W roku 2015 wydano 2286 decyzji zezwalających na wycinkę 15 tys. 864 drzew oraz nakazujących nasadzić 15 tys. 410 nowych roślin. Takie proporcje nie mogą cieszyć w mieście walczącym ze smogiem, gdzie wolne tereny są ciągle zabudowywane.
Władze Krakowa nie potrafią podać danych, ile drzew w roku 2016 pójdzie faktycznie pod topór. To od otrzymujących zgody na wycinkę zależy, kiedy je wykorzystają. A takich dokumentów wydaje się tysiące co roku.
Wiadomo, że od 1 stycznia br. wniosków o pozwolenia było 661 i wydano 538 decyzji na usunięcie 3867 drzew. Powód to głównie bezpieczeństwo, zbyt duże zagęszczenie roślin. W jednej trzeciej przypadków przesłanką do wycinki jest jednak to, że drzewo koliduje z inwestycją.
Urzędnicy tłumaczą, że wysokie statystyki to też wynik zmiany prawa. Od zeszłego roku muszą wydawać zgody na wycinkę drzew w zależności od obwodu ich pnia - od 25 centymetrów dla wolno rosnących i od 35 centymetrów dla pnących się w górę szybciej. Wcześniej wymagały zezwolenia tylko rośliny mające od 10 lat wzwyż. Ponadto teraz decyzje dotyczą też drzew owocowych rosnących na terenach szeroko dostępnych i w rejonach zabytkowych.
- Te przepisy przełożyły się na to, że decyzji wydaje się więcej i dlatego rosną statystyki usuwanych drzew. 25 czy nawet 35 centymetrów obwodu to jeszcze niewielkie drzewa - mówi Ewa Olszowska-Dej, dyrektor Wydziału Kształtowania Środowiska.
Sadzimy mniej drzew, niż wycinamy, bo nie zawsze jest miejsce na drzewo, a wtedy inwestor może wykpić się opłatą. W 2015 r. zapłacono gminie 675 tys. zł w takich przypadkach. Nałożono 1,2 mln zł kar za nielegalną wycinkę.
Urzędnicy mówią, że organizują nasadzenia nieujęte w statystyce. To dobrze, ale statystyka nie pokazuje też wycinek, których nie udaje się wykryć i ukarać.