Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeszczep to działanie na granicy życia i śmierci

Katarzyna Kojzar
Przeszczepy były zabiegami pionierskimi. Teraz jest to rutynowa metoda leczenia, taka sama jak każda inna.
Przeszczepy były zabiegami pionierskimi. Teraz jest to rutynowa metoda leczenia, taka sama jak każda inna. fot. Anna Kaczmarz
Dziś na przeszczepy czeka ok. 1500 osób - mówi prof. dr hab. med. Piotr Przybyłowski, prezes Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego i małopolski konsultant ds. transplantologii klinicznej - w rozmowie z Katarzyną Kojzar.

Wypełnił Pan oświadczenie woli?
Tak i to już dawno. To przyszło naturalnie. Zresztą w mojej rodzinie nie ma problemu z rozmawianiem o śmierci, więc wszyscy moi bliscy wiedzą, jaka jest moja wola dotycząca leczenia i pobrania narządów. Nawet bez oświadczenia wiedzieliby, co robić.

Dużo jest takich osób jak Pan?
Zawsze kiedy prowadzę szkolenia wśród młodych ludzi, studentów, widzę, że są na tak. Wypełniają oświadczenia, jest ich coraz więcej. Z badań wynika, że z tą naszą świadomością dotyczącą przeszczepów nie jest najgorzej. To też w dużym stopniu zależy od przesłanek medialnych. Można to łatwo sprawdzić - w momencie kiedy o transplantologii mówi się źle, liczba wejść na Centralny Rejestr Sprzeciwów wzrasta. Kiedy sytuacja się uspokaja, przybywa oświadczeń woli.

Które nie mają mocy prawnej.
Nie, nie mają. Są jedynie deklaracją. Ale w wielu rodzinach nie rozmawia się o śmierci, więc bliskim takie oświadczenie wiele ułatwia.

Według przepisów, lekarze nie muszą pytać rodziny, czy zgadza się na przeszczep, a jednak to robią. Dlaczego?
Jeśli ktoś nie zgadza się na przeszczep, ma trzy drogi, żeby to wyrazić: wpisując się do rejestru sprzeciwów, umieszczając to na przykład w testamencie lub informując o tym przynajmniej dwóch dorosłych świadków. Lekarz pyta rodzinę o zgodę, żeby wykluczyć, że zmarły ustnie sprzeciwił się pobraniu narządów. Poza tym wychodzimy z założenia, że rodzinie należy się szacunek. A szacunek wymaga ich zgody na przeszczep. Zły byłby system, gdybyśmy informowali post factum. Trzeba zrozumieć, że transplantologia działa na granicy życia i śmierci, więc lekarze muszą być ostrożni. W Polsce nigdy nie dochodzi do pobrania, jeśli rodzina jasno stawia sprawę: nie zgadzamy się.

Ktoś uczy lekarzy takich rozmów?
Nie. Marzę, żeby to się zmieniło. Mnie nikt nie uczył rozmów z rodziną, nie tylko jeśli chodzi o zgodę na przeszczep, ale w ogóle o te najcięższe sprawy. Nie oszukujmy się - medycyna jest pełna trudnych rozmów. Musimy sami nauczyć się, jak je przeprowadzać. Czasami robimy warsztaty dla lekarzy, odgrywamy scenki z aktorami. Muszą nauczyć się, żeby nie mówić do bliskich pacjenta językiem medycznym. Ludzie go nie rozumieją i to im jeszcze bardziej utrudnia zaakceptowanie sytuacji. Ta umiejętność rozmowy jest absolutnie niezbędna, jeśli mówimy o transplantologii. Musimy przekazywać wszystkie informacje na tyle jasno, żeby bliscy nie mieli poczucia, że próbujemy coś zawoalować.

Przeciwnicy transplantacji wątpią w śmierć mózgową. Mówią, że to nie jest jednoznaczny sygnał, pozwalający na przeszczep. To jak to jest naprawdę?
Chodzi o stan bezpowrotnego uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego, czyli jednostki kierującej pracą całego organizmu. Oponenci zapominają o istotnej sprawie - u pacjenta sprawdza się, czy ma oddech własny. Jeśli ma, wyklucza się orzeczenie o śmierci. Ale jeśli jest wentylowany sztucznie, to po ustaniu funkcji mózgu, nieetycznym byłoby go podtrzymywać przy życiu. To nie jest tak, że szybko orzekamy o śmierci, bo potrzebujemy narządów do przeszczepu. Jest cały szereg procedur. Śmierć orzeka się nie na drodze głosowania. Potrzebna jest dwukrotna opinia, komisji orzekającej śmierć mózgu. Może być podparta badaniami obrazowymi. Zanim stwierdzimy śmierć mózgową, musimy być w stu procentach pewni.

Dla wielu ludzi to jest wciąż nie do końca jasne. Są tacy, którzy uznają serce za najważniejszy organ. Wierzą, że jeśli ono działa, człowiek żyje.
Tak rzeczywiście jest w naszym kręgu kulturowym. Krążenie uważamy za wyznacznik tego, że pacjent żyje. Serce uznajemy za ośrodek emocji, uczuć. A tak nie jest.

Jak to jest w relacji rodzina dawcy i biorca? Mają z sobą kontakt?
W Polsce przyjęliśmy zasadę nieinformowania, kto był dawcą, a kto biorcą. Inaczej jest chociażby w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście zdarzają się przypadki, że rodziny się poznają. Bo zobaczyli biorcę w telewizji, przeczytali wywiad z prasie. Kojarzą datę przeszczepu, organ. Odszukują biorcę i się spotykają. Ze swojego doświadczenia znam jeden taki przypadek - chodziło akurat o przeszczepienie serca. Ale nam, lekarzom, nie wolno podawać takich informacji. Czy lepszy jest nasz model czy amerykański? Wydaje mi się, że nasz.

Bo?
Chociażby dlatego, że nikt z nas nie może przewidzieć, jak w takiej sytuacji zareagujemy. Łatwiej jest żyć bez wiedzy, kto został biorcą. Obserwuję moich pacjentów i widzę, że pamiętają o tych, dzięki którym żyją. Dawca jest cały czas w ich świadomości. Jakoś naturalnie staje się kimś bliskim, mimo że się nie znali.

Zdarza się, że to biorca odmawia przeszczepu?
Rzadko, ale tak. Chorzy tłumaczą to tym, że nie mogliby żyć ze świadomością posiadania cudzego organu. Takie mają przekonanie, w to wierzą. I to trzeba uszanować.

Religie w większości jednak popierają transplantologię.
Jest kilka odłamów judaizmu, buddyzmu, które nie popierają przeszczepów. Stąd spory problem z transplantologią w Japonii. Przeciwnicy podkreślają kwestie integralności zwłok. Jednak większość religii popiera - w tym Kościół katolicki.

Powiedział Pan, że ze świadomością jest coraz lepiej. Ale często słyszy się, że ludzie myślą: po przeszczepie zmieni mi się charakter, zachowania, zainteresowania.
Zwykle takie wątpliwości dotyczą biorców serca. Tak jak już mówiliśmy, serce w naszej kulturze jest uznawane za ośrodek uczuć i emocji. Dlatego zdarzają się wątpliwości, na przykład u mężczyzn - co się zmieni, jak dostanę damskie serce? Pacjenci mówią mi czasami, że po przeszczepie zmienił im się na przykład charakter pisma albo że silniej odczuwają emocje. To nie jest wynik uzyskania nowego narządu, tylko długotrwałego niedotlenienia. To naturalne w przebiegu niewydolności serca. Dodatkowo na organizm wpływa zabieg, w którym wykorzystujemy krążenie pozaustrojowe. Tak po prostu się zdarza, nie ma w tym nic niezwykłego. Jest jeszcze jedna grupa - przeszczepy od żywych dawców. Na przykład nerkę można pobrać od kogoś bliskiego. To z kolei zacieśnia więzi. Chory jest wdzięczny, a do tego zna swojego dawcę. Narząd już nie jest anonimowy.

Tak samo jest przy przeszczepach szpiku, prawda?
Tak. Pary „bliźniaków” się poznają, jeśli dawca wyraża zgodę. To wszystko są bardzo trudne zagadnienia. Transplantologia rozwija się obecnie tak szybko, że co chwilę stawia przed nami nowe zagadnienia. Nie tylko medyczne, ale także etyczne.

Sporo się jednak zmieniło od czasów profesora Zbigniewa Religi, kiedy to sami lekarze namawiali go, żeby zrezygnował z przeszczepiania serca. Bali się, że jego porażka pociągnie za sobą złą sławę dla transplantologii w ogóle.
To były zupełnie inne czasy. Przeszczepy były zabiegami pionierskimi, obarczonymi wielkimi obawami środowiska lekarskiego. Teraz jest to rutynowa metoda leczenia, taka sama jak każda inna. Zresztą nie tylko Zbigniew Religa spotkał się z oporem środowiska - na ręce patrzono także profesorowi Janowi Nielubowiczowi, który jako pierwszy przeszczepił nerkę w 1966 roku - wtedy ryzyko utraty przeszczepu czy życia było większe niż dziś, nie znano skutecznych leków immunosupresyjnych, które zapobiegają epizodom odrzucania.

Skoro przeszczepiamy już serce, skórę, szpik, wątrobę, nerki, kończyny, a nawet twarz, to czy jest coś, czego wciąż nie da się przeszczepić?
Ciągle trudne są przeszczepy jelita. Niemożliwy jest też, i mam nadzieję pozostanie, pomysł rodem z filmów science-fiction - przeszczepienia mózgu. Medycyna w ogóle idzie w inną stronę. Odchodzi się od przeszczepów na rzecz leczenia komórkami macierzystymi czy pracę z biodrukarkami 3D. To jest przyszłość, wcale nie tak odległa.

Panie Profesorze, na koniec - z czego wynika ten problem Polaków z wyrażaniem zgody na przeszczepy?
Z tego, że nie umiemy rozmawiać o śmierci. Taka już jest nasza kultura. Kiedy pytam, kto ma gotowy testament, zapada głucha cisza. A to przecież ważne! Proszę zapytać wśród znajomych, czy rozmawiali kiedyś z bliskimi o zgodzie na dawstwo narządów. Jestem pewien, że nie będzie ich wielu. Śmierć to dla nas wciąż tabu. Pomimo powszechnego przekonania o jej nieuchronności, milczymy na ten temat. Dlatego często kiedy pytamy bliskich zmarłego o zgodę, to odpowiadają: „My nie wiemy, czego on by sobie życzył”. Jestem przekonany, że wiele odmów to wynik tej niepewności. I tak zataczamy kółko. Wracamy do rzeczy podstawowej - wypełniania oświadczenia woli. Proszę mi wierzyć, to naprawdę ma znaczenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska