MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Święta wojna kibiców wciąż trwa w Krakowie (2)

Katarzyna Janiszewska
Ultras zapewniają doskonałą oprawę i zabawę na meczach. Jest ich więcej niż chuliganów
Ultras zapewniają doskonałą oprawę i zabawę na meczach. Jest ich więcej niż chuliganów Robert Szwedowski
Jest coś, co jednoczy kibiców, nawet tych najbardziej fanatycznych, nieważne, po której stronie stoją. Są w stanie odrzucić animozje i działać jako jedna "drużyna". Taką mobilizację daje im wspólny wróg: policja.

W 1989 r., po meczu Wisła - Cracovia kibice wyszli ze stadionu i… wspólnie ruszyli na konsulat Związku Radzieckiego! Na internetowym forum kibice.net wydarzenia te barwnie opisuje ToJa: "Po meczu wychodzimy (Wisła) ze stadionu od strony zegara (...).

Dla klubów ważny jest zysk, a nie potrzeby często ubogiego kibica

Cracovia w tym czasie wychodzi przeciwnym wyjściem i idzie w naszą stronę.

Cześć osób szybko próbowała się dozbroić (kamienie, deski), inni zdejmowali wojskowe/milicyjne paski - nie było żadną przyjemnością dostać klamrą przez głowę. Sam się uzbroiłem w kamień i czekałem na rozwój wypadków. Kiedy dwie ekipy były w odległości kilkunastu metrów od siebie, padły jakieś okrzyki i... ci, co byli na przedzie, przybili piątki z przeciwnikami. A później rozpoczął się słynny pochód.

Atakowana była milicja, prawie żadna szyba na drodze przemarszu nie została cała, część sklepów została zdemolowana. Z Rynku dotarliśmy pod konsulat sowiecki w Krakowie. Posypały się kamienie, były też chyba koktajle Mołotowa".

Również później kibice niejednokrotnie się łączyli w walce z policją. Przejawem chuligańskiej jedności jest totalny brak współpracy z organami ścigania. Jakakolwiek niesubordynacja w tej kwestii jest srodze karana. Nieważne czy zostałeś pobity, okradziony, pocięty nożem: "nie daje się na psy". Zasada jest zawsze taka sama: po pobiciu żaden pokrzywdzony niczego oficjalnie nie zgłasza, nie wie, dlaczego został napadnięty i kim są sprawcy. Już prędzej zezna, że sam się nadział na nóż.
- Współpraca z policją? Zapomnij! Nie ma takiej opcji - zaklina się Oskar, zagorzały fan "Pasów". - Żaden kibic na to nie pójdzie. Sprawy załatwia się swoimi rękami albo rękami ziomków. Konfident to najgorsze ścierwo, jakie może być. Już większy szacunek ma się do wroga.

Krzywdzące jest mówienie o kibolach, mając na myśli ultrasów - mówi Tadek

Wielu kibiców to chłopaki z blokowisk. Często uprawiają różne sztuki walki. Zdarza się, że ich rodzice to ludzie bez pracy, nierzadko mający problemy z alkoholem, a konflikty w domu rozwiązuje się przy pomocy siły. Koledzy z grupy są często jedyną odskocznią, gdzie mogą znaleźć akceptację. Dlaczego się biją, ryzykują życie?

- Kieruje nimi poczucie frajdy, połączone z bezkarnością - uważa prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Wśród kibiców jest masa osób prostych, które społeczeństwo wypluło.

Nie radzą sobie w dzisiejszym świecie, nie nadążają w wyścigu szczurów. W szkole, w pracy, w domu, wszędzie są wykluczani. Gdzie indziej go poniżają, a na stadionie to jest gość! Koledzy z "kibiclandu" mówią: jesteś nasz, jesteś wspaniały. Zdobycie szalika przynosi prestiż. Dlatego jest w stanie wiele wycierpieć. Nagrodą jest podziw kumpli. Zobaczyć błysk zachwytu w ich oczach - bezcenne.
Ale bójki to nie tylko sport dla prostaków. W chuligańskich bojówkach nie brakuje uczniów renomowanych liceów, studentów, ludzi na stanowiskach: dyrektorów, menedżerów. Oni na trybunach nie szukają akceptacji. Dla tych dobrze sytuowanych, wykształconych bójka to sposób na rozładowanie napięcia, sprawdzenie się nie za biurkiem, ale w walce.

- To atawizm, walka jest czymś rozkosznym - zauważa prof. Nęcki. - Mamy biologiczną i genetyczną potrzebę agresji, przemocy, niszczenia. Ale jest ona blokowana przez kulturę. Mówi Rafał Chwedoruk, dr nauk humanistycznych z Uniwersytetu Warszawskiego: - W Polsce nie ma badań nad kibicami, to bardzo hermetyczne grupy. Brytyjskie badania pokazują jednak, że nie ma wśród nich podziału klasowego, ekonomicznego.

W latach 70. piłka nożna była sportem klasy robotniczej. Dziś już nie. Wśród kibiców można znaleźć zarówno sfrustrowanego bezrobotnego, jak i zadowolonego z życia menedżera wielkiej firmy. Tym samym wpływom podlega milioner i biedak. Każdy styka się z brutalną walką o przetrwanie.
I choć tym samym prawom podlegają młodzi ludzie z całej Polski, to jednak tylko w Krakowie - mieście kultury, kościołów i wielkich możliwości - walki są aż tak krwawe.

- Kraków ma głębokie tradycje nie tylko kultury, ale i chamstwa - twierdzi prof. Nęcki. - Tu kluby piłkarskie są jednymi z najstarszych w Polsce. A po pewnym czasie robi się nudno. Potrzebne są kolejne bodźce. Walka na pięści już nie jest satysfakcjonująca.
To nie wszystko. Wokół Rynku, Starego Miasta są kluby sportowe, kina, kawiarnie. Ale kibic z Bieżanowa, Prokocimia, Kozłówka czy Huty wszędzie ma daleko. Wybiera najprostsze możliwości: lokalną knajpę, ławkę pod blokiem, mecz.

- Możliwości kulturalnej, edukacyjnej czy sportowej rozrywki w jego psychice są bardzo odległe - kontynuuje prof. Nęcki. - Trzeba by posłać między nich doktora Judyma, który weźmie za rękę, porozmawia. Nie da się rozładować tych napięć małymi krokami. Potrzebne są zmiany systemowe.

Niestety, dziś stadiony są nastawione na zysk, nie na potrzeby konsumenta. Coraz droższe bilety wypchnęły ze stadionów mniej zamożnych, którzy teraz biegają z nożem po osiedlach. Dystans klubu sportowego do kibica się zwiększył.

- Zniknęła więź wspólnotowa między nimi - zauważa dr Chwedoruk. - Nowa ustawa o zabezpieczaniu imprez masowych instrumentalnie traktuje prawa człowieka. Na przykład propozycja publikowania wizerunku kibica to nawoływanie do linczu. Chcemy zwalczać skutki, nie usuwając przyczyn. Trzeba pokazać młodym ludziom pozytywną ofertę kibicowania, bez względu na ich zamożność.

Tym bardziej że procent zadymiarzy w stosunku do "normalnych" kibiców jest znikomy. Według szacunków policji, Wisła ma ich ok. 300-400, a Cracovia ok. 120. Większość przychodzi na mecz, aby kibicować. Potwierdzeniem tej tezy jest rozwijający się w całej Polsce, również w Krakowie, ruch Ultras. Polega on na przygotowywaniu tzw. opraw. Flagi z klubowymi barwami, kolorowe kartony, doping mają uatrakcyjnić mecz. Przygotowanie dobrej oprawy trwa nawet dwa tygodnie.
Fundusze pochodzą głównie z puszek, do których można wrzucać pieniądze przed meczem, sprzedaży gadżetów czy zbiórek we własnym gronie. Dzięki ich zapałowi mecze stały się widowiskami, przyciągającymi ojców z synami. Do niedawna bali się oni przychodzić na stadion.
Dziś znowu mogą obserwować grę swojej drużyny.

- Najbardziej krzywdzące jest uogólnianie i mówienie o kibolach, kiedy ma się na myśli ultrasów. Trzeba rozgraniczyć te dwie grupy - denerwuje się Tadek, który kibicuje od siedmiu lat. Studiuje, chce zdobyć tytuł magistra.

- Od początku ciekawili mnie ci ludzie, którzy dopingują i starają się wspomóc drużynę. Postanowiłem podejść do nich, chociaż się bałem. Przekonałem się jednak, że to fajni ludzie, podobni do mnie. Kupiłem szalik i tak się zaczęło. Później nie da się z tego wyrosnąć.

Barwy klubu to rzecz święta. Ich strata na rzecz wroga to upokorzenie. Dlatego mimo wszystko ultrasi dobrze żyją z chuliganami. Członkowie bojówek zawsze stoją tuż przy barierkach. Pilnują, by rozwieszone na nich klubowe symbole nie wpadły w ręce wroga. To największy dyshonor. Ze "skrojonych" szalików szyje się dywany, zaś zdobyte flagi wiesza się do góry nogami, a później - najlepiej podczas meczu ze zwaśnioną drużyną - puszcza z dymem.
- Muszą być bojówki - przekonuje Michał, "zwykły" kibic Cracovii. - Ultras zajmują się oprawą meczu, a za obronę klubowych barw i dobrego imienia odpowiadają chuligani. Tak jest, i koniec. Nie jest miło, jak profanują flagę twojego klubu.

A może udałoby się przekierować tę agresję na coś kreatywnego, jak doping, oprawa meczu, i wokół tego zjednoczyć zwaśnionych kibiców? - Takie działania były podejmowane - opowiada Michał. - Nie są traktowane poważnie, bo wiadomo, że nikt nie robi tego z dobroci serca, tylko chce zarobić. Kibice nie lubią, jak ktoś się wtrąca w ich świat. Tym bardziej w Krakowie, gdzie pogodzenie kibiców obu drużyn jest tak samo możliwe, jak namówienie Amerykanów i talibów, żeby o Irak rozegrali sobie mecz w siatkówkę.

- Znam osoby z Ultras, które zostały chuliganami - twierdzi Robert, fan Hutnika. - Ale w drugą stronę to nie działa. Jak ktoś się bawi w chuligankę, to znaczy, że szuka silnych wrażeń. A śpiewanie piosenek czy szycie flag to mało emocjonująca rozrywka.
Imiona kibiców na ich prośbę zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska