Jeszcze tego samego dnia Sejm nie udzielił wotum zaufania rządowi Morawieckiego, a następnie - w tzw. drugim kroku - powołał na premiera Tuska, wskazanego przez koalicję skupioną wokół Platformy. We wtorek rano ze swoim expose wystąpił nowy premier. Dwuipółgodzinne wystąpienie Tuska wyraźnie odróżniało go od poprzednika. Mniej więcej połowę tego czasu zajmowały osobiste, często liryczne wynurzenia premiera na temat szczęścia, jakiego doświadczy Polska po utworzeniu jego rządu. Powoływał się przy tym m.in. na Jana Pawła II i Romualda Traugutta. Kolejne 40 procent wystąpienia zajęło przedstawienie ministrów, a przy każdym zapewnianie o zgodnej i długotrwałej (?) współpracy. Zaledwie parę chwil nowy premier poświęcił planom rządu, zapowiadając szybkie sukcesy w Unii Europejskiej i równie szybkie zmiany w sądownictwie. Wielkiej cierpliwości wymagało wysłuchanie całości.
Wieczorem większość sejmowa przegłosowała wotum zaufania dla nowego rządu, a w środę odbyło się jego zaprzysiężenie. Niespodzianek nie było. W rządzie znalazły się znane twarze: Sikorski, Budka, Nitras, Nowacka, Hennig-Kloska. Wicepremierem został Kosiniak-Kamysz. Kompetencje wielu ministrów są skromne, ale to Tuskowi nie przeszkadza. Okazało się, że partie Hołowni i Kosiniaka-Kamysza nie są żadną trzecią drogą, ale przystawkami Platformy. Incydent z Braunem ujawnił słabość marszałka i podziały w Konfederacji. Totalna opozycja przekształciła się w totalną koalicję, w dodatku rządową. Na jak długo? To zależy od nas wszystkich.
Nie traćmy nadziei. Konfederacja w głosowaniach flirtująca w Platformą potknęła się o Brauna. Co teraz zrobi? Bez Brauna i jego ludzi przestanie być klubem sejmowym i straci rozmaite przywileje. A chyba głównie po to szła do Sejmu. Może się okazać, że front anty-PiS rozsypie się wcześniej niż przewidują analitycy. Siedem i pół miliona to liczba wyborców, której nie można lekceważyć. Powrót może zdarzyć się szybciej niż to wydaje się niektórym.
