I trzeba aż interweniować, żeby przypomnieć władzy i urzędnikom, że Katarzyna Bafia i jej dzieci oraz inne ofiary lipcowej powodzi, choć u kresu wytrzymałości, ciągle czekają na spełnienie tej obietnicy władzy.
Łatwo mówi się do mikrofonów, łatwo obiecuje na wizji złote góry. Patrzy przecież przyszły elektorat. Patrzy i na pewno to kupi. Jesteśmy dobrzy, nie zapominamy o potrzebujących w biedzie.
Dziś te obietnice okazują się pustosłowiem - w gminnej kasie nie ma pieniędzy na konieczną pomoc. Zawiodło przewidywanie, choć przecież żywioły od dawna nas nie oszczędzają. Urzędnicy tłumaczą się przewlekłymi procedurami, ale ich nie uproszczą, a z Warszawy mało widać.
Dlaczego z obietnic natychmiastowej pomocy powodzianom nie wywiązał się premier Donald Tusk? Dlaczego nie widzimy przełożenia słów na konkretne działanie, jak choćby remont zalanego mieszkania i wyposażenie go w podstawowe sprzęty?
Żyjemy w określonym klimacie. Za chwilę będzie zima. Więc to nie kaprys, tu chodzi o być albo nie być tych ludzi. Stracili podstawy bytu, nie mają gdzie mieszkać, nie mają co włożyć do garnka.
Można cynicznie powiedzieć: trzeba się było ubezpieczyć. Ale, po pierwsze, w naszym kraju
nie każdego stać na drogie ubezpieczenie, a po drugie, co najważniejsze, obietnica zobowiązuje.