Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawdziwa miłość to jak szóstka wygrana w totka

Maria Mazurek
Miłość od pierwszego wejrzenia? Takie przypadki się zdarzają. Tyle że częściej w filmach niż w życiu
Miłość od pierwszego wejrzenia? Takie przypadki się zdarzają. Tyle że częściej w filmach niż w życiu fot. 123rf
Poszukiwania prawdziwej miłości odbywają się metodą prób i błędów. Można jej jednak nigdy nie znaleźć - mówi prof. dr hab. Józef Lipiec, filozof, autor „Filozofii miłości”. Miłość jest siłą tak potężną, jak w przyrodzie grawitacja. Może spowodować wzniesienie człowieka na wyżyny tego, co nazywa się szczęściem, ale może go pociągnąć na dno.

Józef Lipiec
Naukowiec, filozof, nauczyciel akademicki, propagator idei olimpijskiej, publicysta, turysta.
Urodził się w 1942 roku w Nowym Sączu. Mając 17 lat rozpoczął studia filozoficzne na UJ pod opieką
wybitnego fenomenologa, prof. Romana Ingardena. Wykłada na UJ i AWF w Krakowie.

***

Po co filozof zajmuje się miłością?

Prof. Józef Lipiec: Bo miłość to nie jest taka prosta sprawa.

Owszem. Ale nie trzeba znać, czytać dzieł filozofów, żeby poznać jej smak.

Filozofia na tym właśnie polega: na zajmowaniu się czymś, co jest dostępne dla każdego. Tylko że filozof będzie szukał ukrytych sensów, treści, czegoś, co nazywamy esencją, istotą rzeczy. Poza tym takie rozważania ostatecznie mają też pewien sens praktyczny - wyjaśniają mianowicie ludziom, dlaczego są szczęśliwi w miłości - jeśli są szczęśliwi - lub dlaczego ich miłość kończy się niepowodzeniem, destrukcją.

Bo trzeba zdać sobie sprawę, że miłość jest siłą tak potężną, jak w przyrodzie grawitacja. Może spowodować wzniesienie człowieka na wyżyny tego, co nazywa się szczęściem, ale może go też pociągnąć na samo dno, unicestwić. Najwięcej samobójstw popełnia się z miłości właśnie.

Czy zatem pan uważa, że jeśli nie kochamy, to nie możemy być w pełni szczęśliwi?
Nie wystarczy kochać. W miłości możliwe są trzy możliwości: albo kochamy, jesteśmy tą stroną, która tworzy miłosną rzeczywistość, albo jesteśmy kochani, wypełnieni miłością drugiej osoby - bo bywają przecież miłości bez wzajemności. Jest wreszcie i trzeci przypadek - i dopiero on może nas wznieść na wyżyny tego szczęścia - kiedy miłość tworzy zamknięty układ wzajemnego dawania. I miłość wzajemna jest bardzo rzadkim zjawiskiem.

Jest pan pesymistą.
Realistą. Wzajemna miłość zdarza się stosunkowo rzadko. Wtedy tworzy się coś, co możemy nazwać synergią miłości.

Czyli?

Zjawisko synergii polega na tym, że jeśli dwie osoby się kochają, to wytwarza się znacznie większa energia niż wynosi suma ich pojedynczych energii. Dlatego dopiero miłość synergiczna - czy, mówiąc prościej, wzajemna - dostarcza nam największego poziomu radości. Tylko wtedy żyjemy pełnią życia. Jeśli ktoś jest tego pozbawiony, musi szukać środków zastępczych. O dwóch połówkach snuł opowieść Arystofanes w „Uczcie” Platona. Człowiek pełny to jest człowiek zespolony z drugim, sobie przeznaczonym.

Opowieść Arystofanesa nie jest dla mnie przekonująca, bo zakłada, że mamy tylko jedną połówkę. A skoro tak - to ona nawet nie musi żyć w tym momencie, kiedy my. Nawet jeśli żyje w tym samym czasie - szanse, żeby na nią trafić, są marniejsze niż szanse na to, żeby trafić szóstkę w totka.

W istocie tak jest. Rozważam więc również ten problem. Znalazłem nawet jego rozwiązanie, też w duchu platońskim. Mianowicie sądzę, że możemy w ciągu całego życia mieć tę drugą połówkę złożoną z kilku nam przeznaczonych ludzi. Przecież dziś ludzie często przeżywają w ciągu życia po trzy, cztery miłości - począwszy od tej szkolnej, po młodzieńczą, dojrzałą, po taką, która czasem zdarza się w starszym wieku i jest dopełnieniem życia. Jest oczywiście też możliwość, że ktoś spotka jedną miłość, z którą przejdzie przez całe życie - i ta pierwsza miłość będzie zarazem ostatnią. Ale to bardzo rzadkie.

