Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szlachcic na holenderskim domku

Lech Klimek
Lech Klimek
Po kilku wiekach, potomek wielkiego rodu Gładyszów, powrócił w miejsce, w którym jego przodkowie zbudowali obronny Kasztel. Kolekcjoner i rekonstruktor, Arkadiusz Gładysz z Tarnowa, potrafi zarazić nawet małe dzieci swoją miłością do historii ojczyzny.

Pierwszy raz trafiłem do Szymbarku jakieś 10 lat temu - wspomina Arkadiusz Gładysz, potomek rodu, który zbudował Kasztel w Szymbarku. - Poprosiłem wtedy, by pozwolono mi zwiedzić zamek, choć trwała jeszcze jego odbudowa.

Do dworu nikt go wpuścić nie chciał

Kierownik dworu początkowo bardzo sceptycznie podszedł do takiej prośby, mówił, że nie można, że to może być niebezpieczne. Diametralnie zmienił zdanie, gdy usłyszał kto przed nim stoi.

- Grzecznie się przedstawiłem, że jestem Gładysz, że kiedyś, przed wiekami moi antenaci stawiali ten dwór - wspomina pan Arkadiusz. - Kierownik się uśmiechnął i stwierdził, że w takim razie nie ma wyjścia i już bez zbędnych ceregieli oprowadził mnie po wszystkich zakamarkach. Od piwnic po dach - relacjonuje.

Ród Gładyszów pojawił się w Szymbarku w pierwszej połowie XIV wieku. Wtedy to król Władysław Łokietek Kazimierz Wielki, ten co zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną, wydał w Sączu dokument, w którym czytamy: „Dajemy więc i przyznajemy naszemu wiernemu Janowi Gładyszowi i jego legalnemu potomstwu wymieniane dobra wraz z całkowitą władzą, wszelkimi dochodami i prawem dziedzicznym na wieczyste zachowanie, użytkowanie, sprzedaż, darowanie, zamianę i według woli swej i swych potomków wolne rozporządzanie”.

Ród Gładyszów obrał na swoją siedzibę Szymbark i tu właśnie powstał murowany, obronny renesansowy kasztel w miejscu zniszczonej w początkach XVI wieku rycerskiej fortalicji. Ród władał tym miejscem do początków XVII wieku, kiedy to Gładyszowie opuścili nasze tereny, jak się wydawało na zawsze. Zniszczony w czasie potopu Szwedzkiego Kasztel został opuszczony, prawie dokładnie w 100 lat po tym, jak Gładyszowie sprzedali majątek w Szymbarku.

Z czasem popadł w ruinę. Odbudowa zaczęła się tak naprawdę w 1937 roku i trwała z wieloma przerwami aż do 2011 roku.

- Moja pierwsza wizyta w Szymbarku była dla mnie wielkim powrotem do przeszłości - opowiada Arkadiusz Gładysz. - Gdy kilka lat później dwór odzyskał swój blask, to naprawdę poczułem wielką dumę z dzieła moich poprzedników.

Potomek budowniczych Kasztelu od pierwszej wizyty zapragnąłby, jego rodzina znów była obecna na tych ziemiach. W kilka lat po pierwszej wizycie stał się właścicielem tym razem już nie Dominium Ropae, ale małej działki w Szymbarku.

Pół hektara rodzinnego szczęścia

- Udało mi się kupić działkę z widokiem na Kasztel - relacjonuje. - Stanął na niej mój domek holenderski na kołach, może to nie jest dwór obronny, ale zawsze coś, ważny jest dla mnie fakt, że mogę spoglądać na Kasztel - dodaje uśmiechając się.

Gdy pan Arkadiusz wspomina o Szymbarku, jego twarz każdorazowo rozjaśnia uśmiech.

- Kocham to miejsce i będę starał się robić jak najwięcej, by było znane nie tylko regionie, ale i dalej - zapewnia. To przecież nie tylko zamek, ale piękny skansenem czy choćby Beskidzkie Morskie Oko. Jest co podziwiać i czym się chwalić.

Szymbark to miejsce turystyczne sprzed II wojny światowej. Kiedy były tu korty tenisowe, ćwiczyła na nich Polka, Jadwiga Jędrzejowska, późniejsza wicemistrzyni Wimbledonu. Tu z harcerzami obozował Karol Wojtyła. Tu rysowali Wyspiański i Mehoffer, a w pensjonacie Perełka Maria Dąbrowska napisała Noce i Dnie.

- Każda wizyta tu, to czas wielkich wzruszeń - opowiada. - Ale bardzo lubię to drżenie serca w chwili, gdy stawiam stopę na szymbarskiej ziemi.

Pan Arkadiusz poza miłością do ziemi swoich przodków ma też inną wielką pasję. To kolekcjonerstwo.

- Moja zbieranina to nałóg - mówi z uśmiechem. - W domku dla gości znajduje się zbrojownia. Szczęśliwie, moja wspaniała żona również kocha historię i rozumie to, co robię.

Wściekli i Głośni znaczy pasjonaci

W wolnych chwilach wraz z synem działa w stowarzyszeniu Wściekli i Głośni, które ma zajmować się promowaniem wszelakich pasji ludzkich, kulturowych, społecznych, jak i sportowych. Skupia ludzi o różnych marzeniach - od pasjonatów historii i grup rekonstrukcji historycznych, poprzez zbieraczy starych pojazdów, militariów pamiątek i zabytków po fascynatów sportem, turystyką a kończąc na car audio. Grupa otwarta jest na patriotyzm i krzewienie historii.

- Obecność klubu jest najbardziej zauważalna na wszelakich zlotach starych pojazdów, gdzie zawsze grają głośną i wściekłą muzykę - mówi z uśmiechem - Uczestniczymy w nich wietrząc na przykład naszą ukochaną warszawę pickup z 1963 roku, chevroleta el camino z 1981, zaporożca z 1976 roku czy oldsmobile tornado z 1989. Czasem wyjeżdżamy też jaguarem, gazem czy żukiem. Ot taka to moja mała kolekcja - dodaje.

Jednak to historia jest największą pasją Arkadiusza Gładysza i jego rodziny.

- Ostatnio przejąłem dowództwo jako rotmistrz nad grupą rekonstrukcyjną stworzoną przez Tomasza Kużdzała - opowiada zawadiacko. - Nazywa się Wataha Rycerska i skupia się na epoce hetmana Jana Tarnowskiego, grupa jest początkująca, acz z dużymi możliwościami - dodaje.

Starszy syn pana Arkadiusza w pełni podziela pasje ojca. Jest rycerzem w randze namiestnika i odpowiada za szermierkę.

- Nasze zaangażowanie w grupę rekonstrukcyjną to nie tylko przebieranie się w rycerskie stroje - opowiada. - Organizujemy lekcje żywej historii z pojedynkiem na szable albo miecze.

Opowieści rodzinne Gładyszów pełne są wspaniałych historii, z których każda nadaje się na lekcję dla młodzieży.

- To zawsze gdzieś było w tradycji rodzinnej, czasem brzmi jak bajka czy legenda - mówi Arkadiusz. - Są takie o tym, że nasza przodkini rozkochała w sobie młodego Zygmunta Augusta. Inna mówi o wyprawie na Moskwę, gdzie by wykupić jednego z przodków, jego żona musiała sprzedać wielki majątek i zamek, a rodzina osiedliła się pod Sandomierzem - tłumaczy.

Niezwykłe podróże za rodzinną historią

Rodzina Gładyszów często wyprawia się na kresy wschodnie dawnej Rzeczypospolitej, by szukać legendarnych miejsc.

-Zawsze wielkim przeżyciem są choćby wyprawy do Zadwórza Polskich Termopil z czasów wojny 1920 roku - stwierdza z przekonaniem.

Współczesny Gładysz to prawnik, od siedemnastu lat szczęśliwy mąż Czesławy i dumny ojciec trójki wspaniałych dzieci. Szesnastoletniej Weroniki, trzynastoletniego Dominika i sześcioletniego Mikołaja.

- Żonę poznałem w czasie studiów w Lublinie - wspomina. -To było chyba przeznaczenie, bo spotkaliśmy się w kościele.

On studiował prawo na UMCS a ona polonistykę na KUL-u. To pierwsze spotkanie zmieniło dla Arkadiusza bardzo wiele. I nie chodzi tu tylko o wielką miłość.

- Wyjazdy w jej rodzinne strony, na Białoruś nad Niemen koło Nowogródka otworzyło mi oczy na prawdziwy patriotyzm, wiarę i naszą historię - mówi z przekonaniem - dodaje.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska