https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Stacje narciarskie przez koronawirusa straciły ok. 350 mln zł. "Bez pomocy rządu nie przetrwamy do następnej zimy"

Łukasz Bobek
Polskim stacjom narciarskim grozi fala bankructw. Tak podsumowuje kończący się sezon zimowy Stowarzyszenie Polskie Stacje Narciarski i Turystyczne. Jeśli nie będzie rządowej pomocy dla stacji, wiele z nich nie dotrwa do następnej zimy.

SNiT podsumował tegoroczny sezon zimowy w liczbach. Dane te zupełnie nie napawają optymizmem. Wręcz przeciwnie. Wróżą ogromne kłopot dla samych firm prowadzących wyciągi narciarskie, ich pracowników, ale i dla całych regionów, które żyją z turystyki zimowej.

- Specyfika tego sezonu jest nie do porównania z żadnym innym sezonem w historii. Dopadł nas koronawirus. To oczywiście przełożyło się na funkcjonowania stacji narciarskich. W grudniu jeszcze wydawało się, że będziemy działać normalnie. Jednak okazało się inaczej. Na nowy rok wszyscy znów zostaliśmy zamknięci i otwarci dopiero 12 lutego – wspomina Tomasz Paturej, prezes SNiT i ośrodka narciarskiego Kotelnica Białczańska w Białce Tatrzańskiej. - Jak normalnie sezon narciarski w Polsce trwa 100-110 dni w zależności od położenia stacji narciarskiej, tak teraz ten sezon ograniczył się do ok. 50 dni.

Jeszcze gorzej sytuacja wygląda jeśli chodzi o przychody stacji narciarskich. - Przychody generowane w tym sezonie są bardzo znikome w porównaniu do poprzednich sezonów. To jest w granicach 30-35 proc. tego co było w ubiegłym roku. Mimo, że sezon trwał połowę tego co było rok temu, ale nie przekłada się to na przychody. Przepadły nam bowiem okres noworoczny i zimowe ferie, czyli czas, gdy przychody stacji narciarskich są największe – mówił Paturej.

Według szacunków polskie stacje narciarskie zrzeszone z SNiT rocznie osiągały przychód rzędu 400-450 mln zł. - W tym sezonie wszystkie te stacje mogą liczyć łącznie na zysk ok. 90 mln zł. To jest przepaść rok do roku. Te 90 mln zł w wielu przypadkach nie pokryje kosztów utrzymania. Każdy dzień przestoju w zimie kosztował wszystkie stacje ponad 5 mln zł. Tyle dziennie było straty – wyliczał Paturej.

Stowarzyszenie oszacowało, że polskie stacje wydały na samo przygotowanie się do sezonu ok. 32 mln zł. Do tego doszły koszty związane z restrykcjami sanitarnymi. - Ciężko będzie, by bez wsparcia państwa zaplanować następny sezon i go w ogóle rozpocząć – dodał Paturej.

SNiT wyliczyło ponadto, że 89 stacji narciarskich zrzeszonych w stowarzyszeniu skorzystało ze wsparcia państwa w ramach tarczy antykryzysowej oferowanej przez Polski Fundusz Rozwoju. - Z pierwszej tarczy skorzystało 65 proc. stacji narciarskich. Łączna kwota subwencji to 37 mln zł. Z drugiej tarczy skorzystało 35 proc. stacji na łączną kwotę 33 mln zł. Razem to jest ok. 70 mln zł. Wielką niewiadomą jest nadal ile z tych kwot przypadnie do zwrotu – zaznaczył Tomasz Paturej. - Żeby się nie okazało, że otrzymane wsparcie będzie gwoździem do trumny, gdy przyjdzie wezwanie do zwrotu pieniędzy.

Według stowarzyszenia połowa uzyskanego wsparcia pokrywa koszt przygotowania do sezonu. - Więc wsparcie finansowe to de facto połowa z tych 70 mln zł. To jak widać jest za mało, by stacje narciarskie mogły przetrwać do następnej zimy. Specyfika pracy stacji narciarskich jest bowiem taka, że zarabiamy zimą pieniądze, które muszą nam wystarczyć na utrzymanie przez kolejne, dla nas martwe miesiące, aż do następnej zimy – zaznacza Paturej.

Dlatego SNiT chce usiąść z rządem do rozmów o większym wsparciu. Jednym z proponowanych punktów jest rekompensata z tytułu utraconych przychodów – rzędu 60 proc. przychodów z ubiegłego roku. Czy apele branży narciarskiej zostaną wysłuchane – na razie nie wiadomo. - Bez dodatkowego wsparcia rządu my możemy nie przetrwać – kwituje Tomasz Paturej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Komentarze 3

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

r
realny

Przez wiele lat stacje narciarkie w Polsce to byly "kury znoszące złote jajka" ceny za karnety na polskich stokach sa wyzsze niz w Francji czy Austrii a stoki gorsze i krotsze , wiec sie dorobili duzych pieniedzy . A aktualnie w okresie wirusa to ich strata , moga sie utrzymac z tego co zarobili przez lata .Zaczynaja jak artysci ,ktorzy narzekaja na niskie emerytury bo nie placili skladek do ZUSU-u ,i dostaj aza nic po 1000zl -porownywalna emerytura dla ludzi ktorzy placili niskie stawki ubezpieczenia bo mieli glodowe pensje , ale maja wile , auta i co tam jeszcze to ich sprawa .

m
malek

Jakim zagrożeniem dla osoby, która przeszła koronawirusa, jest korzystanie ze stacji narciarskiej? Z danych podawanych na stronie BNO reinfection tracker wynika, że na dzisiaj - na całym świecie i od początku epidemii - zanotowano 65 potwierdzonych przypadków ponownego zachorowania, a zmarły 2 osoby. To wszystko na 121 milionów potwierdzonych infekcji. Opublikowane w grudniu w Nature wyniki badań francuskich wskazują, że wykrywany jest co 10-ty przypadek infekcji. W Polsce na pewno nie jest lepiej. Wobec tego w rzeczywistości mamy już zapewne 13-15 mln osób, które chorowały i na razie są odporne. Blisko połowa populacji. Osoby w tej grupie nie muszą obawiać się zachorowania, a jeśli nawet przenoszą wirusa, to innych osób z tej grupy nie zarażą. Dużo bardziej powinny obawiać się szczepienia, bo przypadków NOP, a nawet śmierci po szczepionce jest dużo więcej niż te 2, podane powyżej. Dla takich osób gospodarka mogłaby funkcjonować normalnie. Dla połowy społeczeństwa hotele, restauracje, siłownie, baseny, stoki narciarskie itd. mogłyby niemal normalnie działać. Ale nie zrobiono nic i najwyraźniej nie ma takich planów, by cokolwiek rozsądnego zrobić, by ratować gospodarkę. Za to do kościołów można sobie chodzić.

G
Gość

Obajtek kupi po okazyjnej cenie.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska