Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rafał Grodzicki: Bycie prezesem w V lidze to szkoła życia

Tomasz Bochenek
Tomasz Bochenek
Rafał Grodzicki do Jutrzenki Giebułtów trafił rok temu, jako zawodnik. W sezonie 2021/2022 w IV lidze, będąc środkowym obrońcą, był najlepszym strzelcem drużyny. 24 lipca 2022 r. został wybrany nowym prezesem klubu
Rafał Grodzicki do Jutrzenki Giebułtów trafił rok temu, jako zawodnik. W sezonie 2021/2022 w IV lidze, będąc środkowym obrońcą, był najlepszym strzelcem drużyny. 24 lipca 2022 r. został wybrany nowym prezesem klubu Anna Kaczmarz
- Cieszę się, że trener Zieliński tak odważnie stawia na młodzież, bo Rakoczy i Myszor pokazują, że warto na nich stawiać. Wnoszą świeżość nie tylko do Cracovii, ale też do całej ekstraklasy - mówi Rafał Grodzicki, wychowanek "Pasów", który w innych klubach rozegrał 270 meczów w ekstraklasie. A kilka tygodni temu wszedł w zupełnie nową rolę - został prezesem Jutrzenki Giebułtów.

Ma pan już pieczątkę: „Rafał Grodzicki. Prezes zarządu Ludowego Klubu Sportowego Jutrzenka Giebułtów”?

Rafał Grodzicki: - Tak, mam, ale to tylko nazwa. Ja skupiam się przede wszystkim na działaniu. Generalnie, to nawet nie był mój pomysł, ale stwierdziliśmy razem z poprzednim prezesem, który jest też głównym sponsorem klubu, że aby coś zmienić, a wręcz i odbudować klub po ostatnich dwóch spadkach, potrzebna jest nowa krew i być może jakieś bardziej znane nazwisko.

I dlatego zdecydował się pan przyjąć tę funkcję?

Były prezes Tadeusz Gątkiewicz to bardzo wymagający człowiek. Ma duże doświadczenie w biznesie i lubi mieć rację. Udało mi się złapać z nim fajny kontakt. Od początku podszedł do mnie z dużym zaufaniem. Myślę, że to dlatego, że coś mi się jednak udało osiągnąć w polskiej piłce. Sporo się nauczyłem, a przede wszystkim wiele widziałem. W drugiej rundzie poprzedniego sezonu bardzo często rozmawialiśmy. Doradzałem mu na ile byłem w stanie, ale też pytałem choćby o to, dlaczego Jutrzenka będąc w III lidze nie zainwestowała w budowę szkółki i rozbudowę infrastruktury. Bo, moim zdaniem, to klub, który ma szansę stać się ważnym miejscem na mapie ludzi z całej gminy. Giebułtów to wciąż rozwijająca się sypialnia Krakowa: dużo nowych domów, a także młodych ludzi z dziećmi. Byłem ciekaw, dlaczego tego nie wykorzystali.

No i?

Główny wniosek był taki, że nie było w klubie osoby, która patrzyłaby przyszłościowo. Wszyscy koncentrowali się na tym, co tu i teraz. Wydaje mi się też, że zabrakło dialogu z wójtem i gminą, która mocno pomaga Jutrzence. W trakcie naszych rozmów podsuwałem prezesowi różne pomysły, a pod koniec sezonu dostałem propozycję przejęcia kierownicy. Wiedziałem, że to duża odpowiedzialność, że trzeba będzie podziękować niektórym osobom i poszukać nowych, który podejmą się odbudowy i wniosą świeżą perspektywę. Nie byłem do końca przekonany, czy chcę się tym zająć, ale prezes powiedział, że stoi za mną w 100 procentach. Zadeklarował pomoc i zaproponował, żebyśmy dali sobie czas do grudnia i zobaczyli, co z tego wyjdzie. Podałem mu rękę i uznałem, że to szansa także dla mnie. Chcę się zawodowo rozwijać w tym kierunku. Próbowałem nawet dostać się na kurs dyrektora sportowego, który zorganizował PZPN, ale w tym roku się nie udało. Wierzę natomiast, że dzięki doświadczeniu, które teraz zdobywam, dostanę przepustkę na kolejną edycję kursu.

Trenerem nie chce pan zostać?

Nie, trenerem nie zostanę. To nie moja bajka. Lepiej czuję się w kwestiach, które składają się na stanowisko dyrektora sportowego. Budowanie drużyny, zarządzanie działem sportu… Pierwsze doświadczenia miałem okazję zdobyć w Stali Mielec i Motorze Lublin, pomagając w różnych kwestiach. Wtedy też stwierdziłem, że to coś, w czym dobrze się odnajduję. Myśląc o propozycji prezesa Jutrzenki stwierdziłem, że to dla mnie szansa, by zacząć pracę w zawodzie od podstaw, bo tak trzeba nazwać pracę na poziomie V ligi. Budżety totalnie odmienne, ale problemy podobne. Bycie prezesem w V lidze to szkoła życia, która może być solidnym fundamentem na przyszłość. Przez kilka pierwszych dni zastanawiałem się jednak, po co mi to było. Napotkałem mnóstwo problemów, włącznie z tym, że ludzie, z których musiałem zrezygnować, zaczęli robić nam mocno pod górkę. Ale walczymy i powoli wychodzimy na prostą. W momencie, gdy zaczynaliśmy, mieliśmy sześciu zawodników, którzy jedną nogą byli już poza klubem, chcieli odejść. Teraz jesteśmy w na tyle komfortowej sytuacji, że testujemy zawodników i możemy pozwolić sobie na to, żeby komuś odmówić.

Sezon w V lidze zaczęliście remisem 0:0 z Orlętami Rudawa.

To dopiero pierwszy mecz. Na dodatek kończyliśmy go w osłabieniu. Na tę chwilę jestem dumny z tego, że udało nam się wystartować, że coraz więcej ludzi zaczyna do mnie dzwonić i interesować się tym, co tu robimy. Jest wielu zawodników, którzy są chętni, by do nas przyjść i się pokazać. Doprowadzenie do takiej sytuacji nie było łatwe. Ale spokojnie. Dopiero wyszliśmy z piwnicy i dobijamy do poziomu zero. Liczę, że przy pomocy Mateusza Pawłowicza (nowego trenera zespołu – przyp. boch), Maćka Zielińskiego (piłkarza, który wszedł do zarządu – przyp.) i ludzi, którymi otoczyliśmy się w szatni, zmienimy oblicze tego klubu. Że przede wszystkim będzie to klub bardziej przyjazny dla wszystkich dookoła.

Planujecie rozbudować akademię?

Akademia to za duże słowo. Umówmy się - Jutrzenka Giebułtów to taki klub, który przy dobrych wiatrach, gdyby udało się zbudować infrastrukturę, może funkcjonować na poziomie trzeciej ligi. Póki co, dobrze byłoby wrócić do IV ligi. Jutrzenka powinna stać się fajnym klubem dla lokalnej społeczności. Być miejscem, w którym dzieci będą mogły wychowywać się poprzez sport. To nie ma być szkółka piłkarska, która – przepraszam za określenie – ma produkować piłkarzy. Chcę, żeby dzieci z przyjemnością przychodziły na zajęcia. Niekoniecznie zajęcia z piłki nożnej. Mamy pięcio-, sześciolatków. Te dzieci jeszcze nie wiedzą, czy chcą grać w piłkę i jeszcze długo wiedzieć tego nie będą. Chciałbym zarazić je miłością do sportu. Zaszczepić w nich to, że lepiej jest przyjść na trening, pobawić się z rówieśnikami i poruszać, niż siedzieć przed komputerem. Myślę, że rodzice chętniej zawiozą dziecko na zajęcia, które są kilka minut samochodem od domu niż na te, na które trzeba jechać znacznie dłużej do Krakowa. Mogą mieć pod nosem coś naprawdę atrakcyjnego i zależy mi na tym, by im to dostarczyć. Chcę, żeby tych grup młodzieżowych docelowo było trochę więcej i żeby Jutrzenka była dla rodziców, którzy tu mieszkają, pierwszym wyborem na zajęcia sportowe dla dzieci. No i przede wszystkim, żeby wracały one do domu z uśmiechem na twarzy.

OK, przejdźmy do większej piłki, bo jej nie traci pan z radarów…

Absolutnie nie. Ze względu na to, że ktoś dał mi szansę komentowania meczów, to w ciągu roku miałem przyjemność być w studiach Polsatu, czy TVP, a ostatnio często goszczę też w Kanale Sportowym. Staram się - być może właśnie dzięki tym mediom - żeby ludzie o mnie nie zapomnieli. To też jest sposób, by cały czas być blisko dużej piłki. Nie ukrywam, że moim celem jest powrót do niej, tylko w trochę innej roli.

Mecze klubów, w których sam pan występował, wywołują u pana zwiększone zainteresowanie? Pytam, bo przed nami spotkanie Śląska z Cracovią.

Bardzo lubię takie mecze. Uwielbiam na nie chodzić. Teraz, kiedy znów mieszkam w Krakowie, dość często odwiedzam stadion Cracovii i generalnie kibicuję „Pasom”. Cieszę się, gdy grają z którymś z moich byłych zespołów, chociaż każdy z nich mam w sercu. Grałem dla Śląska, zostawiłem tam sporo zdrowia i życzę mu jak najlepiej, ale to właśnie Cracovia i Ruch Chorzów są najbliższe mojemu sercu. Wokół drużyny trenera Jacka Zielińskiego wytworzyła się ostatnio bardzo fajna atmosfera. Trener jest otwartym i uśmiechniętym człowiekiem, a jego filozofia gry to futbol na „tak”. Fajnie się to ogląda. Apetyty kibiców wzrosły po udanym początku. Pojawiły się nawet głosy o walce o mistrzostwo Polski, ale do tego jeszcze daleka droga.

Drużyny w tabeli są blisko siebie – jak ocenia pan ich szanse w sobotę? Kto będzie faworytem, czy jest tu w ogóle faworyt? To może być mecz na remis?

Na pewno Śląsk Wrocław na swoim terenie jest groźny. Na dodatek w ostatniej kolejce pokonał na wyjeździe mistrza Polski. Fajny jest pomysł trenera Djurdjevicia na ten zespół. Nie jest to może otwarta gra i wesoły futbol, bardziej pragmatyczny styl, ale jest to drużyna, w której wszystkie trybiki zaczynają coraz lepiej funkcjonować. Trener już na tyle dobrze poznał drużynę, że jest w stanie wystawić bardzo mocną i sprawiedliwą jedenastkę, a zespół mu się za to odwdzięcza. Cracovia z kolei jest podrażniona ostatnimi porażkami. Możemy spodziewać się otwartej gry. Przede wszystkim ze strony Cracovii, która będzie chciała się odkuć. Nikt tu nie zagra na remis. Być może Śląsk będzie czekał na to, co zaproponują rywale. Jedno jest pewne - padną bramki. Myślę też, że remisu w tym spotkaniu nie będzie.

Jak ocenia pan nowych zawodników Cracovii? Przede wszystkim napastnika Patryka Makucha, który od początku sezonu gra w podstawowym składzie – i strzelił tylko jedną bramkę? No i Takuto Oshimę, który ostatnio wskoczył do jedenastki.

Makuch to taki chłopak, któremu brakuje liczb. Bo jakbyśmy ocenili go pod względem tego, jak wygląda na boisku i co daje drużynie, to jest to zawodnik, który idealnie wkomponował się w wizję trenera Zielińskiego. Umie grać plecami do przeciwnika i utrzymać piłkę, a przede wszystkim potrafi wykorzystać wolne sektory za linią obrony. Poza tym jest bardzo silny i dobrze gra głową. Wiele akcji Cracovii jest granych z udziałem Makucha. Uważam, że to naprawdę udany transfer. My patrzymy na niego jak na typową „dziewiątkę” - czyli zawodnika, który powinien zdobywać dużo bramek. Na razie tego nie ma, bo strzelił jedną i to z rzutu karnego, ale powtórzę: to jest naprawdę jeden z lepszych transferów w ekstraklasie. Na tę chwilę taki cichy, ze względu na brak liczb, ale to kwestia czasu - Patryk bramki będzie strzelał, a Cracovia będzie miała z niego dużo pożytku.

A Japończyk?

