https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Powiat wadowicki: rolnicy zostali na lodzie

Robert Szkutnik
Muszę teraz co dwa lata, jak wierzba podrośnie i zyska odpowiednią grubość, karczować  uprawę, potem rozdrabniam to maszyną i spalam w piecu centralnego ogrzewania - mówi Jan Sitko z Kozińca
Muszę teraz co dwa lata, jak wierzba podrośnie i zyska odpowiednią grubość, karczować uprawę, potem rozdrabniam to maszyną i spalam w piecu centralnego ogrzewania - mówi Jan Sitko z Kozińca Robert Szkutnik
W powiecie wadowickim rolnicy uprawiający tzw. wierzbę energetyczną, potrzebną do produkcji biomasy spalanej w kotłach elektrociepłowni i elektrowni, nie mają komu sprzedawać ściętego drewna. Twierdzą, że raczkujący rynek wierzby załamał się całkowicie.

- Od początku były z wierzbą problemy. W naszej wsi miała nawet powstać kotłownia ekologiczna na wierzbę, ale nic z tego nie wyszło. Wielu rolników zostało z tą wierzbą - mówi Zbigniew Prorok, sołtys wsi Świnna Poręba. Dodając, że sam wierzbę także posadził.

Wierzba energetyczna została wyhodowana przed laty w Szwecji. Podkreślano jej zalety. To, że plony można zbierać przez 30 lat oraz to, że ma wydajność energetyczną podobną jak miał węglowy. Miała być ekologiczną alternatywą dla opalania węglem, bo przy jej spalaniu nie wytwarza się szkodliwa siarka. Zwolennicy wierzby obliczyli, że z jednego hektara powierzchni jej uprawy uzyskuje się 12-14 razy więcej masy drewnianej niż z lasu. Wydajność hektara plantacji wierzby to 20-30 ton masy drewnianej co roku. Ponadto można ją sadzić na lichych glebach.

- Okazało się, że to nie do końca prawda, bo wierzba przyrasta rocznie około dwa centymetry, więc trzeba czekać dwa, trzy lata, aby miała odpowiednią grubość. W pierwszym roku nadaje się, co najwyżej, do wyplatania koszyków - mówi Leon Bąk z Gorzenia Dolnego. I dodaje, że rośnie ona lepiej,gdy ma dużo wilgoci. U mnie pięknie wyrosła, ma z 5 metrów, ale nie ma, co z nią zrobić - denerwuje się rozgoryczony rolnik.

Większy problem

Sprawa wierzby energetycznej dotyczy kilkunastu rolników z gmin Wadowice, Mucharz, Andrychów, Izdebnik, Wieprz. Prawie w każdej gminie powiatu wadowickiego był jakiś entuzjasta takich upraw.

Jednak niektórzy dali sobie spokój zaraz na początku. Ale inni kupili sadzonki i teraz zostali z wierzbowymi gajami. - Ja zaczynałem z dziesięć lat temu. Kupiłem sadzonki po 60 groszy, a pośrednicy chcieli odkupić ode mnie zrębki wierzby po 10 - 20 groszy. Nikt nie pomyśli o tym, że zainwestowałem też w maszynę do rozdrabniania wierzby - mówi Jan Sitko z Kozińca, który musi też surowiec suszyć, aby był wystarczająco dobry.

Dziś ceny są inne. 100 sztuk sadzonek można kupić po 10 groszy. Jednak jest haczyk. - Ci rolnicy musieliby uprawiać po 20 czy 50 hektarów, żeby zagwarantować stałe dostawy elektrowniom. A ich poletka są za małe. Dlatego są skazani na pośredników - mówi Grzegorz Kania z Poręby Wielkiej k. Oświęcimia, który uprawia i sprzedaje sadzonki wierzby. Przyznaje, że to jego zajęcia dodatkowe, bo samej wierzby ma tylko dwa hektary.

Zapotrzebowanie na zieloną energię rośnie w kraju już od kilku lat, a to dlatego, że w 2020 roku aż 15,5 proc. zużycia energii końcowej ma pochodzić z odnawialnych źródeł energii. Datego wydawałoby się, że elektrownie będą zainteresowane skupem biomasy, w tym zrębków wierzby.

Początkowo faktycznie tak było. Teraz elektrownie szukają wielkich dostawców lub same sadzą rośliny energetyczne, np. elektrownia Opole założyła własną plantację wierzby. Plantatorom wierzby zaszkodziło też zabranie specjalnych dopłat dla takich plantacji oraz tzw. współspalanie, czyli sypanie do jednego pieca węgla i wierzby. Ponadto koncerny energetyczne zaczęły sprowadzać tańszą biomasę - łupiny orzecha kokosowego.

Rozmowa z Dariuszem Szwedem, przewodniczącym Rady Programowej Zielonego Instytutu

Dlaczego elektrownie nie odbierają wierzby energetycznej od rolników?
Między innymi dlatego, że coraz więcej sprowadza się do kraju łupin orzecha kokosowego jako biomasę. Obierki płyną z Afryki, Indonezji i Ameryki Południowej, ale głównie z Brazylii. A elektrownie spalają węgiel i właśnie łupiny orzecha kokosowego. Dzięki temu korporacje energetyczne w Polsce w 2010 r. uzyskały z budżetu państwa 1700 mln zł w ramach tzw. zielonych certyfikatów. Nie ma to jednak nic wspólnego z odnawialnymi źródłami energii. W takiej sytuacji dochodzą do wniosku, że wierzba jest dla nich za droga. Zresztą na pewnym etapie wyparło ją pełnowartościowe drewno, które spalano jako biomasę. Rząd nie realizuje założeń polityki energetycznej Polski i zamiast skupić się na wdrożeniu potrzebnej w kraju ustawy o OZE, topi dziesiątki milionów złotych w program jądrowy i dofinansowanie koncernów energetycznych. Pieniądze powinny pójść na dopłaty np. do zakładania na domach ogniw fotowoltaicznych a nie na zielone certyfikaty. Przez 5 ostatnich lat wydano w ten sposób 11 do 12 mld złotych.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

J
Jano
Od dawna uważam, że program jądrowy w Polsce to wyrzucone pieniądze w błoto. Po Fukuszimie Niemcy wycofują się z energetyki jądrowej. Mamy rzeki, można budować elektrownie wodne. Wcale nie muszą być wielkie. Po wojnie wiele takich małych elektrowni zostało zdewastowanych, nie odbudowano ich. Był program kaskada Wisły. Miało powstać 8 elektrowni wodnych. Istnieje chyba tylko jedna we Włocławku, w planach budowa drugiej. Ogniwa fotowoltaniczne dla prywatnych gospodarstw domowych to jest bardzo dobry pomysł. Czas aby rząd pomyślał o dopłatach do tych rzeczy. To co teraz się robi to jakaś kpina. Najpierw sprzedali energetykę a teraz ją dofinansowują.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska