Tak wielka trwałość sprawowania urzędu miała wielkie zalety. Dawała bowiem możliwość dobrego poznania ludzi i spraw oraz zarządzania nimi w dłuższej perspektywie, co z kolei dawało poczucie stabilności przełożonym i podwładnym, rodziło atmosferę spokoju, skłaniało do tworzenia we wspólnotach kościelnych trwałych więzi. Jeżeli jeszcze udało się powierzyć urząd osobie, która miała charyzmę rządzenia, szanowała podwładnych i umiała zapobiec konfliktom, które przecież łatwo pojawiają się między ludźmi, to przełożony, ceniony i lubiany przez wspólnotę stawał się jej wielką wartością, gwarancją rozwoju, jej błogosławieństwem.
Wiadomo jednak nie od dzisiaj, że zło wciska się w każdą szparę, w której nie zamieszkało dobro. Tak też bywało z obsadą stanowisk we wspólnotach kościelnych. Zdarzali się ludzie niegodni urzędów, nieumiejący kierować innymi, zachłanni na władzę, nie dbający o dobro wspólne, a raczej o siebie, a nie można było ich usunąć i zastąpić kimś lepszym. Skazywało to wielu ludzi na dyskomfort, czasem nawet na poważne kłopoty.
Świat się zmienił na naszych oczach. W strukturach państwowych i samorządowych dawno przyjęto zasadę, że przełożonych wybiera się w wyborach większościowych i mogą oni pełnić swą funkcję jedynie przez kadencje ustalone prawem. W tym samym kierunku poszedł Kościół katolicki, przyjmując na Soborze Watykańskim II te same zasady wyborów i kadencyjności w stosunku do wszystkich urzędów kościelnych, z wyjątkiem papiestwa. Mimo to papież Benedykt XVI uznał, że i on sam może skorzystać z tej zasady i zrezygnował z przysługującego mu dożywotnio urzędu, mając na względzie dobro Kościoła.
Byłoby naiwnością twierdzić, że ta zmiana, jaka dokonała się w świecie i w Kościele, sama z siebie stanowi gwarancję, że dzięki nowemu, demokratycznemu systemowi powierzania urzędów wszyscy będą lepiej rządzić, lepiej służyć społeczeństwu. Jak to widzimy w życiu politycznym, chociażby w Polsce, to zbyt słaba gwarancja, ponieważ kandydaci do władzy wzmacniają swoją pozycję przede wszystkim dbając o dobro swojej partii, a dobro wspólne obywateli umieszczają w rzadko realizowanych obietnicach wyborczych.
Konferencja Episkopatu Polski przystępuje za kilka dni już do kolejnych wyborów swojego przewodniczącego i jego zastępcy. Pierwszym wybranym przewodniczącym był jeszcze kardynał Stefan Wyszyński, ale dopiero nowy statut w 1995 roku ograniczył sprawowanie tego urzędu do dwóch kadencji.
Kościół w Polsce wybiera dziś przewodniczącego episkopatu w trudnych warunkach nieustannego pragnienia niektórych polityków, by wreszcie zniknął z życia publicznego, ale też świadom swojej roli w polskim społeczeństwie, wsparty wskazaniami papieża Franciszka, otrzymanymi po wizycie nawiedzenia progów apostolskich w Rzymie. Jestem przekonany i tego episkopatowi życzę, by w tych wyborach kierował się dobrem Kościoła i troską o wszystkich ludzi, do których został posłany, zwłaszcza do potrzebujących duchowego i materialnego wsparcia.
Oby się udało mu tak wsłuchać w to, co Duch mówi Kościołowi, by stać się naśladowcą bliskich kanonizacji Jana XXIII - dobrego papieża i Jana Pawła II - chluby naszej Ojczyzny i człowieka otwartego na świat i człowieka, a także papieża Franciszka, z jego uśmiechem i wrażliwością na ludzkie biedy.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+