Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sokołowski zostawia Nocnego Kochanka. Kosmowski szepcze do ucha. Baranovski wymyśla kolejne hity. A Głyk gra jak z nut!

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Kinga Głyk
Kinga Głyk Peter Hannemann
Krzysiek Sokołowski z Nocnego Kochanka próbuje heavy metalu na poważnie. Z jakim skutkiem? Ziemowit Kosmowski zapatrzył się w Wojciecha Waglewskiego. Baranovski sypie hitami jak z rękawa. Tylko trochę wtórnymi. Kinga Głyk nie ogląda się na innych i gra jazz-funk dla koneserów.

Chcesz sprzedać mieszkanie? To musisz wiedzieć!

emisja bez ograniczeń wiekowych

Sokołowski „Taki jak ja”, E-Muzyka, 2024
Znamy go przede wszystkim jako frontmana zespołu Nocny Kochanek. Jego specjalnością jest klasyczny heavy metal w stylu Iron Maiden czy Judas Priest, podany jednak w prześmiewczy sposób. I właśnie chyba ten ironiczny ten dystans sprawił, że grupa odniosła ogólnopolski sukces, liczony złotymi płytami i wyprzedanymi koncertami. Krzysiek Sokołowski nie zawsze był jednak heavymetalowym Stańczykiem, ma bowiem w swym dorobku „poważnie” śpiewanie w zespołach Night Mistress i Exlibris. Teraz idzie tym śladem, publikując swoją pierwszą płytę solową.

„Taki jak ja” nie różni się tak wcale bardzo od dokonań Nocnego Kochanka. Muzycznie jest to bowiem energetyczny heavy metal, oparty na huraganowych riffach i niepowstrzymanej galopadzie bębnów. Tym razem jednak Sokołowski wyśpiewuje do tych podkładów poetyckie teksty, wywodzące się z zupełnie innej estetyki w rodzaju Piwnicy pod Baranami. Efekt jest mocno schizofreniczny i sprawia, że piosenki na płycie są wyjątkowo mocno nasycone patosem. Niestety – nie służy to całości, która robi się przez to nabzdyczona i pretensjonalna, kojarząc się z dokonaniami Turbo z wczesnych lat 80.

Ziemowit Kosmowski „Veda”, GAD, 2023
Swój najlepszy czas miał w latach 80. Najpierw stał za mikrofonem w punkowym Phantomie, potem tworzył intrygującą nową falę w stylu The Stranglers w Braku, aż wreszcie zwrócił się w stronę mainstreamowego rocka w Rendez Vous, nawet lansując radiowy przebój – „Anna”. W następnej dekadzie wyjechał do pracy na Zachodzie, a kiedy wrócił, najpierw próbował swych sił z zespołem Subway, a potem zaczął tworzyć na własne konto, współpracując choćby z Wojciechem Waglewskim. I to spotkanie chyba mocno naznaczyło dalszą twórczość muzyka.

Dowodem tego jest jego najnowszy album. „Veda” zawiera zrealizowane w chałupniczy sposób spokojne piosenki, lokujące się w formule tęsknego bluesa. Mamy tu więc w głównej roli głos i gitarę Kosmowskiego, a w tle bardziej jazzowe dźwięki trąbki, kontrabasu czy perkusji. Muzyka ta przypomina co bardziej wyciszone nagrania Voo Voo czy solowe płyty wspomnianego Waglewskiego. Różnica jest taka, że Kosmowski śpiewa głównie po angielsku, przez co utwory z „Vedy” nabierają „zachodniego” brzmienia. Jeśli ktoś szuka w muzyce pretekstu do kontemplacji – powinien sięgnąć po ten materiał.

Baranovski „Ucieczki i powroty”, Warner, 2024
Od debiutu Baranovskiego na rodzimej scenie muzycznej minęło już sześć lat. W tym czasie piosenkarz nagrał dwie płyty, z których każda odniosła spory sukces: pierwsza pokryła się złotem, a druga – platyną. Stało się to możliwe, bo nagrania wokalisty pokochały radia. Z ich pomocą Baranovski wylansował dwa wielkie przeboje - najpierw „Lubię być z nią”, a potem „Sierpień”. Ten drugi trafił na najnowszą płytę artysty, która nosi tytuł „Ucieczki i powroty”. Częściowo Baranovski stworzył ją samemu, a częściowo z zaprzyjaźnionym producentem DrySkullem.

Zgodnie z tytułem, materiał z krążka ma dwa oblicza: jedno pozytywne, niesione dobrą energią i chwytliwymi melodiami oraz drugie refleksyjne, oddające trudne przeżycia, o bardziej melancholijnym nastroju. Całość ma jednak to samo brzmienie: niby syntezatorowe, a jednak podszyte rockiem. Baranovski sięga tym samym do swych młodzieńczych inspiracji: Nirvany, Pearl Jam czy RHCP. Artysta wpisuje jednak to wszystko w typowe dla siebie przebojowe refreny, kojarzące się z hitami Dawida Podsiadło i Korteza. Trochę więc mało na płycie oryginalności, ale radiowcy znów znajdą na niej kilka hitów.

Kinga Głyk „Real Life”, Warner, 2024
Młoda gitarzystka po czterech latach fonograficznej przerwy powraca z nowym albumem, który jest wynikiem jej współpracy z Michaelem League’m – pięciokrotnym zdobywcą nagrody Grammy. Artystce towarzyszą podobnie myślący muzycy: saksofonista Casey Benjamin i perkusista Robert „Sput” Searight, a także grupa doskonałych klawiszowców, w tym Caleb McCampbell, Julian Pollack, Nicholas Semrad i długoletni współpracownik Brett William

„Real Life” wydaje się być najciekawszym dziełem we wciąż ewoluującej karierze artystki. 26-letnia gitarzystka z Polski postanowiła bowiem stworzyć coś zupełnie wyjątkowego - unikalną odmianę współczesnej muzyki instrumentalnej, inspirowaną jazzem i funkiem, ale jednocześnie oryginalną pod względem aranżacji i podejścia estetycznego. Efekt jest imponujący, zaskakując nie tylko oryginalnym brzmieniem gitary, ale również ujmującą melodyką i energetycznymi rytmami. Jest tu więc miejsce na porywające solówki, ale też chwile oddechu i zadumy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska