Z zaskakującą jasnością pamiętam oglądane w dzieciństwie serwisy informacyjne. Miały one stały rytm, wybijany przez doniesienia o dramatycznej, choć powtarzalnej tematyce. Bezrobocie rosło, serce Jelcyna było w coraz gorszym stanie, reformy wdrażano, Świtoń stawiał kolejne krzyże na żwirowisku, a Michael Jackson obiecywał wzniesienie rodzinnego parku rozrywki w okolicach Bemowa. Ta newsowa piosenka miała też swój refren, a nucili go ci, którym objawiała się Matka Boska. To znaczy: najczęściej Matka Boska, bo bywał i Jezus, i papież Polak, bywali też rozmaici rodzimi święci. Ukazywali się oni różnie: na szybach, płotach, naciekach, korze drzew, niezależnie od lokalizacji i podłoża przyciągając rozentuzjazmowane tłumy, pragnące poprawy kondycji fizycznej, psychicznej i materialnej.
Dzisiaj takich sensacji już nie ma. Można odnieść wrażenie, że im bardziej nowy, demokratyczny porządek zadomawiał się nad Wisłą, tym mniej było nad nią zjawisk nadprzyrodzonych. Dlatego czytając nową książkę Łukasza Orbitowskiego, człowiek ma wrażenie, jakby odbywał podróż w czasie. Wędrówkę do lat dziecinnych, a może i jeszcze dalej, do lat 80., gdy na działkach w dolnośląskiej Oławie, pobożnemu choć niedomagającemu intelektualnie Heniowi ukazała się Matka Boska. Konkretnie: stanęła w drzwiach altany, gdy Henio podwiązywał pomidory. Tyle wystarczyło, by dewocyjna maszyna ruszyła: ku działkom pociągnęły zastępy pątników, na powielaczu odbijano treści kolejnych objawień, do koszyków sypały się datki od wiernych, chorzy doznawali cudu uzdrowienia, a władza kombinowała, jakby rozpędzić cały ten ambaras na cztery wiatry.
Powyższe scenki brzmią jak satyra, ale „Kult” w dużej mierze oparty jest na prawdziwej historii Kazimierza Domańskiego, działacza katolickiego i (jak donosi Wikipedia) prezesa Stowarzyszenia Ducha Świętego oraz inicjatora budowy prywatnej świątyni Matki Bożej Królowej Wszechświata Bożego Pokoju. Orbitowski sfabularyzował jego losy mistrzowsko, zamieniając je w gawędę, snutą przez Zbyszka, nieco przemądrzałego brata religijnego działkowca. Jej spokojna melodia ma w sobie rytm znany z opowieści starszych pokoleń, albo - jeśliby sięgnąć do literackich konotacji - prozy Wiesława Myśliwskiego.
Dużo w tej historii śmiechu, jednak nigdy - właśnie przez to ciepłe gawędziarstwo - Orbitowski nie zmienia fabuły w groteskę czy karykaturę. W „Kulcie” może i zaglądamy w głąb polskiej duszy, ale temu spojrzeniu towarzyszy ciepły uśmiech.
"Kult"
Łukasz Orbitowski
wyd. Świat Książki
2019
