Dla wszystkich było jasne, że konferencję zwołano tylko po to, by Donald Trump i Beniamin Netanjahu mogli wskazać zewnętrznego wroga i odwrócić uwagę wyborców od swoich kłopotów, gdy prowadzone są śledztwa w ich sprawach.
Podczas konferencji pojawiły się głosy, że wojna z Iranem jest jednym z możliwych rozwiązań. Czy znów damy się wmontować Amerykanom w militarną interwencję, jak w Iraku, która była im potrzebna do rozgrywek w krajowej polityce?
Amerykanie obiecują dużo, a w zamian chcą mieć wpływy na politykę danego kraju. Chwalą nas za aresztowanie dyrektora polskiego oddziału chińskiej firmy Huawei i liczą, że żadnej elektroniki od nich nie kupimy. Bo potrzebują każdego sojusznika w wojnie handlowej z Chinami. Tylko kto zbuduje nam Centralny Port Lotniczy i elektryczne auta?
To spotkanie miało Polskę wprowadzić do grupy krajów decydujących o losach świata, a zakończyło się wizerunkową katastrofą. Beniamin Netanjahu przypisał nam zbiorową kolaborację z Niemcami, jego minister oskarżył, że antysemityzm wyssaliśmy z mlekiem matek. A sekretarz stanu Mike Pompeo przypomniał, że mamy zapłacić amerykańskim obywatelom za mienie utracone podczas II wojny światowej, choć to już zostało uregulowane.
Amerykanie mają dla nas jeszcze jedno zadanie: rozbicie jedności UE. Potem już będą mogli wycofać wojska z Polski, potrzebne im na Dalekim Wschodzie. Nierealne? To dlaczego Donald Trump podważa zasady współpracy międzynarodowej i jedność NATO? Historia uczy, że przyjaciół i sojuszników należy wybierać roztropnie i nie zawierzać wszystkiego jednemu. Bo to źle się kończy.