Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Puchar Świata w Zakopanem już jest wyjątkowy. Ze względu na tę kobietę

Przemek Franczak
W ostatnich dniach  Renata Nadarkiewicz spędzała czas głównie na Wielkiej Krokwi
W ostatnich dniach Renata Nadarkiewicz spędzała czas głównie na Wielkiej Krokwi Anna Kaczmarz
Tego na Wielkiej Krokwi, ani na żadnym innym Pucharze Świata w skokach narciarskich, jeszcze nie grali. Po raz pierwszy w historii kierownikiem najważniejszych zawodów będzie kobieta. Nazywa się Renata Nadarkiewicz, ma 28 lat i jest z Zakopanego.

Jej głos może decydować
- Już jak miałam 16 lat to mówiłam, że chciałabym pracować dla FIS-u. A jest taki bar w Zakopanem, który się nazywa "FIS", więc każdy żartował, że będę tam kelnerką. Cierpliwie tłumaczyłam: chcę pracować dla Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. No i się udało - opowiada z rozbawieniem Renata Nadarkiewicz.

W ten weekend będzie na Wielkiej Krokwi jedną z najbardziej zapracowanych osób. Zresztą już od tygodnia spędza na niej całe dnie. Kierownik, a w tym przypadku - kierowniczka, musi czuwać nad przygotowaniem skoczni, nadzorować prace. Wszystko ma być zrobione perfekcyjnie, kluczowe jest przecież bezpieczeństwo zawodników.

W trakcie konkursów Pucharu Świata przeprowadza kierownik odprawę dla szefów drużyn, a przede wszystkim jest łącznikiem między organizatorem a delegatem technicznym FIS, najważniejszą osobą na skoczni.

Jeśli pojawia się jakiś problem, kierownik ma go rozwiązać. Ponadto razem z delegatem i jego asystentem tworzy jury, które między innymi podejmuje decyzje o zmianach długości rozbiegu, może też przerwać zawody, gdy warunki staną się dla skoczków zbyt niebezpieczne. Krótko mówiąc, bardzo odpowiedzialna funkcja.

Bakcylem zaraził tata

- Gdy byłam mała, to ciągnęło mnie do skoków, ale tata wybił mi to z głowy - wspomina. - To była pierwsza połowa lat 90. Kto to wtedy widział, żeby dziewczyna skakała na nartach.

Tata jest w tej historii jednym z najważniejszych bohaterów. Lech Nadarkiewicz był na Podhalu człowiekiem-instytucją. Były trener kadry skoczków narciarskich (pracował m.in. ze Stanisławem Bobakiem i Piotrem Fijasem), wieloletni dyrektor zakopiańskiego Pucharu Świata, który z tej imprezy uczynił głośne, nie tylko w lokalnej skali, wydarzenie. Skakać Renacie nie pozwolił, ale na skocznię często ją zabierał. Od małego oglądała treningi, zawody.

- On strasznie to kochał. Sprzedał mi tego bakcyla, a potem wielu rzeczy nauczył. To była niesamowita osoba, mój idol - podkreśla Renata.

Tata zmarł 3,5 roku temu. Teraz, dzięki niej, nazwisko Nadarkiewicz znów jest na liście najważniejszych osób odpowiedzialnych za przygotowanie Pucharu Świata. Wszystko zaczęło się 12 lat temu. Lech Nadarkiewicz namówił 16-letnią córkę, żeby od czasu do czasu pomagała im w Tatrzańskim Związku Narciarskim, na przykład przy zawodach. A ona akurat zakończyła swoją ośmioletnią przygodę z łyżwiarstwem szybkim, więc mogła znaleźć trochę wolnego czasu.

- Nie byłam wspaniałą łyżwiarką, wolałam postawić na edukację. Chodzenia do normalnej szkoły i treningów nie dało się pogodzić - opowiada Renata, która na torze ścigała się z Luizą Złotkowską, dziś jedną z najlepszych polskich panczenistek.
- Ona była wybitnie utalentowana, ja nie - uśmiecha się.

Propozycja od Hofera

Na swoim pierwszym Pucharze Świata na Wielkiej Krokwi kserowała wyniki i kartki roznosiła wśród dziennikarzy. Wydawała też akredytacje. Przy okazji podglądała z bliska pracę zarządzającego tym wszystkim ojca i coraz bardziej jej się to podobało. To dlatego zaczęła mówić, że chciałaby pracować w FIS-ie.

- A tata mnie w tym przekonaniu umacniał. Mówił, że to dobra fucha - śmieje się. - W każdym razie z roku na rok moje zaangażowanie było większe, a funkcje coraz bardziej odpowiedzialne, jak na przykład opieka nad niemiecką telewizją. Przy okazji coraz więcej czasu spędzałam też w TZN-ie, który, że tak to ujmę, wychował mnie do pełnienia takich funkcji, jakie teraz pełnię. Sporo ludzi mi zaufało, pomagało, udzielało wskazówek. Jan Kowal, wychowanek mojego ojca, Andrzej Kozak, szef TZN i przyjaciel taty, Ryszard Guńka. Bardzo dużo im wszystkim zawdzięczam. Tym bardziej że ja sama przecież nigdy na nartach nie skakałam. Skoków uczyłam się, oglądając je.

Na liście osób, które miały największy wpływ na rozwój jej kariery, znajduje się też Austriak Walter Hofer, dyrektor całego cyklu Pucharu Świata. To on w 2008 roku namówił ją, żeby została kandydatem na delegata technicznego FIS i pojechała na kurs do Garmisch-Partenkirchen. - Teraz jestem najmłodszym delegatem w FIS-ie. Przepraszam, delegatką - poprawia się.

Polska liderem równouprawnienia
Kobiet działających w skokach narciarskich nie ma wiele. O dziwo jednak, to nie słynąca z równościowych rozwiązań Skandynawia jest liderem w promowaniu kobiet na ważne stanowiska w FIS-ie, tylko właśnie Polska. Z trzech delegatek technicznych (na 78 delegatów) jedna jest z Japonii, a aż dwie z Polski. Obok Nadarkiewicz - Agnieszka Baczkowska, też kiedyś związana z zakopiańskim środowiskiem, dziś pracująca w Śląsko-Beskidzkim Związku Narciarskim.

- Myślę, że Hofer zaufał nam dlatego, że zawsze mógł na nas polegać. Gdy razem z Agnieszką pracowałyśmy przy Pucharze Świata w Zakopanem, a on prosił nas o rozwiązanie jakiejś sprawy, nie było żadnego problemu. Istotna też była znajomość języka angielskiego, w końcu oficjalnego w FIS-ie - opowiada Nadarkiewicz.

Teraz więc dwie Polki idą w awangardzie. - Można powiedzieć, że to Agnieszka przecierała szlak. Już od trzech lat jest asystentką dyrektora Pucharu Świata kobiet, czyli pełni taką rolę jak Miran Tepes przy Walterze Hoferze - wyjaśnia Nadarkiewicz, która sama od niedawna jest koordynatorem kobiecego Pucharu Kontynentalnego (półka niżej od PŚ).

- W tym roku prawdopodobnie nasze kobiece grono powiększy się o dwie delegatki z Austrii, teraz do nas na zawody do Polski przyjeżdża sędzina z Finlandii, ale to nadal jest dyscyplina zdominowana przez mężczyzn. I pewnie jeszcze przez długi czas taką pozostanie.

Na walizkach
Życie delegatki FIS to życie w drodze. - To już mój zawód, na nic innego miałabym czasu. Ciągle w drodze. Przyjeżdżam do domu, piorę rzeczy i ruszam na następne zawody. Rosja, Austria, Niemcy, itd. W tym sezonie będę miała może dwa tygodnie przerwy, akurat kiedy będą igrzyska w Soczi. W lecie też jest dużo konkursów. Lubię to życie, zjeździłam już trochę świata. Miło jest przyjeżdżać do miejsc, gdzie pamiętają jeszcze mojego tatę. Często pytają, czy jestem córką Lecha. Aż ciepło się robi na sercu. Sobotnio-niedzielne zawody na Wielkiej Krokwi dla niej będą wyjątkowe nie tylko z racji pełnionej funkcji.

- Będę na wieży i wreszcie dokładnie obejrzę sobie loty wszystkich zawodników - mówi. - Podczas poprzednich Pucharów Świata w Zakopanem miałam tyle różnych obowiązków, że nie widziałam żadnego konkursu.

Napisz do autora:
[email protected]

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska