą ocenę otrzymuje od tych, którzy spali u nas. Ta uwiarygadnia nas w oczach świata, czyli innych „serfujących po kanapach”.
Pan Szymon z dobrodziejstw couchsurfingu korzystał w obie strony: sam szukał schronienia, ale udzielał go też innym.
- Była u mnie „delegacja” z Gwadelupy - mama z córką, ale też Iranka czy Finka - relacjonuje.
Rodzina Jamrów zaś, przy okazji wizyty na Cyprze korzystała z uprzejmości Cypryjczyka i Francuza: - Jak się okazało, ten drugi miał narzeczoną, Polkę - śmieje się.
Pod warstwą wszelkich kontaktów jest jednak znajomość języka. Angielski to taka współczesna łacina.
Sposób na podróżowanie dla dużej rodziny
O ile couchsurfing jest idealny dla podróżujących samotnie i co najwyżej w parach, to dla rodzin, zwłaszcza liczniejszych, odpada. - Dla takich gromadek, jak moja, jest inne rozwiązanie - mówi. - To swoista wymiana... domów - dodaje tajemniczo.
Rzecz jest banalnie prosta. Na branżowych portalach ogłasza się, że możemy oddać nasz dom do użytkowania innej rodzinie. Są wersje międzynarodowe i krajowe. Jamrowie spędzili w ten sposób wakacje w Dolinie Loary. - Przyjechaliśmy na miejsce, do w pełni wyposażonego domu - opowiada. - Trzykondygnacyjna willa bez trudu nas pomieściła - wspomina.
W najbliższym sąsiedztwie były jeszcze dwie czy trzy inne posiadłości. Tubylcy natychmiast zaoferowali pomoc, podpowiedzieli gdzie najlepiej robić zakupy, co ciekawego można zwiedzić.
- Dla większości, Loara to przede wszystkim zamki - relacjonuje dalej. - Jest ich dziesiątki i tak naprawdę nie wiadomo, do którego z nich zajrzeć. Nasi sąsiedzi wytyczyli nam trasę: tu jedźcie, ale nie wchodźcie do środka, bo tam nic ciekawego nie ma, tam trzeba zobaczyć wszystko, jeszcze gdzieś warto zobaczyć ogrody, a gdzie indziej wystarczy obejrzeć zamek z okien samochodu, bo jest w nim to samo, co w innych. - Zaprosili nas na wspólną kolację, następnego oni dnia przyszli do nas.
- Mogliśmy przez kilka dni żyć tak, jak oni - opowiada.
Jak zastajesz dom, tak go zostawiasz
Przy oddawaniu turystom domu we władanie obowiązuje kilka zasad.
- Jaki zastajesz, taki zostawiasz - mówi pan Szymon.
Przygotowując swój, zawsze dokładnie sprzątają. Zostawiają też pełną lodówkę, tak by przynajmniej tego pierwszego dnia, goście mieli sobie z czego zrobić kanapkę. Oczywiście można przyrządzić jakieś uniwersalne danie, lubiane przez wszystkich, łatwe do odgrzania.
- Nic nie stoi na przeszkodzie, by było to jakiś lokalny przysmak - uśmiecha się.
Osobiście preferuje nieco innym model, a mianowicie pomieszkania, dzień lub dwa z gośćmi i pokazania im rozkładu domu, ciekawych miejsc w okolicy wartych zwiedzenia.
- Promuję, co nasze, czyli szlak architektury drewnianej, wszystko, co związane z historią nafty - wylicza. - Poza tym udostępniam wszelkie promocyjne ulotki dotyczące regionu - dodaje jeszcze.
Pytany o bezpieczeństwo zamieszkania czy to rodzinnie, czy samotnie w obcych miejscach mówi wprost: jest znacznie większa szansa na atak terrorystyczny na duży hotel niż dom na przedmieściach.
- Za zaoszczędzone na kosztach noclegów pieniądze, zawsze można pójść na jakieś szalone zakupy do galerii handlowej albo wydać na inną, kosztowną atrakcję - śmieje się.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Góry, jeziora i palmy, czyli wakacje w szwajcarskim Ticino
Autor: Agencja Informacyjna Polska Press, x-news