Połączenie lata i zimy
- Snowkiting zawiera elementy kilku dziedzin sportu - mówi Robert Kurek, zakopiańczyk i jeden z prekursorów nowej dyscypliny w Polsce. - Można powiedzieć, że w pewnym sensie łączy lato i zimę. Snowkiting to bowiem połączenie kitesurfingu z nartami czy snowboardem. Zapewniam, że to „mieszanka wybuchowa”. Każdy kto choć raz spróbuje snowkitingu, zrozumie, że żaden inny sport nigdy nie da mu podobnego poczucia wolności.
Dodatkowo - jak zapewnia Kurek - na dłuższą metę snowkiting nie jest sportem drogim. By go uprawiać, potrzebujemy narty lub deskę, a także specjalną uprząż „trapez” (zapina się ją wokół pasa) oraz latawiec, który potem, chwytając wiatr, ciągnie nas po śniegu.
Te dwie ostatnie rzeczy to wydatek od dwóch do 10 tysięcy złotych, ale... gdy już je kupimy (lub wypożyczymy), nie będziemy mieć żadnych innych kosztów.
Można jeździć pod górę
Z latawcem - kite (wymawia się „kajt” - przyp. red.) jeździć możemy praktycznie wszędzie. Może to być ośnieżony stok lub płaska łąka. - Jeśli akurat wieje wiatr, latawiec będzie nas ciągnął za darmo, a my możemy cieszyć się jazdą - mówi Kurek. - Jeśli jesteśmy w górach, to możliwa jest nawet jazda do góry stoku. Snowkiting można uprawiać wszędzie bez tłumów i kolejek, jakie są na wyciągach.
Póki co entuzjaści nowego sportu spotykają się jednak w Zębie. Mówią, że ta wioska to ich mekka przynajmniej z kilku powodów.
Na tutejszych łąkach pięknie widać Tatry, a dodatkowo można tu spotkać bardzo korzystny wiatr, który jest konieczny do jazdy.
Robią kursy w Zębie
- W górach można też wyłowić nowy narybek dla tego sportu - śmieje się pan Robert. - Dlatego organizujemy tutaj kursy dla początkujących snowkiterów. Te trwają zazwyczaj 2-3 dni, czyli 5-6 godzin nauki.
Jak wyjaśnia Kurek, na początku kursantom tłumaczy teorię. Mówi, jak okiełznać wiatr i jak badać jego kierunki. Dopiero po zdobyciu takiej wiedzy nowy adept snowkitingu zakłada uprzęż, jest przypinany do latawca (kursantom sprzęt pożyczany jest za darmo) i zaczyna jeździć czy nawet delikatnie latać. Cena godziny kursu to 180 zł. W pakiecie całe szkolenie kosztuje 500 zł.
- To można naprawdę szybko załapać - mówi Marek Zając, turysta z Warszawy, który zapisał się na kurs. - Już po 2-3 wywrotkach można z powodzeniem jeździć. Sami (pociągając za odpowiednie linki) ustalamy szybkość. Miejscami można też wzbić się w powietrze.
Dziś w Małopolsce jest ok. 100 snowkiterów. Zapowiadają, że z każdym rokiem będzie ich więcej i opanują całe Podhale. Na miejscowych raczej nie ma co stawiać, bo w sezonie są zajęci turystami, ale ci ostatni mogą wkrótce zasilić szeregi snowkiterów.