52-letni Andrzej W., współwłaściciel jednej ze stacji benzynowych przy ul. Przemysłowej w Tarnowie, walczy o życie w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Mężczyzna rzucił się w płomienie, aby zakręcić zawór na jednej z cystern. W ostatnim momencie odciął dopływ gazu i zapobiegł olbrzymiej eksplozji.
- Najpewniej uratował mi życie. Gdyby tego nie zrobił, najprawdopodobniej dzisiaj nie rozmawialibyśmy tutaj, bo wszystko wyleciałoby w powietrze - mówił wczoraj mocno wstrząśnięty jeden z pracowników stacji paliw.
Cysterny i butle w ogniu
Do nieszczęśliwego wypadku doszło w trakcie tłoczenia płynnego gazu z jednej cysterny do drugiej. - Nastąpiło rozszczelnienie węża, a gwałtownie ulatniający się z niego gaz zaczął się palić. Pokaźnych rozmiarów płomień zagrażał między innymi stojącym koło siebie czterem cysternom, z których dwie były częściowo napełnione gazem oraz ponad 100 składowanym obok 11-kilogramowym butlom z propanem-butanem. 20 z nich zostało nadpalonych - relacjonuje Mariusz Janusz, dyżurny operacyjny powiatu w tarnowskiej PSP.
Zrzucił spaloną koszulę
Krzysztof Kubiczek, właściciel pobliskiej myjni cystern, był jednym z pierwszych, który pospieszyli na ratunek, zanim na miejsce zdążyli przyjechać strażacy. - Pan Andrzej szedł oszołomiony i mówił, że wszystko jest już opanowane. Polaliśmy go zimną wodą, bo był mocno poparzony, choć w emocjach na ból się nie skarżył. Potem zajęli się nim strażacy i ratownicy pogotowia - opowiada.
Gdy pan Krzysztof dobiegł pod cysterny chwycił za gaśnicę i skierował ją w kierunku jednego z kół, spod którego wydobywały się kłęby dymu. - Myślałem, że pali się opona, tymczasem była to koszula, którą poparzony najwidoczniej zrzucił z siebie, kiedy zaczęła na nim płonąć - opowiada Kubiczek.
52-latek został przewieziony do Szpitala św. Łukasza, skąd helikopterem przetransportowano go do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemanowicach Śląskich.
- Pacjent został przywieziony do nas z bardzo rozległymi oparzeniami górnej połowy ciała, w tym twarzy, tułowia i rąk. Co najgorsze, prawdopodobnie ma również poparzone drogi oddechowe, a to traktowane jest już jako stan zagrażający życiu - mówi dr n. med. Justyna Glik z Centrum w Siemianowicach.
Wczoraj prowadzone były dodatkowe badania, które miały wykazać, jak poważnych obrażeń doznał 52-latek. W najbliższych dniach czekają go zabiegi chirurgiczne, które polegać będą m.in. na wycięciu tkanek martwiczych.
Komisja bada przyczyny
Na miejscu wypadku wczoraj pracowała komisja złożona m.in. ze strażaków oraz inspektorów bezpieczeństwa pracy. Śledztwo w sprawie pożaru wszczęła również policja pod nadzorem prokuratury.
- Postępowanie prowadzone jest pod kątem sprowadzenia bezpośredniego zagrożenia dla życia lub zdrowia wielu osób, co zagrożone jest karą pozbawienia wolności do 8 lat - wyjaśnia Olga Żabińska, rzeczniczka prasowa tarnowskiej policji. Zeznania złożyli już pierwsi świadkowie, dla potrzeb śledztwa zabezpieczono również nagrania z monitoringu na stacji. W ustaleniu przyczyn wypadku i tego, kto zawinił - człowiek czy sprzęt, istotną rolę odegra opinia biegłego do spraw pożarnictwa.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!