Niewiedza ta bywa błogim stanem, ale nawet gdyby człowiek chciał rzucić się w nurt popkultury, to rozpaczliwie brakuje mu na to czasu; przepracowane ma to każdy rodzic, który wieczorem przy czytaniu i opowiadaniu bajek zasypia szybciej od swojego dziecka (zabawny jest ten moment, kiedy na krawędzi jawy i snu zaczyna się mówić zupełnie od rzeczy).
Skutek jest w każdym razie taki, że o wielu rzeczach, które zajmują rodaków, nie dowiaduję się wcale, a jeśli już, to z opóźnieniem większym niż te notowane przez państwowe koleje podczas srogiej zimy (czyli za chwilę).
Prawie udało mi się przespać nawet sprawę emitowanego w MTV reality show "Warsaw shore". Prawie. Kociokwik, który wokół niego powstał, skutecznie mi to jednak uniemożliwił. A, jak mniemam, będzie jeszcze gorzej.
Działa to na zasadzie medialnego łańcuszka, ba, łańcucha, św. Antoniego. Ktoś o tym napisał, ktoś się oburzył i temat, jak to się brzydko mówi, zażarł. Zaczął się więc powszechny lament nad programem, w którym młoda Polska - w tym przypadku wierni klienci siłowni, sklepów z odżywkami i solariów, ale raczej nie bibliotek - pije, imprezuje, klnie i spółkuje.
Nie jest to, hm, zbyt wyrafinowana rozrywka, ale ludziskom się podoba, bo ludziska proste - by nie rzec głupie - bywają niesłychanie. Naturalnie widownia teraz urośnie jeszcze bardziej, bo w tym przypadku media spełniają funkcję pożytecznych idiotów łapiących się na lep kontrowersji i za darmo reklamujących rzeczoną produkcję (w sumie, biję się w piersi, ja też to teraz robię).
Na dodatek temat genialnie się klika, więc materiałów powstaną o nim jeszcze dziesiątki; wypowiedzą się medioznawcy, socjologowie, psychologowie, antropolodzy kultury, no i sami bohaterowie, będzie się działo. Śmieszne zresztą, że umieszczane w internecie teksty, piętnujące prymitywizm tej produkcji (ponoć niżej upaść się już nie da, ale jeszcze się zdziwicie), okraszane są linkami do pikantnych scen programu.
Po co? Toż to nie przestroga, jeno zachęta. Ratingi poszybują w górę, a co drugi widz będzie twierdził, że w sumie to on tego nie ogląda, ale jeśli już, to dla beki albo po to, żeby wyrobić sobie własny pogląd. Taka jest moc świętego oburzenia. Aż chce się rzec: ciszej nad tą intelektualną trumną.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+