Działał i współpracował z KOR, KPN aż w końcu w 1980 r. wstąpił do Solidarności i już na zawsze stał się jej symbolem - nieugiętego, zdecydowanego działacza związkowego. Internowany w stanie wojennym, aresztowany, zatrzymywany, inwigilowany, bity, przesłuchiwany, wyrzucany z pracy. To biografia człowieka niezłomnego, której nie sposób opowiedzieć w kilku zdaniach. Dziś pośmiertnie Prezydent RP Andrzej Duda odznaczył go Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Nazywaliśmy go Jacek Szczęść Boże. Dlaczego?
Bo jak przypomniał Jan Kasprzyk, szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych przemawiając nad trumną Jacka: “Witałeś nas słowami 'Szczęść Boże' a żegnałeś słowami, które wypowiedział ginąc mjr Łupaszka: Z Bogiem panowie! Z Bogiem Jacku.”
Tak było. Jacek był człowiekiem głęboko wierzącym. Nie tylko nie ukrywał, ale wręcz manifestował swoje przywiązanie do Boga i wspólnoty kościoła. Krzyż na szyi, Matka Boska, symbole religijne wpięte do marynarki czy kraciastej robotniczej koszuli. Nosił nawet ryngraf na piersiach od kiedy wstąpił do Zakonu Rycerzy Jana Pawła II, zrzeszającego świeckich mężczyzn - katolików.
Jacek dużo się modlił. Do modlitwy zachęcał innych, szczególnie młodych. Czasem sam układał modlitwę wiernych odmawianą potem w trakcie mszy.
W czasie pogrzebu, w którym uczestniczyło kilkaset osób, w tym wielu jego towarzyszy walki o niepodległość, jeden z synów zmarłego zaprosił do wspólnej modlitwy z tatą. Z głośnika popłynął jakże charakterystyczny i mocny głos Jacka:
“Kraków to miasto historyczne, królewskie, papieskie, miasto kultu świętych i bohaterów niepodległości, jedno z centrów chrześcijaństwa, podobno stolica kultury... Kultury a nie antykultury i antywartości! Módlmy się o odwagę myśli i działania dla decydentów tego miasta w obronie świętości, uczuć i praw katolików Krakowa. Wartości tak ciężko naruszanych przez tęczowych wesołków spod znaku gender i LGBT. Od tej Sodomy uwolnij nas Panie!".
Ciebie prosimy...
