- Został Pan powołany do reprezentacji Polski na mistrzostwa Europy. Miał Pan wcześniej sygnały od trenera Piotra Wadeckiego, że postawi na Pana podczas wyścigu we francuskim Plumelec?
- Wcześniej sygnałów raczej nie było, ale selekcjoner zadzwonił do mnie tydzień temu. Stwierdził, że chce wysłać najmocniejszy skład, na jaki nas obecnie stać. Zapytał, w jakiej jestem dyspozycji i zadecydował, że da mi szansę. Po cichu liczyłem na to powołanie, każdy chyba zawodnik o tym marzy. Było to miłe zaskoczenie.
- Jest Pan w dobrej formie?
- Tak, czuję się mocny. Przejechałem ostatnio Tour of Britain, choć nie ułożył się po mojej myśli, bo już na drugim etapie go przegrałem i potem byłem już tylko do pomocy kolegów z drużyny. Na drugim etapie odjechało 15 osób, z prawie każdej drużyny World Tourowej był zawodnik. Razem z Movistarem goniliśmy czołówkę. Przed decydującym podjazdem, 25 km przed metą brakowało sił obu teamom. Różnica między mną, a czołówką wynosiła minutę. Postanowiłem sam dojść do prowadzących. Ale od razu dogoniła mnie drużyna Dimension Data. Nie wytrzymałem tempa i wiedziałem, że przegram ten wyścig. Potem już nie ma znaczenia, który jestem w „generalce”. Pomagałem sprinterom. Wyścig był bardzo trudny. Przebiega po wąskich, krętych drogach, trasa jest pofałdowana. Trzeba być wciąż skoncentrowanym, a to czasem jest bardziej męczące niż sam wyścig.
- Na czym opiera Pan swój optymizm, skoro ostatni wyścig nie wyszedł?
- Myślę, że jestem w życiowej formie. Wcześniejsze starty były udane, poza tym widzę, jaką mocą dysponuję na treningach. Niedawno w dwuetapowym wyścigu w Holandii byłem drugi, wygraliśmy też drużynową „czasówkę”. Trener chyba obserwował mój cały sezon. Wszedłem na wyższy poziom. Udany był dla mnie start w wyścigu dookoła Korei. Tam byłem nawet liderem, ale brakowało mi mocnej drużyny, by utrzymać przewagę, jaką miałem.
- Z trenerem Wadeckim jest Pan w dobrych stosunkach. Był Pan powoływany w przeszłości do reprezentacji na Tour de Pologne.
- Tak, myślę, że trener doskonale zna moje mocne i słabe strony.
- Wybrał reprezentację, w której brakuje oczywistego lidera. Oprócz Pana pojadą: Marcin Białobłocki, Michał Gołaś, Łukasz Owsian, Maciej Paterski i Łukasz Wiśniowski.
- Też odnoszę takie wrażenie, że nie ma lidera. Nie wiem, jak to będzie wyglądało. Na pewno przed startem usiądziemy i porozmawiamy o tym. W niedzielę, gdy wystartujemy, wszystko będzie oczywiste.
- Jak spędzi Pan ostatnie dni przed startem.
- Jestem jeszcze w Wielkiej Brytanii, w środę przylecę do kraju, ale na krótko. W piątek udam się już do Francji, by na miejscu się przygotować do występu.
- Mistrzostwa Europy to kulminacyjne wydarzenie sezonu. W końcu elita startuje po raz pierwszy. A w swojej karierze nie miał Pan jeszcze okazji występować w imprezie tej rangi.
- Na pewno, ale jeszcze będę miał kilka wyścigów. Jadę klasyk w Niemczech i Abu Dhabi Tour. Do października będą jeszcze starty. Zobaczymy, może pojadę na mistrzostwa świata?
- Ale trasa w Katarze jest typowo płaska, a Pan jest przecież góralem!
- W tym sęk, nie ma co wysyłać górali, lepiej jak pojadą specjaliści od płaskich etapów. Zobaczymy jednak, jak będzie.
- Jaką grupę będzie Pan reprezentował w przyszłym sezonie?
- Podpisałem kontrakt z grupą One Pro Cycling na sezon, teraz prowadzę rozmowy na temat przyszłości. Myślę, że zostanę w Anglii na kolejny rok. Jestem bardzo zadowolony, ekipa jest fajna. Zresztą jest nam raźniej, bo przecież startujemy razem z Marcinem Białobłockim.