Wypadek na skoczni w Zakopanem. 12-latek jest po operacji
Do wypadku doszło w czasie zawodów dla dzieci i młodzieży z cyklu Lotos Cup, które rozegrano w Zakopanem. We wtorek tuż przed południem na najmniejszej skoczni K-25 wypadkowi uległ 12-letni skoczek z Bystrej (pow. bielski) Szymon Olek. Po wylądowaniu upadł na skocznię i z impetem uderzył głową o twardy śnieg. - To był dramatyczny widok, bo ten chłopczyk po upadku w ogóle się nie podnosił - opowiada turystka z Warszawy, która oglądała rywalizację. - Dopiero gdy po kilkunastu sekundach podbiegli do niego ratownicy medyczni, okazało się, że żyje. Karetka zabrała go do szpitala.
- Gdy do nas trafił, był nieprzytomny. Intubowaliśmy go i podpięliśmy do respiratora. Tomografia wykazała krwiak śródmózgowy - mówi Ali Issa Darwich, ordynator oddziału ratunkowego w zakopiańskim szpitalu. - Po tej diagnozie ustaliliśmy, że 12-latek musi zostać przetransportowany do Krakowa-Prokocimia, gdzie jest neurochirurgia dziecięca. Taki krwiak to bardzo poważny uraz.
Chłopak został przewieziony do Krakowa karetką. Mgła nad lotniskiem w podkrakowskich Balicach uniemożliwiła start śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
W czasie transportu do Krakowa stan chłopca pogorszył się na tyle, że na miejscu prosto z karetki trafił na stół operacyjny. - Operacja trwała kilka godzin. Zakończyła się po godz. 17 - mówi Magdalena Oberc, rzeczniczka prasowa Krakowskiego Szpitala Uniwersyteckiego w Prokocimiu. - Zakończyła się powodzeniem, ale stan dziecka dalej jest bardzo ciężki i zagrażający życiu. Przy jego łóżku czuwają rodzice.
Zaraz po wypadku wiele osób w Zakopanem zastanawiało się, jak to możliwe, że zawody dla dzieci zorganizowano na skoczni, która jest tak przestarzała, że kilka miesięcy temu odebrano jej międzynarodową homologację. Później co prawda przywrócono ją na zawody krajowe, ale sam prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner apelował, by nie skakały tu nawet dzieci, bo stan obiektu pozostawia wiele do życzenia.
Jerzy Pilch, delegat techniczny PZN, który oglądał wczorajsze zawody, w wydanym po wypadku oświadczeniu zaznaczył, że obiekt w jego opinii był przygotowany świetnie.
- Do wypadku doszło więc, bo sam zawodnik popełnił błąd techniczny - pisze działacz. Dodaje, że w czasie zawodów wielu innych młodych skoczków też upadło. Jego zdaniem tak się dzieje, bo zawodnicy w tym wieku są słabo wyszkoleni techniczne i - jak zaznaczył - nawet słabo jeżdżą na nartach.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+