Była pierwszym świadkiem, który zeznawał na procesie Jana N., oskarżonego o usiłowanie zabójstwa córki. Mężczyzna nie przyznaje się do winy. Grozi mu dożywocie. O tym, co się wydarzyło wieczorem 31 marca br. w domu w Borkach koło Szczucina, wiadomo z relacji trzech osób. Najmniej mówi sam oskarżony - średniego wzrostu, ubrany w bluzę i zielony podkoszulek, 47-letni Jan N., ojciec czworga dzieci - trzech córek i syna. - Niczego nie pamiętam, co się wtedy wydarzyło - wyjaśnia. Trochę więcej powiedziała policji jego 4-letnia córka Karolina .
- Była kłótnia taty z Iwoną, która próbowała go uspokoić - mówiła dziewczynka. Jan N. poszedł do szopy po siekierę, potem wrócił do mieszkania i zamknął drzwi na klucz. Zadał co najmniej cztery ciosy 16-letniej Iwonie N. Dziewczyna salwowała się ucieczką przez okno, pobiegła zakrwawiona do sąsiadów. Potem opowiedziała policji i sądowi o ataku ojca. - To ja zawiadomiłem policję o zajściu - opowiadał świadek Andrzej M., sąsiad. Iwonę N., która była cała we krwi i strasznie krzyczała, starała się uspokoić Teresa M.
- Chaotycznie powtarzała, że ojciec chciał ją zabić, była blada i zdenerwowana, biegała bez celu, prosiła, by szybko wezwać pogotowie, bo słabnie - zeznawała kobieta. Jan N. uciekł z miejsca zdarzenia, ujęto go po kilku godzinach. Ewelina, najstarsza córka mężczyzny, w środę na rozprawie mówiła o ojcu nie inaczej jak "oskarżony". Wytykała, że chodził wiecznie pijany, nie podejmował pracy, a gdy mu ją znalazła, to już pierwszego, a potem kolejnego dnia wrócił do domu podpity. Nie dbał o dzieci, gdy żona wyjechała do pracy w Grecji.
- Nie wyobrażam sobie, by do nas wrócił, po tym co nam zrobił - zeznała. - Co ty Ewelinko opowiadasz? - dziwił się oskarżony i przekonywał sąd, że ten obraz złego ojca jest fałszywy. Iwona N. wyszła już ze szpitala, ale dalej się leczy, jest oskarżycielem posiłkowym w sprawie karnej ojca. - On sobie siedzi za kratkami zadowolony, a zrobił z dziecka kalekę. I to ja mam problem - wściekłości nie kryje Lucyna N., żona mężczyzny. Wyniosła się z domu, w którym doszło do tragedii, planuje rozwód. - Wyjadę gdzieś z dziećmi, by nas nie znalazł, kiedy wyjdzie. Oby to nie stało się szybko - na to liczy kobieta. Kolejna rozprawa za miesiąc.