Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Surma: Wisła to moja niespełniona miłość

Redakcja
Łukasz Surma (z lewej) w ekstraklasie zaczynał grać w Wiśle. Tutaj podczas meczu z Sokołem Tychy
Łukasz Surma (z lewej) w ekstraklasie zaczynał grać w Wiśle. Tutaj podczas meczu z Sokołem Tychy archiwum
- Kibiców "Białej Gwiazdy" pewnie ubodło, że wychowanek ich klubu całował koszulkę Legii po strzeleniu bramki Wiśle - mówi w rozmowie z "Gazetą Krakowską" wychowanek Wisły Kraków, obecnie piłkarz Lechii Gdańsk, Łukasz Surma.

Jesień w polskiej lidze była lekko zwariowana. Chyba nikt się nie spodziewał, że aż tyle zespołów, które nie były stawiane w roli faworytów, będzie walczyć o czołowe lokaty. Jak Pan myśli, dlaczego tak się stało?
Zmniejszył się dystans między wielkimi klubami a tymi ze środka tabeli. Nie ma już takich zespołów, które wyraźnie odstają od reszty. Wisła już nie jest taką Wisłą jak kiedyś. W poprzednich latach, jadąc do Krakowa nawet nie można było marzyć choćby o remisie. Teraz urwać punkt Wiśle na jej terenie, to nie jest już wielka sensacja. To samo dotyczy Legii czy Lecha w lidze. Oczywiście Jagiellonia, Lechia czy Korona zrobiły postęp, ale też jednocześnie ci wielcy z poprzednich lat obniżyli loty. Nawet Lech, który zadziwiał w Lidze Europy, w naszej ekstraklasie grał bardzo przeciętnie.

Zobacz także: Pawełek nie przyjął oferty Wisły Kraków

Kilka lat temu, gdy Zagłębie Lubin zdobywało mistrzostwo Polski, powiedział Pan, że taki sezon, w którym po tytuł nie sięgają główni faworyci raz na kilka lat może się zdarzyć, ale później i tak wszystko musi wrócić do normy. Teraz też tak będzie?
Wtedy była taka sytuacja, że karty rozdawała przez kilka lat Wisła i tylko raz udało się wygrać ligę Legii. Dlatego taki sezon, w którym ktoś z drugiego szeregu nagle wyprzedził faworytów, musiał nadejść. Teraz jednak sytuacja się zmieniła, bo moim zdaniem Wisła czy Legia nie są budowane w tak przemyślany sposób jak kiedyś. Wtedy do tych dwóch klubów sprowadzano najlepszych polskich piłkarzy i dorzucano jedynie do nich po kilku naprawdę dobrych obcokrajowców.

Teraz nie widzę drużyny, która mogłaby odskoczyć reszcie stawki. Może Lech, jeśli potrafi wykorzystać ogromne doświadczenie, jakie zbiera w pucharach. O Legii nie można jednak powiedzieć dzisiaj, że na pewno odniesie sukces. O Wiśle też nie. Jeśli natomiast chodzi o drużyny, które w tym sezonie dołączyły do czołówki, to najlepiej wygląda Jagiellonia. Jeżeli nie osłabi się w zimie, to będzie miała bardzo realne szanse na mistrzostwo. W przypadku Lechii życzyłbym sobie natomiast, żeby co pół roku przychodziło do nas ze dwóch klasowych piłkarzy. Na to potrzebne są jednak pieniądze.

Na razie wam się to udaje, bo Lechia gra lepiej niż w poprzednim sezonie.
Tak, tylko że nie zawsze trafi się taka okazja jak kiedyś np. z Pawłem Nowakiem, który przyszedł do Gdańska za darmo i okazał się bardzo dużym wzmocnieniem. Czasami trzeba będzie wyłożyć grubszą gotówkę i nie wiadomo czy ona w Lechii się znajdzie.

Poziom ligi jest dzisiaj wyższy czy niższy niż kilka, kilkanaście lat temu?
Poziom ligi wyznacza lider. Wszyscy go gonią i starają się mu dorównać. A dzisiaj - przy całym szacunku dla Jagiellonii - zdecydowanego lidera w lidze nie ma. Kiedyś było inaczej, bo mieliśmy Widzew Smudy, Legię Janasa czy Wisłę Kasperczaka.

