Około godz. 11 go patrolu policjantów przy ul. Kobierzyńskiej podbiegł mężczyzna krzycząc, że został zaatakowany przez dzika. - Był ranny w nogę. Dodał, że nieopodal na chodniku leży inny poturbowany człowiek - opowiada Katarzyna Cisło z biura prasowego policji. Funkcjonariusze zarządzili obławę na groźne zwierzę.
Ranni mężczyźni zostali przewiezieni do kliniki uniwersyteckiej przy ul. Kopernika. - To trwało kilkadziesiąt sekund - wspomina pan Mieczysław. - Nie zrozumiałem w ogóle, co się dzieje wokół mnie - dodaje.
Zobacz zdjęcia
Pan Mieczysław wybrał się na zakupy do pobliskiego sklepu. Gdy wyszedł z bloku, dzik zaatakował go z tyłu. - Zacząłem uciekać, on za mną. Jeszcze raz mnie pchnął, wtedy upadłem. Przechodnie zaczęli krzyczeć, by przegonić zwierzę. Na szczęście dał mi spokój - cieszy się pan Mieczysław. Z szarpanymi ranami na pośladkach i udach trafił do szpitala. Jego zdrowiu nic nie zagraża.
Stan drugiego mężczyzny poturbowanego przez dzika lekarze określają jako poważniejszy. Zwierzę trąciło mężczyznę głową tak mocno, że ten się przewrócił i stracił przytomność. Ma uszkodzoną czaszkę. Nie pamięta, co się z nim stało. - Potrafił przypomnieć sobie jedynie swoje nazwisko i imię. Lekarze nawiązali z nim kontakt - mówi Anna Niedźwiedzka, rzecznik Szpitala Uniwersyteckiego.
Niewykluczone, że pacjenci zostaną zaszczepieni przeciw wściekliźnie po konsultacjach z lekarzami chorób zakaźnych. Gdy mężczyznami zajmowali się lekarze, w mieście trwała obława. Około 20 policjantów, myśliwi z koła Podwawelskiego oraz pracownicy "Pogotowia dla dzikich zwierząt" z firmy Kaban, zaczęli przeszukiwać okolice ul. Kobierzyńskiej. Mieszkańcy wskazali im, że dzik pobiegł w stronę centrum. W ciągu kilkudziesięciu minut odyniec dotarł nad Wisłę i pobiegł bulwarami w stronę Zabłocia.
W pewnym momencie przerażony wskoczył do rzeki. - Płynącego dzika eskortowała policja wodna - mówi jeden ze świadków zdarzenia. - Skierowali zwierzę na porośnięty chaszczami brzeg koło dawnego mostu Lajkonik. Tam czekali na niego myśliwi, którzy oddali celne strzały.
Katarzyna Cisło wyjaśnia, że zwierzę było niebezpieczne i zagrażało zdrowiu i życiu ludzi, dlatego postanowiono je odstrzelić. To samo podkreśla Jan Bachrach, prezes koła łowieckiego Podwawelskie. Według specjalistów obezwładnienie dzika nabojem usypiającym mogło nie przynieść skutku, bo trudno było ocenić wagę odyńca, by precyzyjnie dobrać dawkę środka usypiającego. A gdyby zwierzę zostało tylko zranione, mogłoby znów zaatakować.
Prezes Bachrach twierdzi, że myśliwi robią bardzo dużo, aby dziki żyjące w granicach miasta nie stanowiły dla ludzi zagrożenia. - W ciągu roku odstrzeliliśmy ok. 80 sztuk. Strzelaliśmy tylko na obrzeżach miasta i tylko nocami. Zostało ok. 15 dzików. Ta liczba nie powinna stanowić już problemu - zaznacza prezes.