Im grubsza skorupa, tym sprzęt bardziej zaawansowany. W ruch nieraz idą dłuta, a w przypadku tego, co zniesie struś, także wiertła.
- Czasem się śmieję, że wpadam w jajeczny cug - mówi Dorota Pacanowska. - Łapię się na tym, że jest już po godzinie 22, a ja nadal buczę swoimi wiertłami. Najchętniej pracowałabym do skutku, nawet całą noc, ale sąsiedzi mają prawo do snu - dodaje.
Zaczynała jako totalny laik, wszystkiego uczyła się sama. Ośmioletni staż zrobił z niej prawdziwego arcymistrza.
Nad wydmuszką potrafi spędzić nawet kilka dni. Wycina w skorupce misternie zaplanowane wcześniej wzory - rozety gotyckie, ornamenty, liście, motyle, co jej akurat w duszy zagra. Jedno z jajek trafiło poprzez posłankę Urszulę Augustyn m.in. do Anny Komorowskiej.
- Stoi w Belwederze w honorowym miejscu. Pani prezydentowa doskonale pamięta, gdzie je dostała. Chlubi się nim. Zresztą kojarzy Tarnów właśnie z tą prześliczną pamiątką - mówi Uruszla Augustyn. Drugie jajko otrzymał sam prezydent, podczas wizyty w Tarnowie.
Dorota Pacanowska w planach ma teraz dostarczenie jednego ze swych świątecznych dzieł również papieżowi Franciszkowi.
- Może jak będzie w Krakowie na Światowych Dniach Młodzieży, to uda mi się do niego dostać i wręczyć je osobiście - zastanawia się tarnowska artystka.
W swojej jajecznej karierze zrobiła już ponad tysiąc ażurowych wydmuszek, od kurzych, poprzez kacze, gęsie, a na przepiórczych i strusich kończąc.
- Można się zagotować, kiedy po godzinach dłubania w skorupce, ona niespodziewanie pęka - mówi. - Ale nauczyłam się, że z jajkiem trzeba obchodzić się jak z życiem. Kiedy coś się sypie, nie ma się co poddawać, tylko zaczynać od początku. - Kiedy pracuję przy moich wydmuszkach, zapominam o całym świecie. Nie myślę o tym, co mnie denerwuje, jestem skupiona na tym, co robię. Bo każda zła myśl wywołuje drżenie rąk, a skutek tego w tym fachu jest wiadomy - dodaje z uśmiechem tarnowianka, od niedawna wykwalifikowany terapeuta zajęciowy.