Raz na tysiąc?
Nikt takich badań nie zrobił - nawet nie wiem, jak one miałyby wyglądać.

A zna pan osobiście takie przypadki?
Kilka. Ślady takich miłości odnajdujemy też w literaturze. Autor najpiękniejszej książki o szczęściu, jaka kiedykolwiek powstała na świecie, Władysław Tatarkiewicz, w swojej autobiografii wyznał, że miał tylko jedną kobietę, jedyną miłość swojego życia, wielką i do końca - a żył bardzo długo, bo prawie sto lat. Mówię oczywiście cały czas o miłości, a nie o jednym z jej przejawów, jakim jest aktywność seksualna. Te dwie rzeczy należy od siebie oddzielić.

To dalej nie dało nam odpowiedzi na pytanie, jak tę połówkę znaleźć? Czy w ogóle możemy jakoś zwiększyć swoje szanse?
W lepszej sytuacji znajduje się ten, który zna siebie dobrze i wie, kogo szuka, niż ten, który błądzi po omacku. Łatwiej mają też ludzie z większymi możliwościami wyboru niż taki nieszczęśnik Adam, który w raju miał tylko jedną Ewę - i jeśli ona by nie była jego połówką, to wydarzyłby się dramat niespełnienia.

Bo poszukiwania prawdziwej miłości odbywają się metodą prób i błędów - może to ten, a może ta, aż wreszcie trafia się na kogoś, kto jest najbliższy temu pożądanemu przeze mnie ideałowi. Ta druga połówka bowiem musi spełnić swoiste warunki. Po pierwsze, musi nam się podobać pod względem fizycznym, biologicznym, musi być dla nas reprezentantem męskości czy kobiecości. Po drugie, musimy mieć z nią pewną wspólnotę myśli, wartości, wspólnotę kulturową. Trudno sobie wyobrazić, by kochali się ludzie, którzy mają diametralnie różne poglądy na świat. I trzeci warunek, najtrudniejszy do uchwycenia, a zarazem najważniejszy - musimy mieć przekonanie, że to jest właśnie człowiek nam przeznaczony.

Że to „ten” albo „ta”?
Tak. I wtedy nawet jeśli coś się wydarzy, jeśli on się zmieni, jeśli zorientujemy się, że on pod żadnym innym względem nam nie odpowiada - i tak będziemy go kochać.

I przyjaciele będą nam mówić: „Daj sobie spokój, ślepy jesteś, nie pasujecie do siebie”. A my i tak swoje będziemy wiedzieć.
Ci przyjaciele często mają rację. Bywają złe miłości, które niszczą ich uczestników.

Tak zwane toksyczne.
Tak. Taka miłość może nawet posunąć się do granic zbrodni. Oczywiście, dziś wiemy, że tam w grę wchodzi dużo różnych czynników: zazdrość, kompleksy, zaburzenia psychiczne. Czasem to jest nawet „poza nami”. Otello musi udusić swoją ukochaną Desdemonę, nie ma wyjścia... Dziś również słyszymy o przypadkach nękania, stalkingu. Jeszcze więcej jest sytuacji, które nie podlegają pod skrajną ocenę prawno-moralną, ale jednak powoli, prawie niezauważalnie, niszczą jej uczestników. To na przykład małżeństwa, które trwają latami, opierając się na ukrytej wzajemnej nie-chęci.

Wtedy irytuje nawet sposób, w jaki ta druga osoba je jogurt?
Tak. I przez to my sami możemy źle się czuć. Pewien człowiek, który zajmował się „leczeniem” wahadełkiem, opowiadał, że często wzywany do kogoś, kto miał problemy zdrowotne, musiał po cichu mówić mu: „Przy tej kobiecie zawsze będzie pan chory. Bo po prostu tak ona na pana oddziałuje”. Taka osoba może nas kochać, ale i niszczyć zarazem. Dlatego powinniśmy szukać osób - i to odnosi się zarówno do miłości, jak i do przyjaźni - przy których rosną nam skrzydła. Przy których czujemy się dobrze sami ze sobą, ze światem. Które nas inspirują.

Niektórzy uważają, że nie ma co na siłę szukać ideału, że trzeba iść na kompromisy. Mają rację?
A pani jak myśli?

Ja akurat uparcie tego ideału poszukuję i cały czas wybrzydzam.
A życie mija.

