Aby przyznać rekompensatę urzędnicy miejscy lub starosty powiatowego muszą przede wszystkim sprawdzić stan prawny danego terenu i określić ile z niego "pochłonęła" droga. Później wojewoda potwierdza przejęcie gruntów przez gminę lub Skarb Państwa, co daje podstawę do wnioskowania o odszkodowanie. Obecnie w Urzędzie Miasta na rozpatrzenie czeka 1187 wniosków. W starostwie powiatowym - 46. Wartość gruntów biegli wyceniają zależnie od ich powierzchni i położenia w mieście.
Ale procedura jest bardzo skomplikowana, bo istnieje mnóstwo rozbieżności między księgami wieczystymi nieruchomości, określającymi do kogo one należą, a ewidencją gruntów zakładaną jeszcze w latach 60. Ta wskazuje numery działek i ich powierzchnię. - W starych księgach wieczystych nie używa się obecnie stosowanego podziału na działki. Występują tam dawne parcele katastralne. Czasami na jedną drogę składa się ich nawet 50. Musimy dociekać statusu prawnego każdej - mówi Maria Kolińska, dyrektorka wydziału geodezji UMK.
Urząd bada więc mapy, nawet z czasów austriackich, szuka właścicieli ziemi i ich spadkobierców, również za granicą, zleca ekspertyzy geodezyjne. - Dlatego ten proces trwa tyle czasu - tłumaczy dyrektorka.
Ponadto wiele osób kwestionuje decyzje urzędników. Przykładem jest Tadeusz Burek, który już od 10 lat czeka na pieniądze za teren pod ulicą Siarczki w Swoszowicach. Uważa, że za 3,5 ara należy mu się około 150 tys. zł. Urzędnicy miejscy i wojewódzcy twierdzą jednak, że pod drogę zajęto tylko jeden ar. Spór trwa.
- W dokumentach mam wpisane 3,5 ara. Nie rozumiem jak działka mogła się skurczyć? - dziwi się pan Tadeusz. - Walczę o to od lat, wyznaczane są kolejne terminy załatwienia mojej sprawy i nic - dodaje.
Pierwszy termin miał w roku 2006. Teraz wyznaczono mu kolejny na... 31 stycznia 2014. Fakt, że wielokrotnie sam skarżył decyzje urzędów i wyniki prac ich geodetów. Teraz szuka pomocy nawet w Ministerstwie Transportu, Budownictwa i Gospodarki Wodnej. Urzędnicy uważają jednak, że panu Tadeuszowi nie należy się odszkodowanie za 3,5 ara. - Droga zajęła mniej więcej jeden ar, zgodnie z dokumentacją przygotowywaną przez geodetów i tą zgromadzoną w zasobie geodezyjnym i kartograficznym - mówi dyrektor Kolińska.
- Reszta parceli należy do osób prywatnych i nie jest zajęta pod drogę publiczną, a z aktów notarialnych wynika, że została już sprzedana - dodaje. Pan Tadeusz jednak oponuje. - Tak, sprzedałem część działki, ale droga i tak zajmuje ponad trzy ary. Mam na to dokumenty - odpiera Burek. Okazuje się, że prawdopodobnie zawinił geodeta jeszcze w 1993 roku, który miał ujednolicić zapisy z ksiąg wieczystych i ewidencji gruntów. Pomylił się i w ten sposób ten sam grunt istnieje w dwóch zapisach z różnymi oznaczeniami. W sprawie pana Burka wojewoda postanowił jeszcze raz sam przeprowadzić ekspertyzy geodezyjne, aby ostatecznie wyjaśnić problem.
Miejski wydział geodezji prowadzi ok. 300 takich postępowań w roku. Wydaje na to kilkaset tysięcy złotych. Problemów jest jeszcze więcej. W czasach PRL działki mierzono innymi technologiami niż dziś. Teraz używa się nowoczesnego sprzętu i nawigacji satelitarnej GPS. To powoduje, że nowe wyliczenia odbiegają od tych starych, np. o 20 mkw. Ale to też pieniądze, bo grunty w Krakowie sporo są warte. Ludzie się odwołują i sprawy się przeciągają.
- Rozumiem, że postępowania są skomplikowane, ale trzeba je przyspieszyć. Pamiętajmy, że wnioski często składały osoby starsze, którym szczególnie zależy na czasie. Dla nich zadośćuczynienie za ojcowiznę jest istotną sprawą - mówi Bolesław Kosior, radny miejski PiS i członek miejskiej komisji inwentaryzacyjnej zajmującej się sprawami komunalizacji nieruchomości. Apeluje o wzmocnienie kadrowe i finansowe wydziału geodezji do urzędu. - Powinniśmy już dawno zamknąć ten rozdział historii miasta - kwituje radny Kosior.
Jedni nie dostaną nic, inni miliony
Sprawy dotyczą dróg, które w dniu 1 stycznia 1999 roku były drogami publicznymi. W 1998 roku ustawa ustaliła termin składania wniosków o odszkodowania na lata 2001-2005. Te złożone później nie mają szans na uzyskanie wypłaty. Są jednak rozpatrywane. W Krakowie jest ich 160. Niektórzy poszkodowani nieraz dowiadywali się od sąsiadów o szansie na rekompensatę, ale było już za późno. Urzędnicy zarzekają się, że szeroko informowali o terminach.
Najwięcej wniosków o odszkodowanie wpłynęło za nieruchomości zajęte pod ulice: Igołomską, Ważewskiego, Żeleńskiego, Wyżynną, Rzepakową, Królowej Jadwigi, Żelazowskiego, Banacha, 29 Listopada, Szczawnicką, św. Jacka, Zakarczmie, Opatkowicką, Starowiślną
Najwyższe kwoty odszkodowania wypłacono w wysokości:
- 2 567 313 zł za nieruchomość o pow. 5559 mkw., zajętą pod ul. Panieńskich Skał
- 1 914 475 zł za nieruchomość o pow. 441 mkw., zajętą pod ul. Kałuży
- 1 561 562 zł za teren o pow. 2743 mkw., zajęty pod ul. Na Wierzchowinach
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+