Boguski swojego gola strzelił tuż przed przerwą, gdy przebiegł z piłką prawie pół boiska, zostawiając za plecami Adama Kokoszkę, a następnie dość łatwo ogrywając Mariusza Pawełka, który usiadł jeszcze zanim „Boguś” oddał strzał, co było wynikiem lekkiego zwodu, jaki zrobił wiślak.
– Wyszedłem w tempo do dalekiego podania od Bobana – opowiada Boguski. – Piłka przeszła obrońców i wystarczyło wykorzystać sytuację sam na sam. Biegłem, zrobiłem ruch. „Mario” siadł i wystarczyło uderzyć po krótkim rogu.
Gol na 2:1, to była klasyczna bramka „do szatni”, która dodała wiślakom wiary, że tym razem wreszcie zdobędą trzy punkty. – Byliśmy zdeterminowani, żeby nie oddać tego zwycięstwa. Strzeliliśmy jeszcze dwie bramki i wygraliśmy – mówi Boguski.
Co ważne, nawet gdy Śląsk strzelił gola na 3:2, Wisła nie cofnęła się zbyt głęboko. Owszem, krakowianie się bronili, ale nie rezygnowali również cały czas z groźnych kontr. – To było widać, że chcieliśmy dalej strzelać bramki i to nam dzisiaj wychodziło – tłumaczy „Boguś”.
Piłkarz Wisły wierzy, że po przełamaniu i wreszcie wygranym meczu, „Biała Gwiazda” rozpocznie teraz serię zwycięskich potyczek, choć z drugiej strony zdaje sobie sprawę z tego, że o te wygrane łatwo nie będzie. – Na pewno bardzo chcielibyśmy tego, żebyśmy kontynuowali passę zwycięstw, ale każdy mecz będzie bardzo ciężki i trzeba będzie z każdym przeciwnikiem wydrzeć trzy punkty – mówi Rafał Boguski.
Zapytaliśmy też piłkarza Wisły, czy w momencie gdy Śląsk strzelił drugiego gola, nie pomyślał, że to znów może dla „Białej Gwiazdy” skończyć się podziałem punktów. – Oczywiście, takie myśli były, przeszły przez głowę, ale przetrzymaliśmy kilkanaście minut. Paweł zdobył czwartą bramkę i odetchnęliśmy z ulgą – przyznał Rafał Boguski.