Prokuratura oskarżyła trzech spawaczy, którzy wkonywali prace spawalnicze i ślusarskie, o spowodowanie pożaru.
- Przyjęliśmy, że robotnicy ci dopuścili się swojego czynu nieumyślnie - mówi Zbigniew Gabryś, zastępca prokuratora rejonowego w Nowym Targu. - Zarzut dotyczący właściciela jest taki sam, ale jest inaczej sfomułowany: jako sprowadzenia niebezpieczeństwa pożaru. Dopuścił on bowiem do tego, że powstała w ogóle taka sytuacja. Te osoby, które wykonywały roboty, nie miały bowiem odpowiednich uprawnień. Właściciel o tym wiedział, a mimo to dopuścił ich do pracy.
Wszyscy są oskarżeni o to, że sprowadzili zagrożenie nie tylko dla klientów i załogi obiektu współoskarżonego w całej sprawie właściciela, ale również dla właścicieli 100 punktów handlowych, które w Leclercu miały swoją siedzibę.
Spawaczom grozi do 5 lat więzienia. Współwłaściciel Leclerca może w więzieniu spędzić nawet trzy lata. Jak się okazało w trakcie śledztwa, przedsiębiorca dobudował pomieszczenia magazynowe bez odpowiednich pozwoleń budowlanych.
Jak mówi Zbigniew Gabryś, współwłaściciel Leclerca złożył wniosek o poddanie się karze. Spawacze natomiast złożyli wyjaśnienia, jak to według nich wyglądało. W całej sprawie nie jest jednak podejmowana kwestia zabezpieczenia przeciwpożarowego w obiekcie, co do którego już na wstępie dochodzenia pojawiły się obiekcje. Wówczas straż pożarna wskazywała, że jedno z wyjść ewakuacyjnych było zastawione.
Pożar w Leclercu wybuchł w piątek 13 marca 2009. Ogień pojawił się w pomieszczeniach magazynowych ok. godz. 9.30, zaraz po otwarciu sklepu. Pożar rozprzestrzeniał się błyskawicznie.
- Blachy na budynku się tak jakoś rozgięły i nagle poszedł słup ognia na dziesięć metrów do góry - przypomina jeden ze świadków.
Ostatecznie spalił się magazyn i antresola oraz częściowo zaplecze. Według szacunków, spłonął majątek wart 7 milionów złotych. W akcji gaśniczej brało udział 220 strażaków.