Może nowe stadiony wpłyną z czasem na podniesienie także poziomu sportowego?
To że rosną nowe stadiony to świetnie, bo aż chce się grać na takich obiektach. Tylko żeby obok nich rosły boiska treningowe, bo gdzieś młodzież musi się nauczyć grać w piłkę, żeby później trafić na te piękne stadiony.
Jest Pan zadowolony ze swojej kariery, która powoli dobiega końca?
Jestem. Oczywiście mogłem osiągnąć więcej i są piłkarze, którzy osiągnęli więcej ode mnie. Tylko że jeśli popatrzę na czasy kiedy zaczynałem grać i ilu moich kolegów z tamtych lat wypłynęło na szersze wody, to nie mam prawa narzekać. Ludzi, którzy grali wtedy w młodzieżowych drużynach w Krakowie, a później trafili do ekstraklasy, można policzyć na palcach jednej ręki. Popatrzmy tylko na Wisłę i piłkarzy, urodzonych w latach 70. - ilu z nich trafiło do pierwszej drużyny, a później utrzymało się w lidze. Grzesiek Pater, Łukasz Skrzyński, Paweł Nowak i ja - tyle.

Czuje się Pan jak nestor w polskiej ekstraklasie?
Więcej meczów z obecnie grających piłkarzy mają tylko Bartek Bosacki i Tomek Kiełbowicz. Dlatego czuję się trochę nestorem. Zresztą nie tak dawno mieliśmy zabawną sytuację w szatni Lechii, gdy na trening przyszło paru chłopaków z Młodej Ekstraklasy. Paweł Kapsa zapytał mnie, kiedy zadebiutowałem w ekstraklasie. Gdy powiedziałem, że w 1996 roku, okazało się że jeden z tych chłopaków miał wtedy trzy lata.

Kogoś, kto w polskiej lidze grał tyle lat, muszę zapytać o sprawy korupcji... Nie uwierzę, że Pan się z nią nie zetknął.
I co ja mam powiedzieć? Cieszę się, że tak zostałem wychowany, że to wszystko odbywało się poza mną.

I nigdy nie miał Pan propozycji, żeby zrzucić się na sędziego czy sprzedać mecz?
Takie rzeczy omijały mnie, bo ludzie wiedzieli, że ja się w to nie bawię. Jeżeli ktoś chciał kupić mecz, to wiedział kto może ewentualnie sprzedać i że ja taką osobą nie jestem. Poza tym zobaczmy, jakie kluby były zamieszane w korupcję. Głównie te, które walczyły o awans z niższych lig czy o utrzymanie. Mnie to na szczęście ominęło.

Nie ominęło jednak Pańskiego trenera. Był Pan zaskoczony, kiedy zobaczył, że szkoleniowiec, z którym zdobywał Pan mistrzostwo Polski, jest wyprowadzany w kajdankach?
Byłem wtedy w Izraelu i nie powiem, żeby mnie to nie ruszyło. Byłem mocno zaskoczony, bo w Legii takie rzeczy były niemożliwe. Prezes Walter do takich spraw nie dopuściłby. Każdy kto wie, jak funkcjonuje Legia od momentu przejęcia jej przez ITI, zdaje sobie sprawę, że nikt tam nie będzie bawił się w takie rzeczy. Zresztą podobnie jest w Wiśle i innych wielkich klubach, które inwestują zbyt duże pieniądze i za dużo mają do stracenia.

Dzisiaj liga jest czysta?
Tego nigdy nie można być pewnym w stu procentach. Ręczyć mogę jedynie za siebie.
Wspomniał Pan o chłopakach z Młodej Ekstraklasy. Kiedy Pan na nich patrzy, to przypomina Pan sobie jak sam wchodził do szatni Wisły?
Dobrze pamiętam te czasy. Grałem w juniorach i po kolei brano od nas chłopaków do pierwszej drużyny. Było jednak zupełnie inaczej niż obecnie. Jeśli grało się w dziadka to trudno było wyjść ze środka. Człowiek bał się odezwać. Często przebieraliśmy się w innej szatni, a jak już w jednej, to trzeba było uważać, gdzie się siada, bo np. starszy kolega w tym miejscu trzymał zawsze... gazety. A nie daj Boże jeśli weszło się na parę minut w meczu ligowym i coś się zepsuło. Co później człowiek musiał się nasłuchać. To była regularna fala. Z czego to wynikało? Chyba trochę z siermiężnych czasów. Dzisiaj czegoś takiego nie ma w drużynach ligowych. Liczy się to, czy ktoś potrafi grać czy nie. Wiek nie ma znaczenia.

Zobacz także: Pawełek nie przyjął oferty Wisły Kraków

Musiał Pan radzić sobie sam, czy jednak ktoś z tych starszych miał bardziej miękkie serce?
Bardzo pomógł mi wtedy śp. Jarek Giszka. Potrafił zdrowo na człowieka nakrzyczeć, ale też wykazać się prawdziwą życzliwością. Gdy na początku roku zadzwonił do mnie nasz były kierownik drużyny, Kazimierz Antkowiak i powiedział mi, że Jarek nie żyje i że jest jego pożegnanie, zawróciłem z trasy, bo musiałem tam być. Chciałem ten ostatni raz symbolicznie podziękować Jarkowi za to, że pomógł mi na początku mojej drogi w dorosłej piłce. Z tamtej drużyny pomagał młodym też Darek Marzec. Może dlatego, że sam tę samą drogę przeszedł raptem kilka lat wcześniej.

Dlaczego Wisła, która kiedyś słynęła z pracy z młodzieżą, dzisiaj nie korzysta ze swoich wychowanków?
Baza treningowa niewiele się zmieniła przez te kilkanaście lat, ale nie ma co zwalać wszystkiego na brak boisk. W innych klubach wcale przecież nie jest lepiej pod tym względem. Jakoś jednak teraz tak jest w lidze, że trudno o którymkolwiek klubie powiedzieć, że bazuje na swoich wychowankach czy wychował większe grono dobrych piłkarzy. Ostatnie przykłady to chyba Jagiellonia skąd wyszli w świat Citko, Piekarski czy Frankowski oraz Lechia, gdzie pierwsze kroki stawali Dawidowski, Król czy Zieńczuk. Dlaczego tak jest w Wiśle? Brakuje chyba systemu. Szkółka działa sobie, juniorzy sobie, a pierwsza drużyna sobie. Już za moich czasów nie pamiętam, żeby ktoś ze mną rozmawiał, tłumaczył mi, jaka jest różnica między futbolem w trampkarzach i juniorach, a później seniorach. Kiedy zacząłem trenować z seniorami to byłem w szoku, jak wiele muszę nadrobić fizycznie, żeby w ogóle funkcjonować w tym środowisku. Niestety, spora grupa chłopaków, którzy mieli talent, często zniechęcała się, gdy widzieli tę różnicę. Nikt z nimi nie rozmawiał, nie tłumaczył i gubili się po drodze.

Teraz to się w Polsce zmienia?
Mam nadzieję, że się zmieni, bo na razie szkolenie młodzieży ciągle nie wygląda dobrze. Mam porównanie, bo ostatnio miałem okazję zobaczyć jak to wygląda w Ajaksie Amsterdam. Tam są normalne zebrania z rodzicami młodych piłkarzy, podczas których można się dowiedzieć, czego takiemu trampkarzowi brakuje. Każdy z chłopaków poddawany jest testom, pomiarom. Już w bardzo młodym wieku wszystko o nim wiadomo, jakie ma predyspozycje, na co położyć nacisk w treningu. Bazy nie ma nawet co porównywać.

Coraz więcej byłych zawodników zakłada szkółki piłkarskie. Chcą wychowywać swoich następców. Skoro w klubach wygląda to źle, może to jest droga?
Może jest, bo jesteśmy bogatsi o swoje doświadczenia i przez to można uniknąć pewnych błędów. Jeśli jednak ktoś chce to robić, to trzeba się zająć tym na poważnie. Zobaczyć, jak szkoli się młodzież za granicą. Zbierać cały czas doświadczenie i próbować uczyć chłopaków grać w piłkę. Nie wolno zabijać w nich naturalnych predyspozycji. W klubach często zabrania się np. trampkarzom dryblować. To kiedy oni się mają tego nauczyć? Kiedy mają próbować gry jeden na jeden? Odnoszę czasami wrażenie, że w Polsce w szkoleniu młodzieży wiele rzeczy robi się na opak.

Wróćmy jeszcze do Pańskiej kariery. Myśli Pan, że gdyby nie odszedł z Wisły do Ruchu, to zaistniałby w ekstraklasie na dobre?
Było wtedy drugie wyjście. Mogłem zostać i próbować wywalczyć sobie miejsce w Wiśle. Tak zrobił np. Grzesiek Pater. Wiele razy zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem odchodząc do Ruchu. Wisła już na zawsze pozostanie moją niespełnioną miłością. Wychowałem się raptem kilometr od stadionu. Jako dziecko praktycznie codziennie byłem na Reymonta. A to na basenie, a to na treningach, a to na koszykówce czy siatkówce. Wisła była dla mnie całym życiem, ale chciałem też grać, byłem ambitny. Nikt nie potrafił mi dobrze doradzić. Nikt nie powiedział mi - Łukasz idź na wypożyczenie na sezon, dwa i staraj się robić wszystko, żeby tutaj wrócić. Wszystko musiałem robić sam przy pomocy taty. Nie wiem, może gdybym został, to rzeczywiście wywalczyłbym sobie miejsce w pierwszym składzie. Już nigdy nie poznam odpowiedzi na to pytanie.

Zobacz także: Pawełek nie przyjął oferty Wisły Kraków

Jest Pan człowiekiem kontrowersyjnym?
A skąd takie pytanie?

Bo nie każdy były piłkarz Wisły doczekał się sektorówki z napisem "Poszukiwany tylko martwy" i nie każdy były piłkarz Legii został zwyzywany przez jej kibiców. Wzbudza Pan duże emocje.
Co do tej sektorówki, to nie da się ukryć, że sam dorzuciłem do niej swoje pięć groszy. Była z mojej strony akcja, to później była reakcja ze strony kibiców Wisły. Zabolała mnie ta flaga, ale ich pewnie też ubodło, że wychowanek ich klubu całował koszulkę Legii po strzeleniu bramki Wiśle. Nie zrobiłem tego jednak, żeby kogoś dotknąć. To były wielkie emocje, związane właśnie z tą moją niespełnioną miłością do Wisły. Gdzieś w głębi serca bolało mnie, że w moim klubie nie zostałem doceniony, że musiałem szukać szczęścia gdzie indziej i gdy strzeliłem tego gola, to zareagowałem jak zareagowałem - trochę na zasadzie to teraz wam pokazałem. Wiem, że w Krakowie niektórzy myśleli, że zwariowałem, ale ludzie którzy znali mnie od małego, już wtedy rozumieli moje zachowanie. Cóż, tamte dwa wydarzenia zamknęły jakiś etap w moim życiu. Nie oznacza to, że obraziłem się na kogoś. Zawsze chętnie wracam do Krakowa, kocham to miasto i na pewno tutaj będę żył po zakończeniu kariery piłkarskiej.

A co stało się na Legii, że kibice tak potraktowali ostatniego kapitana, który podniósł puchar za mistrzostwo Polski tej drużyny?
Sam byłem tym faktem mocno zaskoczony. Legia jest ciężkim klubem dla każdego zawodnika, a dla kapitana szczególnie. Wymagania jak w każdym wielkim klubie są tam bardzo duże. Uważam, że byłem najlepszym kapitanem tej drużyny w ostatnich latach. Działy się w tym czasie różne rzeczy przy Łazienkowskiej. Ja z większością spraw, które proponowali kibice Legii, nie zgadzałem się. Na boisku dawałem jednak z siebie wszystko i uważam, że powinni to szanować. Wybrali inaczej. Boli mnie to, ale trudno, nic na to nie poradzę.


Po tym jak grał Pan w Izraelu i Austrii, wrócił Pan do Polski, do Lechii Gdańsk. Niektórzy odebrali to jako świadomy wybór. Chodzi o to, że po grze w ekipie "biało-zielonych", których kibice bardzo przyjaźnią się z wiślakami, będzie Panu łatwiej wrócić do Krakowa.

Pomyślałem o tym, ale nie od razu gdy trafiłem do Lechii, a dopiero po pół roku gry w tym klubie. Do Gdańska ściągnął mnie Jacek Zieliński. Chciałem przede wszystkim grać po nieudanej przygodzie z Austrią. Gdyby Jacek prowadził wtedy inną drużynę, to pewnie trafiłbym do niej. Teraz wiem jednak jak wyglądają stosunki kibiców Lechii i Wisły, i mnie to absolutnie nie przeszkadza. Dobrze czuję się w tym klubie.

Jak długo chce Pan jeszcze grać na poziomie ekstraklasy?
W 2011 roku skończę 34 lata. Podziwiam zawodników Milanu, takich jak Maldini, Gattuso. Widać, że tam szanuje się piłkarzy bez względu na wiek. Tak długo jak Maldini pewnie nie pogram, ale dwa lata jeszcze jestem w stanie utrzymać się na dobrym poziomie. Z Lechią mam kontrakt jeszcze przez rok i już się martwię co będzie dalej. Zobaczymy.

Ma Pan już pomysł na życie po zakończeniu kariery?
Marzy mi się szkółka piłkarska w Krakowie, choć wiem że nie będzie łatwo stworzyć coś takiego. Chcę zostać przy futbolu. Kiedyś zacząłem studia na AWF, ale nie skończyłem ich. Na pewno zrobię trenerskie papiery, ale czy będę prowadził seniorskie drużyny, czy znów zdecyduję się na tułaczkę po Polsce, teraz nie wiem. Dzisiaj dla mnie najważniejsze jest, że na tym etapie mojego życia odczuwam satysfakcję z tego, co osiągnąłem.

Rozmawiał Bartosz Karcz

Wybierz małopolską miss internetu. Zobacz zdjęcia pięknych dziewczyn!
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Podrobili 17 tys. ton paliwa, staną przed sądem
Najciekawsze świąteczne prezenty, wigilijne przepisy, pomysły na sylwestra - wszystko w serwisie świątecznym**swieta24.pl**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska