- Drzewa były imponujące. To w końcu niemal 400-letnie dęby. Zasadzono je w 1637 roku, przetrwały tyle czasu, dwie wojny światowe, a teraz okazuje się, że zostały wycięte, bo dyrekcja muzeum stwierdziła, że są chore - oburza się Hanna Kicińska, mieszkanka Rabki, która walczyła o zachowanie dębów.
Kobieta twierdzi, że w swojej opinii o niepotrzebnej wycince nie jest w Rabce odosobniona. Uważa, że drzewa nie były chore. Każdego roku korony tych dębów zieleniły się. Normalnie rosły na nich liście.
- Nawet jeśli jednak od środka pień byłby zepsuty, powinno się je zachować. W Polsce, ale i w innych krajach świata rosną dalej jeszcze starsze drzewa. Od lat 70. drzewa były wpisane do rejestru zabytków jako pomniki przyrody - dodaje mieszkanka.
- Takich drzew nie powinno się usuwać, zwłaszcza w otoczeniu takiego zabytkowego kościółka, który powstał zaledwie kilkadziesiąt lat wcześniej niż posadzono te drzewa (ok. 1606 roku - przyp. red.). Jak dla mnie, to zbrodnia na przyrodzie - mówi dosadnie pani Maria, inna mieszkanka Rabki--Zdrój. Drzewa jednak zostały usunięte zgodnie z prawem. Muzeum Wł. Orkana uzyskało pozwolenie na wycinkę ze starostwa nowotarskiego.
- Uzyskaliśmy wszelkie dokumenty potwierdzające, że jest konieczność wycięcia tych dębów - mówi Krzysztof Faber, starosta nowotarski. Więcej informacji podaje w tej sprawie Wojciech Kusiak, wicedyrektor muzeum.
- Drzewa, gdy je wycinaliśmy, nie były już pomnikami przyrody. Rada gminy w Rabce swoją uchwałą pozbawiła je ochrony - mówi wicedyrektor. Dodaje, że choć dęby liczyły niemal 400 lat, musiały zostać ścięte, bo obumierały.
- Były chore, od poziomu gruntu do wysokości kilku metrów ich pień był niemal pusty w środku. Wcześniej wielokrotnie poddawaliśmy je konserwacji, chcieliśmy uratować. Jednak opinia dendrologiczna była dla nas jasna. Musieliśmy je wyciąć, by nie stanowiły dla nikogo zagrożenia - mówi zastępca dyrektora Muzeum Wł. Orkana. Dodaje on, że już 3 lata temu stanowiły one realne zagrożenie. Gdy w październiku spadł śnieg, konary złamały się i spadły na jezdnię. Na szczęście nikt wówczas tamtędy nie przejeżdżał, ani nie przechodził.
- Proszę mi wierzyć, nikt z nas nie ruszyłby tych drzew, gdyby nie było takiej konieczności. Mnie naprawdę bolało serce, gdy odpalone zostały piły łańcuchowe - mówi Kusiak. Z decyzji cieszy się burmistrz Rabki Ewa Przybyło.
- Oczywiście szkoda starych dębów, jednak tuż obok muzeum jest przecież szkoła podstawowa i przedszkole. Dla mnie bezpieczeństwo dzieci jest najważniejsze - mówi krótko. Podobnego zdania jest nawet Andrzej Pietraszkiewicz, kierownik nowotarskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków, któremu podlega kościółek w Rabce.
- Skoro drzewa zagrażały i ludziom, ale także i kościółkowi, nie było innego wyjścia - uspokaja. Dodaje, że muzeum zwróciło się do niego także o zgodę na przycięcie korony trzeciego drzewa. - Analizujemy ten wniosek - mówi.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+