Odpowiedź na te i wiele innych absurdalnych pytań znaleźć można w skeczach działającego w latach 70. kultowego kabaretu Salon Niezależnych. Dobrą okazją, żeby poznać burzliwe dzieje grupy, będzie koncert członka grupy Jacka Kleyffa, który wystąpi na
Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie oraz wydana właśnie książka "Salon Niezależnych. Dzieje pewnego kabaretu" autorstwa Tadeusza Nyczka.
Publikacja, poza przedstawieniem losów trzech założycieli grupy - Jacka Kleyffa, Michała Tarkowskiego i Janusza Weissa, stanowi także jedyny w swoim rodzaju portret epoki PRL-u.
- Nakreślenie tamtej rzeczywistości było niezbędne, żeby zrozumieć skecze kabaretu - wyjaśnia autor, zdeklarowany wielbiciel Salonu Niezależnych. - To była miłość od pierwszego wejrzenia.
W 1969 roku debiutowali na festiwalu Fama w Świnoujściu. Ich występ był olśnieniem dla mnie
i pozostałych widzów. Błyskotliwe poczucie humoru salonowców powodowało, że ludzie na sali
po prostu kładli się pokotem na podłodze ze śmiechu. Ich siła polegała głównie na opatrywaniu zabawnym komentarzem socjalistycznej rzeczywistości - wyjaśnia autor.
- To były koszmarne czasy, dlatego postanowiliśmy iść im na przekór. W zupełnie świadomy sposób nadawaliśmy naszym tekstom określony charakter, cytując na przykład ze sceny fragmenty tekstów propagandowych. Udawało się to do momentu, kiedy władze zorientowały się w naszej grze
- opowiada Jacek Kleyff.
To właśnie ataki cenzury przerwały poczynania niesfornych "Salonowców". Kabaret działał zaledwie siedem lat.
- Właściciele klubów najpierw zgadzali się na nasze występy, a po groźbach władz tłumaczyli, że nie możemy u nich wystąpić, bo na przykład zalało im akurat pomieszczenia. W pewnym momencie okazało się, że zalana jest ponad połowa klubów w Polsce. Istna plaga. Kiedy liczba takich sytuacji znacznie przerosła liczbę koncertów, które się odbyły, doszliśmy do wniosku, że dłużej z tego nie
da się wyżyć i każdy z nas poszedł w swoją stronę - opowiada kabareciarz.
Mimo tych absurdalnych problemów lokalowych, Kleyff wspomina występy Salonu Niezależnych jako najzabawniejszy okres w życiu.
- Nie było koncertu, podczas którego nie zdarzyłoby się coś śmiesznego. Ot, choćby w Bydgoszczy, kiedy graliśmy ostatni koncert przed zamknięciem kultowego klubu "U Alego". Tak nam było dobrze na scenie, że zacząłem sobie po niej beztrosko skakać. Reszta od razu to podchwyciła. Zabawa trwałaby jeszcze długo, gdybyśmy w pewnym momencie wszyscy się w tę scenę nie zapadli
aż po kolana. Wcale nie przeszkadzało nam to jednak śpiewać. Ubaw był niesamowity, a publiczność myślała, że sami tę sytuację zaaranżowaliśmy - chwali się Kleyff, który był wodzirejem szalonej ekipy salonowców. - Nasza zabawa polegała głównie na robieniu sobie jaj z cenzury. Z tekstami chadzałem do niej zwykle ja. To były czasy, kiedy nie było managerów. Wszystko trzeba było sobie załatwiać samemu - opowiada Kleyff.
Kabareciarz pisał też większość tekstów Salonu Niezależnych.
- Niebywale śmieszne historyjki Salonu powstawały w różnych sytuacjach - twierdzi Kleyff.
- Piosenka "Kura i bażant" "wykroiła się" w restauracji. Objadaliśmy się wtedy różnego rodzaju ptactwem. Ktoś wziął sztukę mięsa kury, ktoś bażanta i zaczęliśmy analizować sytuację tego drobiu przed śmiercią. Jeżeli chodzi o kurę, to szło to tak:
"Jak idzie kura na śmierć... Tak podejdzie do tej szosy. Pończochy ma takie zwałkowane, ubrana jest, wiesz, nieładnie, jesionkę taką ma...
- Takie siaty.
- Tak stanie przy tej szosie, tak podfrunie, pobiegnie, stanie. Wróci, pójdzie.
- Pierdnie...
Z kolei historyjka "O niespełnionej miłości na terenie kółka rolniczego" przyszła do mnie, kiedy zacząłem kontemplować skomplikowaną sytuację kochanków w jakimś magazynie, w którym znalazłem się przez przypadek. Brak przestrzeni, niezdrowy azbest, a oni chcieli się zwyczajnie sobą nacieszyć. To musiało być straszne - obrusza się Kleyff.
- Pełne archiwum kabaretu dostałem od Jacka Kleyffa w teczce. Zachowało się, bo Jacek pełnił
w Salonie nie tylko funkcję mistyka, zbuntowanego hipisa, ale także upierdliwego urzędasa - twierdzi Tadeusz Nyczek, którego tom razem z płytą CD ukazał się nakładem Znaku.