To właśnie 27-letni mężczyzna przed niespełna trzema tygodniami wezwał pogotowie
do nieprzytomnej kobiety. Lekarz stwierdził zgon, ale przyczyna śmierci nie została wyjaśniona
do dzisiaj.
Jedna z wersji głosiła, że kobieta popełniła samobójstwo. Śledczy przypuszczają, że również syn targnął się na swoje życie.
- To był dobry chłopak. Skończył studia w Rzeszowie, mieszkał cały czas z rodzicami, a po śmierci ojca z matką - opowiadają sąsiedzi. - Potem na mniej więcej rok wyprowadził się do siostry, mieszkającej w głębi kraju. Wrócił na przełomie maja i czerwca. Nasze kontakty zawsze ograniczały się do grzecznościowego "dzień dobry". Generalnie ta rodzina z nikim nie utrzymywała zażyłych kontaktów. Wszystko co działo się w tym domu, zostało w jego czterech ścianach - podkreślają lokatorzy bloku przy ulicy Tuwima, w którym rozegrała się tragedia.
To ich zaniepokoił najpierw widok psa tułającego się od soboty, a to nad rzeką Ropą,
a to po osiedlowych ulicach.
Po informacjach o załamaniu pogody oraz możliwych nawałnicach i ulewach zwrócili też uwagę na otwarte drzwi balkonowe w mieszkaniu sąsiada. Informacja dotarła najpierw do zarządu osiedla,
a potem na policję.
- W mieszkaniu, na tapczanie policjanci zastali zwłoki mężczyzny. Były już w stanie daleko posuniętego rozkładu. Z wstępnych oględzin wynikało, że ciało 27-latka leżało tam trzy, może cztery dni - powiedział nam Tadeusz Cebo, prokurator Prokuratury Rejonowej w Gorlicach.
Na ciele denata nie było śladów wskazujących na udział w śmierci osób trzecich. Dlatego sekcja zwłok nie była wykonywana w Zakładzie Medycyny Sądowej, ale w miejscowym prosektorium.
Lekarz medycyny sądowej z Nowego Sącza wykluczył, że mężczyzna został zamordowany,
ale nie udało się jednoznacznie ustalić przyczyn śmierci. Nieoficjalnie mówi się, że w mieszkaniu denata policjanci znaleźli kilka opakowań po zużytych lekach.
- Sprawa wyjaśni się dopiero wówczas, gdy uzyskamy wyniki dodatkowych badań toksykologicznych, które zleciliśmy w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie. To jednak może potrwać nawet pięć miesięcy, bo takich niewyjaśnionych spraw jest wiele. W przypadku równie tajemniczej śmierci matki mężczyzny zastosowano taką samą procedurę - dodaje Tadeusz Cebo.
Sąsiedzi, mieszkańcy ul. Tuwima, podejrzewają, że 27-latek popełnił samobójstwo. Jak mówią, rodzinne problemy zaczęły się przed laty.
Czego dotyczyły, nie wiadomo. Ich konsekwencją były rozluźnione kontakty, choćby z mieszkającą poza Gorlicami córką, która zresztą podobno nie uczestniczyła w pogrzebie matki.
Teraz sąsiedzi układają sobie w logiczną całość zdarzenia, które poprzedziły tragedię.
- Widzieliśmy, jak po śmierci sąsiadki chłopak sprzedawał z mieszkania sprzęty domowe. Kupcy wynosili, telewizor, kuchenkę gazową i mikrofalową. Ta tragedia pewnie wcześniej czy później by się wydarzyła. O pierwszej próbie samobójczej tej kobiety słyszeliśmy jeszcze podczas choroby jej męża, ponad dwa lata temu. Potem podobno leczyła się psychiatrycznie, ale nikomu nie mówiła
o swoich problemach. Syn - typ samotnika, pewnie nie poradził sobie ze śmiercią matki, nie mógł udźwignąć bólu i samotności po stracie najbliższej osoby - dodaje inny sąsiad.
Wszyscy czują się zszokowani i zarazem bezradni. Nie wiedzą, jak mogli w tej sytuacji pomóc młodemu mężczyżnie.
W Gorlicach ludzie w depresji pomocy powinni szukać przede wszystkim w szpitalnej poradni oddziału psychiatrycznego. Jego ordynator Janusz Bukowski z powodzeniem pomaga ludziom stosując również niekonwencjonalne formy terapii. Jest między innymi organizatorem warsztatów ?Terapia sztuką".