FLESZ - Będą ostrzejsze kary dla pijanych kierowców

Z ustaleń śledczych wynika, że relacje ojca i syna były napięte przez lata, ale w 2009 r. się poprawiły.
- Odwiedzałem ojca 2-3 razy w tygodniu, jeszcze z czasów licealnych miałem klucze do jego domu, bo wtedy tam mieszkałem - opowiadał na sali rozpraw wysoki, elegancko ubrany 37-latek, z zawodu lekarz psychiatra z praktyką w krakowskim szpitalu. Nie krył, że złe relacje z ojcem miał dlatego, że Kazimierz K. odgrażał się, że uśmierci swoją siostrę, z którą od 30 lat toczył spory sądowe o podział majątku. Paweł K. słyszał groźby pod adresem ciotki, był raz świadkiem, jak ojciec ją popycha. Kazimierz K. pobił też przed laty byłego męża siostry, mężczyzna podupadł na zdrowiu i zmarł. Siostra Kazimierza K. obwiniała brata za ten zgon. To był kolejny powód złych relacji rodzeństwa.
Dzięki poprawieniu się takich relacji rodzinnych z Kazimierz K. mógł prosić syna o zaopiekowanie się domem, kotem i kwiatami, gdy wyjeżdżał za granicę. Z taką też prośbą zwrócił się do niego w kwietniu 2018 r., bo miał wykupioną wycieczkę do Ameryki Południowej. Tuż przed wyjazdem gospodarz domu stwierdził, że w tajemniczych okolicznościach zniknęło mu z niezabezpieczonego barku w sypialni 1000 dolarów, które miał na planowany wyjazd. Drzwi i okna nie miały uszkodzeń, nie było śladów włamania, ale przed wyjazdem na wycieczkę Kazimierz K. wynajął agencję detektywistyczną, a ta zamontowała ukryte kamery w sypialni i jadalni, gdzie m.in. była skrytka z gotówką i precjozami. Syn wiedział o schowku, jak i o tym, że jest w nim pozostawiony tam list pożegnalny ojca na wypadek jego śmierci.
Po powrocie z wojaży Kazimierz K. stwierdził brak 30 tys. dolarów (106 tys. zł), zawieszki z brylantem za 100 tys. zł, złotego pierścionka z brylantem za 50 tys., złotych monet o wadze 5 kg za 815 tys. zł. W skrytce pozostał list pożegnalny Kazimierza K. oraz ułożone w plik pocięte gazety odpowiadające rozmiarom banknotów. W sumie gospodarz straty wycenił na ponad milion zł. Nie miał wątpliwości, kim byli złodzieje, bo ukryta kamera zarejestrowała Pawła K. i jego żonę, gdy penetrowali pomieszczenia. Mieli na rękach rękawiczki i oświetlali wnętrza latarkami. Z ustaleń wynika, że do domu mogli wejść przez rozebranie drzwi garażowych, dysponowali też kluczami do domu, a Kazimierz K. przekonywał, że synowi dał jedynie klucze do bramy wejściowej i do piwnicy, gdzie swoje lokum miał mieć kot.
Na rozprawie małżonkowie nie przyznali się do winy. Paweł K. twierdził, że klucze do domu ma od czasów licealnych i nie dopuścił się włamania. Mówił, że garaż to osobny budynek i nie można przez niego wejść do domu.
Faktycznie dom spenetrował z żoną, by się upewnić, gdzie znajduje się broń palna ojca karabinek kbks.
- Przed zagranicznym wyjazdem ojciec odgrażał się, że uśmierci ciotkę i będę miał z nią spokój. Pojechałem sprawdzić, gdzie znajduje się jego broń palna i jej nie znalazłem - wyjaśniał. Zauważył natomiast, że ojciec wyeksponował na ścianach i w pokojach posiadaną kuszę, maczetę i pistolety hukowe. To zaniepokoiło syna.
W poszukiwaniach broni palnej pomagała żona oskarżonego, 28-letnia dziś Maria, psycholog z zawodu. Sędzia Aleksandra Sołtysińska Łaszczyca dopytywała się dlaczego małżonkowie mieli latarki i rękawiczki. Tłumaczyli, że w piwnicy było brudno, a z mebli mogły wystawać gwoździe i drzazgi.
Paweł K. dodał, że miesiąc po powrocie ojca z zagranicy, Kazimierz K. oblał kwasem swoją siostrę, która przyjechała do Polski z Anglii. Pokrzywdzona trafiła na kilka dni do szpitala. Jednak postępowanie karne w tej sprawie prokuratura umorzyła i nikomu nie postawiono zarzutów.
Sąd odroczył proces małżonków o kradzież do września, wtedy w obecności psychologa będzie zeznawał pokrzywdzony.