https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tak rośnie gwiazda Sandry Drzymalskiej. "Oscary? Nie miałam czelności o tym marzyć". Teraz błyszczy jako Simona Kossak

Paweł Gzyl
Sandra Drzymalska jako Simona Kossak
Sandra Drzymalska jako Simona Kossak Jarosław Sosiński
We wrześniu podczas festiwalu w Gdyni dostała nagrodę dla najlepszej aktorki za rolę w „Białej odwadze”. Teraz do kin wchodzi film „Simona Kossak”, w którym wciela się w postać pierwszej polskiej ekolożki, która w latach 60. i 70. mieszkała w sercu Puszczy Białowieskiej. Z tej okazji Sandra Drzymalska opowiada nam jak zaprzyjaźniła się z sarnami towarzyszącymi jej na planie.

- Od kiedy pojawiłaś się na ekranach, grasz tylko złożone i ciekawe postacie w ważnych filmach. Jak ci się udaje tak mądrze kierować karierą?
- To chyba zasługa mojej intuicji i mojej agentki. (śmiech) Solidnie czytamy razem scenariusze i selekcjonujemy projekty. Poza tym jestem tak skonstruowana, że nie potrafiłabym robić czegoś, co mi się nie podoba i do czego nie miałabym serca. Wybieram zazwyczaj instynktownie. Zależy mi na dobrych historiach i bohaterkach, którym mogę użyczyć swego ciała, emocji i duszy. Chciałabym też ciągle się rozwijać, dlatego stawiam na niepowtarzalność. Zależy mi też na budowaniu nowych światów i poznawaniu nowych mechanizmów. Chciałabym, aby ten zawód był dla mnie nieustanną pasją i żebym mogła podchodzić do niego z ciągłą miłością.

- Kolejną ciekawą rolą w twoim dorobku jest „Simona Kossak”. Jak trafiła do ciebie?
- To był długi proces. Najpierw wzięłam udział w castingu z self-tape’ami – a ja nie jestem w nich zbyt dobra. Nagrałam więc straszne wideo, ale jakimś cudem ta rola wróciła do mnie po jakimś czasie. Nagrałam więc kolejnego self-tape’a i zostałam zaproszona na casting z reżyserem Adrianem Pankiem. Zagrałam tam scenę z Kubą Gierszałem i po tych zdjęciach próbnych zostałam wybrana do tej roli. Tak to się wydarzyło.

- Co cię zainteresowało w tej postaci, że chciałaś ją zagrać?
- Simona Kossak zafascynowała mnie, kiedy trzy lata temu obejrzałam poświęcony jej dokument Natalii Korynckiej-Gruz. Wcześniej kojarzyłam ją, ale nie interesowałam się nią dokładniej. Ten film sprawił, że Simona mnie niezwykle mocno zafascynowała. Pomyślałam, że to niezwykle złożona postać – czyli doskonały materiał do psychologicznego budowania roli.

- Simona Kossak to pierwsza autentyczna osoba, w którą się wcielasz. To było dla ciebie coś innego niż wcześniejsze role?
- Tak. Simona żyła naprawdę i do dziś jest wiele osób, które ją znało. To prekursorka polskiej behawiorystyki. Jako jedna z niewielu w latach 60. i 70. koncentrowała się na emocjach i uczuciach zwierząt, analizowała ich różne zachowania, porównując je do zachowań ludzkich. W tamtych czasach prawie nikt u nas nie wiedział czym jest behawiorystka.

- Jak się przygotowywałaś do zagrania tej postaci?
- Jest wiele materiałów wideo z Simoną, ale jest już tam dorosłą i doświadczoną kobietą, ma 40-50 lat. A ja miałam ją zagrać młodszą o 20-30 lat. Takich materiałów filmowych czy radiowych nie ma. Oczywiście są książki, które pisała i bardzo dużo z nich korzystałam, by złapać jej wrażliwość.

- Jaki miałaś więc pomysł na Simonę?
- Kiedy spotkałam się z Adrianem na próbach, to ustaliliśmy, że ta postać musi być zbudowana niezwykle szczerze i uczciwie. Simona była mi bardzo bliska – byłyśmy w podobnym wieku i skoncentrowałam się na tym, by przedstawić obraz młodej dziewczyny, która jest niezwykle silna, bardzo wierzy w swoje racje i robi wszystko z miłością. Jest też uparta i twardo dąży do swego celu. Ale jest też przy tym normalnym młodym człowiekiem: kocha, poszukuje poczucie bezpieczeństwa, podchodzi do świata z dziecięcą niewinnością. Zbudowanie tej roli na takich kontrastach było dla mnie bardzo ciekawe.

- Miałaś okazję spotkać się z jej siostrzenicą - Joanną Kossak?
- Tak. To było jedno z najważniejszych spotkań związanych z tym filmem. Joanna jest niezwykle inteligentną osobą, bardzo oczytaną i odnajdującą się bardzo dobrze w kulturze. Poprzez Joannę mogłam zrozumieć jak charyzmatyczna była Simona, bo Joanna też taka jest. To człowiek, którego można słuchać bez końca. I Simona też podobnie miała. Dlatego to spotkanie naprawdę dużo mi dało. Było dla mnie wręcz magiczne.

- Adrian Panek mówi, że zobaczył w tobie wewnętrzną siłę, podobną do tej, którą miała Simona. Też tak to czujesz?
- Nie wiem. Ciężko mi na to spojrzeć z boku i być wobec siebie obiektywną. Może faktycznie posiadam też taką wewnętrzną siłę, skoro Adrian ją we mnie zobaczył? Myślę, że mam w ogóle wiele wspólnych cech z Simoną. Ja też mam takie mocno przekonanie i serce do tego, co robię. Nie potrafiłabym robić czegoś, co byłoby niezgodne ze mną.

- Jesteś aktorką intuicyjną i lubisz improwizację. Tu też mogłaś sobie na to pozwolić?
- Po raz drugi w swej karierze trafiłam na plan ze zwierzętami. Trudno było się więc obejść bez improwizacji.

- To znaczy?
- Bardzo lubię pracę ze zwierzętami. To dla mnie jakaś totalna magia. Kiedy gra się ze zwierzęciem, trzeba całkowicie zrezygnować ze swego aktorskiego ego i skoncentrować się na zwierzęciu. Cała uważność ląduje wtedy na naszym partnerze. Ten świat zbudowany jest w naturalny sposób. Bardzo często jest tak, że to, co gramy nie ma nic wspólnego ze sceną z scenariuszu. Trzeba się kierować przede wszystkim dobrem zwierzęcia i to ono jest najważniejsze na planie.

- Na ekranie widać, że złapałaś świetny kontakt ze zwierzętami. Jak ci się to udało?
- Po prostu szanuję ich uczucia i zachowania. Podchodzę do nich z wielką czułością i cierpliwością. Na planie bardzo dbaliśmy, aby zwierzęta miały jak najlepsze warunki – i tak było. To było coś niesamowitego, kiedy poczułam się zaakceptowana przez sarny. Połączyła nas miłość od pierwszego wejrzenia. (śmiech) Bo sarny nie są prostymi zwierzętami dla filmowców. Są bardzo płochliwe i lękowe, było więc z nimi sporo przygód zanim znaleziono takie, które mogłyby wystąpić w filmie. Grupa, która się nimi opiekowała, cały czas nie była pewna, czy uda się je odpowiednio przygotować do pracy na planie. Kiedy pierwszy raz spotkałam się z nimi, usiadłam na palu w ich zagrodzie, a one w sekundę podeszły do mnie i mnie zaakceptowały. Stałam się jedną z ich stada. To sprawiło, że były bardzo blisko mnie. Kiedy skończyliśmy zdjęcia z sarnami, było mi bardzo przykro, że to już koniec.

- Mówisz w wywiadach o zwierzętach „bracia mniejsi”. Bliskie ci jest podejście św. Franciszka do natury?
- Nie wiem czy św. Franciszka. To jest moje podejście i myślę, że podobne podejście będą mieli widzowie po obejrzeniu „Simony Kossak”. Bardzo szanuję zwierzęta i podchodzę do nich z dużą wrażliwością. Zawsze czuję się wśród nich niezwykle bezpiecznie, bardziej niż wśród ludzi. Bo zwierzęta oferują nam szczerą, nieoceniającą i bezinteresowną miłość, w której jest bardzo dużo akceptacji.

- Akcja filmu rozgrywa się w Puszczy Białowieskiej. Tam też kręciliście?
- Tak: mieliśmy zdjęcia w Puszczy Białowieskiej, ale przez to, co się dzieje na granicy, nasza ekipa miała ograniczone pole działania. Dziedzinka, w której mieszkała Simona, jest już dziś zabytkiem i nie mogliśmy w niej kręcić. Dlatego została ona odtworzona przez naszą scenografkę w Kampinosie pod Warszawą. Tam powstała pozostała część zdjęć.

- Mogłabyś żyć tak, jak Simona – w środku puszczy, bez prądu, bieżącej wody i innych wygód?
- Myślę, że nie stwarzałoby to dla mnie żadnego problemu. (śmiech) Kręciliśmy dokładnie rok temu na przełomie września i października i spędziłam wtedy w lesie bardzo dużo czasu. Tarzałam się w runie leśnym i poczułam się totalnie częścią tej przyrody. I chyba natura mnie zaakceptowała, bo przez cały okres zdjęć nie złapałam ani jednego kleszcza. To było bardzo ciekawe.

- Na co dzień mieszkasz w wielkim mieście. Jak tam próbujesz złapać ten kontakt z przyrodą?
- Kiedy tylko mogę, wyjeżdżam tam, gdzie jest cisza i spokój. Zawsze najlepiej odpoczywam wśród zieleni i bogactwa naszej przyrody. Na co dzień staram się jeździć z psem na długie spacery z dala od miasta. Woda mnie też bardzo uspokaja. Wyłączam się przy niej i jestem wtedy tylko i wyłącznie z sobą.

- Pochodzisz z Wejherowa. Nad morzem ma się lepszy kontakt z naturą niż w Warszawie?
- Myślę, że tak. Jestem z Kaszub, a to bardzo piękny region Polski. Są tam jeziora i lasy. Jestem bardzo związana z Kaszubami i bardzo dobrze się tam czuję. Byłam wychowana nad morzem i dużo czasu spędzałam w otoczeniu przyrody. Może dlatego jest mi do niej tak blisko.

- Jakie są korzyści z zagrania Simony Kossak dla twojej Kropki?
- (śmiech) Takie, że mój pies jest jeszcze bardziej rozpieszczany niż był.

- Film ma ekologiczne przesłanie – że wszyscy jesteśmy częścią przyrody. Jest ci ono bliskie?
- Oczywiście. Bardzo ważne było dla mnie, aby ten film był szczery i uczciwy, ale też zgodny ze mną. Mam bardzo podobny stosunek do zwierząt i natury jak Simona. Nie miałam więc żadnych obiekcji co do przesłania tego filmu. Cieszę się, że ten film jest mądry i ma głębszy przekaz. Historia Simony jest smutna, bo wciąż aktualna – polskie lasy są ciągle wycinane i zwierzęta mają coraz mniejszą przestrzeń do życia. Puszcza Białowieska, która jest jednym z największych lasów naturalnych w Europie, nie jest zadbana tak, jak powinna. Mam nadzieję, że to się zmieni i będziemy mieli większą świadomość co do swego życia na Ziemi.