Moim zdaniem to idealny zawodnik dla trenera Jacka Zielińskiego. Chłopak, który nie kalkuluje, uwielbia grę 1 na 1 i gra efektownie. Można go trochę porównać do Budzińskiego czy Cetnarskiego. Tak jak oni jest przebojowy, ma nieszablonowe zagrania. Im więcej szans dostanie, tym bardziej umocni swoją pozycję w podstawowej jedenastce i stanie się wiodącą postacią Cracovii, jeśli chodzi o grę do przodu.

Jeśli chodzi o grę ofensywną, to kibice Cracovii pewnie cały czas mocno liczą na tego, który jest w klubie, ale prawie cały czas się leczy – czyli Jewhena Konoplankę. Ten piłkarz ma największe rezerwy, jeśli chodzi o potencjalną dyspozycję.

Już w ubiegłym sezonie się nad nim zastanawiałem… Stwierdziłem: OK, trzeba mu dać przepracować cały okres przygotowawczy, żeby odnalazł się w drużynie Cracovii i poczuł jej klimat. Na tym etapie mam wrażenie, że więcej z Konoplanki nie da się już wyciągnąć. Nie widzę w nim zawodnika, który daje dla tego klubu 100 procent siebie. Konoplanka w pewnym momencie swojej kariery osiągnął naprawdę wiele. Był w fajnych klubach, a kiedy zaczęły się problemy zdrowotne, zaczął chyba bardziej patrzeć na to zdrowie. Nie chciał już za bardzo się wysilać, żeby wrócić na super poziom. I według mnie on na pewno nie wzniesie się na taki poziom jak np. Podolski w Górniku Zabrze. Raczej będzie tak, że raz na pięć-sześć kolejek trafi się mecz, w którym zabłyśnie podaniem czy dryblingiem. Przypomni wszystkim, że rzeczywiście posiada wielkie umiejętności, ale reszta meczów będzie taka… taka sobie.

Czy Cracovia pod koniec okna transferowego powinna postarać się o wzmocnienie jakiejś pozycji?

Chyba nie. Cracovia ma w tym momencie taką drużynę, która może powalczyć o najwyższe miejsca. Po ostatniej kolejce rundy jesiennej trzeba będzie podjąć decyzję, o co grają i zastanowić się, czy gdzieś potrzebne są wzmocnienia. Pamiętajmy, że latem trener Zieliński musiał uszczuplić kadrę. Pozbyć się kilku zawodników, którzy nie byli przydatni dla drużyny.

To było zdecydowanie racjonalne działanie.

Oczywiście… W ich miejsce próbowali ściągnąć ludzi, którzy coś tej drużynie dadzą. Dałbym szansę tej kadrze. Cieszę się, że trener Zieliński tak odważnie stawia na młodzież, bo Rakoczy i Myszor pokazują, że warto na nich stawiać. Wnoszą świeżość nie tylko do Cracovii, ale też do całej ekstraklasy. Jeśli popatrzymy na ławkę, czy nawet na zespoły juniorów Cracovii, to nie przypominam sobie, żeby w ostatnich latach było tyle zdolnej młodzieży, której warto dać szansę, bo może się to okazać strzałem w dziesiątkę.

To o co będzie Cracovia grała w tym sezonie?

Wiadomo, że po tym dobrym początku wielu zaczęło mówić: Cracovia na mistrza! Super, ja bardzo bym się cieszył, gdyby Cracovia zdobyła mistrzostwo Polski, ale na tę chwilę mi, jako wychowankowi tego klubu, marzy się, by kibice Cracovii mogli oglądać drużynę, która w dużej mierze składa się z Polaków, a także z młodych wychowanków. Żeby byli w stanie jednym tchem wymienić całą jedenastkę. To naturalne, że kibic chce zobaczyć w zespole swojego człowieka. Teraz dużo mówi się właśnie o Rakoczym, Myszorze, o Pestce – ludzie przychodzą, żeby ich oglądać. I ja chciałbym, żeby ludzie wychodzili ze stadionu i mówili: tak, nasi chłopcy dzisiaj fajnie grali.

Pozytywne jest też to, że kibice Cracovii zaczynają się już przyzwyczajać do tego, że trener Zieliński nie ściąga do klubu byle kogo. Nie robi dziesięciu transferów co rundę, tylko stawia na konkretnych ludzi. I ja myślę, że to jest droga do tego, żeby zbudować podstawy mocnej Cracovii i w przyszłości być może starać się grać o najwyższe cele.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska