Dom znajduje się w środku osiedla, między pięciopiętrowymi blokami. - Musieliśmy sprawdzić, co z ludźmi. Nie było czasu na wahanie - mówi mł. asp. Janusz Chlebicki.
Ewa Byrska jako pierwsza z domowników zauważyła, że coś jest nie tak - było bardzo jasno na zewnątrz, a gdy zobaczyła wbiegających policjantów, od razu zrozumiała, że to ich dom się pali. W kilka minut ogniem zajął się cały dach budynku, w którym mieszkają trzy rodziny.
Policjanci, gdy weszli do środka, od razu otworzyli skrzynkę z bezpiecznikami i odłączyli prąd. Ktoś inny odciął gaz. Dzięki temu nie doszło do zwarcia i wybuchu. Szybko dojechała straż pożarna. Obaj policjanci zgodnie twierdzą, że spełniali swoje obowiązki. - Taka postawa wynika z tego, jaki zawód wybrałem oraz z mojego charakteru - mówi mł. asp. Janusz Chlebicki. - Jestem po to, żeby pomagać ludziom, gdyby było inaczej, musiałbym zmienić pracę już dziś - tłumaczy.
Ewakuowani mieszkańcy przyglądali się bezradnie, jak płonie dorobek ich życia. Teraz niechętnie wracają do tamtych chwil. - Pamiętam, że wybiegłam w butach męża i w jego kurtce, nie zabierając z sobą niczego - opowiada Ewa Byrska. - I pomyśleć, że chwilę wcześniej oglądałam spokojnie telewizję - dodaje kobieta.
Akcja gaszenia pożaru przebiegła sprawnie. - Bardzo dziękuję tym dwóm policjantom i strażakom ochotnikom z Oświęcimia i Rajska, którzy na drugi dzień z samego rana przyjechali z piłami i pomagali nam uporządkować pogorzelisko - mówi Ryszard Byrski, mąż Ewy.
Kto i jak pomagał pogorzelcom
Po pożarze rodziny (w domu mieszkają trzy) otrzymały po 500 zł z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Oświęcimiu. Urząd Miasta dostarczył osuszacze oraz trzy kontenery na śmieci. Oprócz tego sąsiedzi z bloku zorganizowali dwukrotnie zbiórkę pieniędzy, a kwotę 1200 zł przekazali poszkodowanym. Pomocni byli również strażacy z OSP, którzy zajęli się usuwaniem skutków pożaru.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+