- Jeszcze bardziej radykalną wymowę miał film „IO”, w którym zagrałaś dwa lata temu. Tam pod znakiem zapytania zostało pokazane zabijanie zwierząt na jedzenie i ubrania dla ludzi. Pod takim przesłaniem też mogłabyś się podpisać?
- Tak. Jestem od wielu lat wegetarianką. Hodowla zwierząt futerkowych na potrzeby przemysłu futrzarskiego to dla mnie bardzo ciężki temat. Dotyka mnie każde cierpienie zwierząt, więc mam nadzieję, że już niedługo tego typu hodowle nie będą już istniały.

- Praca z osiołkiem to coś innego niż z sarnami?
- Zawsze jest to coś innego, ponieważ każde zwierzę jest inne. I nie chodzi tu o wygląd, tylko o charakter. Nawet w obrębie tego samego gatunku, każde zwierzę jest inne. Sarny były trzy: Pitsi, Rupi i Turpi. Każda z nich miała zupełnie inny charakter. Podobnie było z osiołkami. Każdy był inny.

- A każdy był uparty?
- (śmiech) Nie każdy.

- Miałaś okazję dzięki „IO” zagrać u jednego z ostatnich wielkich mistrzów europejskiego kina – Jerzego Skolimowskiego. To było coś wyjątkowego?
- Tak. Jerzy Skolimowski jest niezwykłym artystą, ma poczucie ogromnej wolności. A to przecież najważniejsze w byciu artystą. Spotkanie z kimś takim było niesamowite. Wspaniała przygoda, która zostanie ze mną do końca życia.

- Za sprawą „IO” trafiłaś na rozdanie Oscarów do Hollywood. Jakie wrażenie zrobiła na tobie ta słynna ceremonia?
- To było miłe doświadczenie. Super było tam się pojawić. Ale ja podchodzę bardzo zdrowo do tego – czyli z dystansem.

- Spełniło się w ten sposób twoje marzenie?
- Czy ja wiem? Ja nawet nie miałam czelności mieć takich marzeń. (śmiech) Było więc to dla mnie duże zaskoczenie i szok. Nie wiem czy kiedykolwiek dotarło do mnie, że ja tam byłam. (śmiech) Ja jestem tak ciekawie skonstruowana, że do mnie wiele rzeczy dociera z opóźnieniem. Wiele razy tego doświadczyłam. Może z Oscarami też tak będzie.

- A jak ci się podobało na festiwalu w Cannes?
- To zupełnie coś innego. W Cannes jest kilkudniowy festiwal, a Oscary to tylko jeden wieczór.

- Gdzie się lepiej czułaś?
- Ciężko mi powiedzieć. Ale ja chyba jestem europejską dziewczyną. Kocham naszą kulturę. Bardzo lubię też Polskę. Chyba bezpieczniej czuję się w Europie i kino europejskie jest mi bliższe.

- Przyroda ma też ogromne znaczenie w „Białej odwadze”. Jak dziewczyna znad morza czuła się w otoczeniu wysokich gór?
- Świetnie. Bo to był też wspaniały projekt. To, że mogliśmy kręcić scenę tańca na zamarzniętym Morskim Oku czy wspinać się po Tatrach – to były niesamowite doświadczenia. Właśnie dla takich przygód zostałam aktorką. Żeby czegoś takiego doświadczać. Jest jakaś magia w tym zawodzie – choćby w tym, że można postawić nogę na lodowej tafli, pokrywającej jedyne w swym rodzaju górskie jezioro w Tatrach.

- Ta scena była dla ciebie najbardziej spektakularna?
- Na pewno była bardzo pięknym doświadczeniem.

- Trudno było ci wcielić się w rodowitą góralkę?
- Ciężko mi odwoływać się do tamtych emocji, bo to było już chwilę temu. Dwa lata, jak nie więcej. Miałam niesamowitych partnerów, dostaliśmy dużo czasu na przygotowania, wszystko było więc dopięte na ostatni guzik. Ważne było dla nas, żeby góralska gwara była jak najbardziej naturalna. Wszyscy podchodziliśmy do swych ról z ogromnym zaangażowaniem. Bardzo dobrze wspominam ten projekt.

- Kostium góralki pomógł ci w wejściu w postać Bronki?
- Bardzo. Zawsze bardzo pomaga charakteryzacja i kostium. To powoduje zupełnie inną postawę ciała, inne ruchy i gesty. Tu było to bardzo wyraziste: spódnica, a pod nią kilka warstw halek, do tego wełniane skarpety i kierpce. Wszystko to miało swój charakter i historię.

- Bronka to niezwykła osoba: mało mówi i tłumi uczucia w swoim wnętrzu. Zagranie takiej postaci było dla ciebie wyjątkowym wyzwaniem?
- Uwielbiam grać takie postacie. Jestem chyba jedną z niewielu aktorek, która nie dodaje sobie tekstu, tylko go wykreśla. (śmiech)

- Dlaczego?
- Bo uważam, że wiele rzeczy można pokazać mimiką twarzy czy gestem ciała. Nie o wszystkim trzeba mówić wprost. Twarz i ciało często więcej mówią niż tekst.

- Trudno było ci znaleźć podobieństwa między sobą a Bronką?
- Bardzo rozumiałam Bronkę. To oczywiście był zupełnie inny świat i ja nie mam takich dylematów jak ona czy inne postacie z tego filmu. Nigdy też nie znalazłam się w niebezpiecznej sytuacji, zagrażającej mojemu życiu. Moje decyzje nie są więc tak poważne. Ale rozumiałam Bronkę i jej uczucia. Fascynujące było dla mnie to, że ona jest taka wsobna. Wszystko się w niej gotuje, ale nie może wyrażać swoich emocji. Bronka jest dla mnie piękną i tragiczną postacią, więc kreowanie jej było czymś niesamowitym. Znalazłam w niej również wspólne cechy ze mną: to wszystko, czym była Bronka czerpałam przecież z siebie. Ona ma moje emocje i cechy charakteru. Przede wszystkim moją introwertyczność.

- Przyznałabyś sobie podczas ostatniego festiwalu w Gdyni nagrodę za najlepszą rolę kobiecą właśnie w „Białej odwadze” czy w „Simonie Kossak”?
- (śmiech) Nie wiem. Ciągle jestem w szoku, że dostałam tę nagrodę. Pewnie znowu do mnie to jeszcze nie dotarło. Mój mózg i moje ciało ciągle to jeszcze procesują. Dlatego nie zdążyłam się nią jeszcze ucieszyć.

- Większość obserwatorów konkursu w Gdyni typowało, że dostaniesz nagrodę za „Simonę”, a tymczasem dostałaś za „Białą odwagę”.
- No i wspaniale! (śmiech)

- „Biała odwaga” i wcześniej „Stulecie Winnych” pokazują, że świetnie się czujesz w kostiumie. A wcześniej za sprawą „Sexify” czy „Komersu” pisało się, że jesteś specjalistką od współczesnych filmów. Co sama wolisz?
- Podróż w czasie jest dla mnie zawsze bardzo ciekawa, bo odnoszę wrażenie, iż mam „starą” duszę i żyję nie w tych czasach, co trzeba. (śmiech) Powinnam się chyba urodzić 50 lat temu. Lata 60. i 70. to mój ulubiony okres. Oczywiście czasy międzywojenne też są wspaniałe, ale wojna rzuca na nie tragiczny cień. Bardzo lubię kostium, ale współczesne historie również. Każda podróż ze złożoną i intrygującą postacią jest dla mnie czymś ciekawym. Każdy film to dla mnie coś innego i cieszę się, że mogę się tak rozwijać, przenosząc się w różne rzeczywistości.

- Masz zaledwie 31 lat, ale zaliczyłaś już wiele zawodowych sukcesów. Co byś jeszcze chciała osiągnąć?
- W tym momencie? Spokój ducha.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska