Jeszcze kilkadziesiąt lat temu "Dromost" był państwową firmą zatrudniającą około 500 osób. Zajmowali się budową dróg i mostów. W latach dziewięćdziesiątych firma została przekształcona w spółkę pracowniczą. Z czasem udziały od poszczególnych pracowników wykupili jej obecni właściciele. Dziś firma zatrudnia ponad 70 osób i ma poważne problemy finansowe. Produkcja stanęła - pracownicy są na przymusowych urlopach. - Od pół roku nie dostajemy pensji. W moim przypadku to około 15 tys. zł - wylicza Janusz Rosiński, który przepracował tu 40 lat.
W podobnej sytuacji są jego koledzy. - A żyć przecież jakoś trzeba. Wszyscy mamy rodziny, opłaty, zobowiązania. Żyjemy w zasadzie z kredytów - mówi Wiesław Kolarz.
Zdeterminowali pracownicy obliczyli, że pod koniec roku firma była im winna w sumie około 800 tys. zł. W tej chwili to już dużo więcej. Do prezesa wysłali już dwa razy wezwanie do zapłaty. Na żadne z pism nie dostali jeszcze odpowiedzi. - Teraz, powiem szczerze, liczymy tylko na cud. Na to, że znajdzie się jakiś inwestor, który wejdzie tu z kapitałem - mówi Zdzisław Waligóra. Pracownicy "Dromostu" mają za złe szefom spółki także to, że ci wyprzedają jej majątek.
W piątek prezes firmy nie chciał z nami rozmawiać. Bardziej rozmowna była jego zastępczyni. - Wszystkim nam jest ciężko, przecież my też nie pobieramy pensji i to nawet dłużej niż pracownicy - mówi Janina Augustyn. - Sytuacja na rynku jest nieciekawa. Jest duża konkurencja, praktycznie nie wygrywamy przetargów - wyjaśnia. - Jeśli sprzedawaliśmy działki, to po to by zapłacić stare faktury - dodaje.
Na pytanie, czy pracownicy otrzymają zaległe pensje, odpowiedziała twierdząco. - W styczniu złożyliśmy do sądu wniosek o upadłość. Będą pieniądze na pokrycie pewnych zobowiązań - tłumaczy. Ile? Tego nie potrafiła sprecyzować. Pracownicy nie do końca wierzą w te zapewnienia. - Już nieraz zostaliśmy oszukani - przekonuje Artur Materna, który w firmie przepracował 26 lat - Oprócz pensji spółka jest nam winna także pieniądze, które były pobierane do kasy zapomogowo-pożyczkowej. W moim przypadku jest to ponad dwa tysiące złotych.
