Kolejka narciarskich "połamańców" w Szpitalu Powiatowym w Krynicy-Zdroju każdego dnia jest teraz tak długa, że bieżące udzielanie pomocy trwa do godziny drugiej lub trzeciej w nocy. Ci, którzy wymagają poważnej interwencji chirurgicznej, mogą oczekiwać na operację nawet trzy dni. Oczywiście, po wcześniejszym zaopatrzeniu.
Lekarz Jacek Ślipek, zastępca ordynatora Oddziału Ortopedii w krynickim szpitalu, tłumaczy, że to efekt ograniczonej przepustowości nowoczesnego bloku operacyjnego. Dodaje, że przydałoby się jeszcze kilku lekarzy, ale z drugim stopniem specjalizacji. Oni mogą bowiem wykonywać skomplikowane zabiegi samodzielnie. Takich fachowców krynicki szpital szuka już od dłuższego czasu. Bezskutecznie.
- Mamy po dwustu narciarzy i snowboardzistow w ciągudoby - wylicza Sławomir Kmak, dyrektor krynickiej lecznicy.- To trzy razy więcej niż podczas ferii w poprzednich latach.
Pacjenci z poważnymi urazami są standardowo pytani, czy chcą jechać na leczenie do innych szpitali. Chętnych nie ma.
W krynickim szpitalu leży m.in. bardzo ciężko poszkodowana na stoku narciarskim lekarka ze szpitala wNowym Sączu, do którego jest zaledwie 35 km. Jej leczenie potrwa jeszcze kilka miesięcy.
Przedwojenne cukiernie Krakowa [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!