Dla 75-letniego Czesława Kudzi, mieszkańca Zawoi, pszczoły są całym życiem. Emeryt od 44 lat we własnym ogrodzie prowadzi pasiekę.
Niestety, wiele wskazuje na to, że bzyczące „przyjaciółki” może wkrótce stracić. Nakaz usunięcia pszczół z podwórka wydał Sąd Rejonowy w Suchej Beskidzkiej. Zajął się sprawą po tym, jak na ule pana Czesława zaczęli się skarżyć jego sąsiedzi.
Kraina miodem płynąca
Leżąca pod Babią Górą Zawoja słynie z pysznego miodu. Choć pszczelarzy nie ma tu zbyt wielu, ci, którzy prowadzą swoje pasieki, są wśród miłośników naturalnych słodyczy uważani za prawdziwych mistrzów. Zawojski miód, ze względu na czystość tutejszej przyrody, jest bowiem wyjątkowo smaczny. Wkrótce jednak jeden z lokalnych pszczelarzy może zwinąć swój interes.
- Sąd kazał mi usunąć ule ze stojącego przy moim domu ogrodu - załamuje ręce Czesław Kudzia. - Zażądali tego dwaj moi sąsiedzi.
Postępowanie przed Sądem Rejonowym w Suchej Beskidzkiej trwało 3 lata. Ostatecznie zakończyło się wyrokiem wydanym 16 lipca br. Dla pszczelarza jest on druzgocący i niezrozumiały. Musi teraz wywieźć ze swojej działki 30 istniejących tu uli. Jako że emeryt nie ma gdzie ich na nowo postawić, de facto oznacza to śmierć dla 1,5 miliona skrzydlatych robotnic (tyle mniej więcej pszczół żyje w ulach pana Czesława).
Wyrok śmierci - to boli
Dla sąsiadów pozwanego pszczelarza taki wyrok to sukces. Niestety, nie udało nam się z nimi porozmawiać, ale z akt sprawy można wyczytać, że mieszkający kilka metrów od uli ludzie bali się o zdrowie swoje i swych dzieci. Argumentowali, że są na jad pszczół uczuleni, a ich ugryzienie może doprowadzić ich nawet do śmierci.
Ryzyko użądlenia lub ugryzienia przez owada rzeczywiście istnieje. Jednak zdaniem ekspertów (a także innych sąsiadów pana Czesława, którym pasieka nie przeszkadza) jest niewielkie. Dlatego mężczyzna nie rozumie, jak w sądzie mógł zapaść wyrok tak niekorzystny.
- Powołano dwóch biegłych w mojej sprawie. Obaj twierdzili, że moja pasieka może zostać w starym miejscu, tylko muszę ją ograniczyć - mówi Kudzia. - Ten drugi to był wielki ekspert, prof. dr hab. Jerzy Demetraki, pszczołolog. Stwierdził, że mam w ogrodzie zabezpieczenia (specjalne 3-metrowe ekrany), a moje pszczoły w zdecydowanej większości są tak łagodne, że nie atakowały go nawet, gdy łapał je gołą ręką. Sędzia nie przychylił się jednak do jego opinii.
Będzie apelacja
Emeryt nie składa jednak broni. Zapowiada apelację do Sądu Okręgowego w Krakowie. Liczy, że tam swe ule obroni. Przypomina też, że obawy sąsiadów są co najmniej dziwne. Dom jednej z osób, z którą spotyka się w sądzie, stoi 15 lat. Drugi jest dopiero w budowie.
- Sąsiedzi przy obu budowach przychodzili do mnie po zgodę na ich rozpoczęcie - mówi. - Wiedzieli wówczas o pszczołach i wtedy im nie przeszkadzały. Czy to nie dziwne? a ą