Poszukiwania prawdziwej miłości odbywają się metodą prób i błędów

No to gdzie jest ten moment, kiedy trzeba zmniejszyć swoje oczekiwania?
Zależy, jaki cel chcemy osiągnąć. Bo jeśli chodzi nam o prawdziwą miłość - to musimy liczyć się z tym, że nigdy możemy jej nie spotkać. Ale jeśli zależy nam, żeby przedłużyć swoje geny, mieć dzieci - to do tego prawdziwa miłość nie jest przecież potrzebna. I wtedy można iść na kompromisy.

Założyć rodzinę z czystej kalkulacji i potrzeby rodzicielstwa, a skrycie czekać na to, że może jednak miłość przyjdzie później? Przecież to nieuczciwe.
Można też zostać samemu. Wyjść z założenia, że skoro nie ma miłości, to i nie ma sensu organizowania sobie życia z kimś, kogo się nie kocha. Jeśli mamy w życiu pecha i nie trafiamy na miłość - bo ostatecznie, zgodnie z platońskim mitem połówek, to Eros decyduje, czy ludzi na siebie naprowadzić - a jedynie na jej namiastkę, to nie dziwmy się, że z takiego półśrodka szczęścia nie osiągniemy.

Miłość to więc tylko ślepy los?
I tak, i nie. Bo na sam fakt spotkania albo niespotkania właściwej osoby dużego wpływu nie mamy. Ale jeśli pracujemy nad sobą, bogacimy się wewnętrznie, stajemy się bardziej atrakcyjni, to mamy też większą szansę, żeby ukazać się jako potencjalny obiekt miłości. Zawsze trzeba nad sobą pracować. A jeśli miłość już przyjdzie, trzeba ją pielęgnować. Nie wystarczy się zakochać. Miłość jest długim procesem, czasem trwającym całe życie.

To chyba najczęstszy błąd w miłości: zdaje nam się, że ona została dana raz na zawsze. „I żyli długo i szczęśliwie”.
A miłość nie została dana raz na zawsze. Miłość powstaje w czasie i przez czas może być ograniczona. Prościej: może się skończyć. Z różnych powodów - może po prostu zgasnąć albo zapłonąć gdzieś indziej. W obrębie pięknej, harmonijnej, dwustronnej miłości nagle pojawia się ktoś trzeci. I to powoduje dramaty życiowe.

Kiedyś większość małżeństw była aranżowana. Takie związki były często udane, trwałe. Może małżeństwa z kalkulacji takie złe nie są?
W różny sposób można dochodzić do miłości. Bywają miłosne związki, które miały swój początek w przypadkowym seksie, niemającym z miłością nic wspólnego. Są i związki, które rodzą się na wspólnych zainteresowaniach, na przyjaźni, która później przekształca się w miłość. Historia dojścia do miłości może być długa, pokrętna i zaskakująca. Oczywiście to zupełnie niehollywoodzkie, ale zdarza się. Na filmach ludzie spotykają się, wpatrują w siebie - i już wiedzą, że chcą być z sobą. Podobnie było w przypadku Romea i Julii, których cała historia trwała dwie doby. Jedno spojrzenie i wiadomo.

Miłość od pierwszego wejrzenia.
Z motylami w brzuchu.

Wierzy pan w nią?
Nie ma co wierzyć - takie przypadki się zdarzają. Tyle że częściej w filmach niż w życiu. Inna sprawa, że ludzie czasami mylą miłość od pierwszego wejrzenia z głodem uczuciowym, który chcą natychmiast zaspokoić.

Mówimy cały czas o filozofii miłości. Ale z biologicznego punktu widzenia miłość nie istnieje, a jeśli nawet - to jest niczym innym, jak wyrzutem hormonów i neuroprzekaźników, który służy jednemu: zachęceniu nas do przedłużania gatunku.
Można powiedzieć, że to również jest prawda. Kiedy kochamy, zmienia się nasza fizjologia, nasze ciało wydziela inne substancje chemiczne niż wtedy, kiedy jesteśmy obojętni uczuciowo. Tylko że miłość należy do innego porządku - do porządku relacji między ludźmi. Miłość jest czymś ponadbiologicznym. Jest dawaniem drugiemu człowiekowi tego, co najbardziej wartościowe. Jest wyjściem poza siebie.

Do takich pięknych wniosków może dojść filozof, może dojść poeta, pisarz, może nawet psycholog. Ale biolog i tak skwituje je krótko: chodzi o prokreację.
Bo biolog czy chemik jest od tego, żeby w swoim języku opisywać - lub próbować opisać - pewne sytuacje. Ale miłość jest czymś, czego językiem biologii opisać się nie da. Tym językiem możemy skończyć na orgazmie albo zapłodnieniu. A miłość jest czymś znacznie ważniejszym. Jest w miłości potężny sens egzystencjalny: miłość ma jej uczestników wzmocnić w istnieniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska