Jak dodają, płomienie błyskawicznie rozprzestrzeniały się. W kilka minut zajął się cały dach. Dom znajduje się w środku między trzema pięciokondygnacyjnymi blokami z wielkiej płyty. Około godz. 20.25 pożar zauważyli również policjanci z patrolu, który przejeżdżał sąsiednią ul. Legionów i to oni jako pierwsi zawiadomili straż pożarną i rodzinę.
Domownicy byli całkowicie zaskoczeni. - Usłyszałem dwa potężne huki. Podszedłem do okna i wtedy zobaczyłem łunę odbijającą się na ścianie sąsiedniego bloku - mówi Leszek Szmytkowski.
Chciał jeszcze dostać się na strych, sądząc, że ugasi ogień, ale buchające płomienie szybko zmusiły go do odwrotu.
Zanim przyjechali strażacy, domownicy zdołali uciec. Ta noc była bardzo zimna. Mróz dochodził do minus 10 stopni. Z pomocą przyszli im bliscy, u których znaleźli schronienie.
Dom zamieszkuje dziewięcioro spokrewnionych ludzi, w tym dwoje dzieci ośmioletnie i czterotygodniowe niemowlę, które ojciec układał do snu. Nie chcą nawet myśleć, co by było, gdyby pożar zaskoczył ich podczas snu. Dach i poddasze spłonęło doszczętnie, a ogień zaczął wychodzić już na klatkę schodową.
- Nie znamy jeszcze dokładnych przyczyn. Na razie wiadomo jedynie, że ogień pojawił się w okolicach komina - mówi kpt. Zbigniew Jekiełek, oficer prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Oświęcimiu. Strażacy byli na miejscu w trzy i pół minuty od zgłoszenia. W akcji uczestniczyło osiem zastępów (29 strażaków).
Wczoraj natomiast druhowie z Ochotniczej Straży Pożarnej w Oświęcimiu pomagali pogorzelcom przy rozbiórce spalonej więźby dachowej. W domu nie ma prądu ani gazu. Udało się rozpalić natomiast w piecu, aby trochę zagrzać i osuszyć mokre, zmrożone ściany. Podczas akcji gaśniczej najbardziej zalane zostało pierwsze piętro.
Wydział Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta w Oświęcimiu, który jest w kontakcie z poszkodowaną rodziną, dostarczył na Orłowskiego specjalne osuszacze oraz plandeki, aby nakryć budynek w razie ewentualnych opadów deszczu lub śniegu.
Na razie poszkodowani nie są w stanie ocenić strat. Skupili się na tym, aby jak najszybciej usunąć zniszczenia i wrócić do swojego rodzinnego domu. Z pomocą przychodzą im krewni i znajomi. Pytani, gdzie spędzą Święta Wielkanocne, odpowiadają, że u siebie. - Chcemy jeszcze w tym tygodniu odbudować dach - dodaje Leszek Szmytkowski.
Ostatniej nocy nie zmrużył oka. Razem z synem pilnowali dobytku. Następne noce mogą być podobne.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+