Zamiast wydawać pieniądze na zakupy w sklepach, wolą krążyć między kontenerami na śmieci. Tymi, ulokowanymi przy dużych marketach. Znajdują w nich prawdziwe smakołyki. Od owoców, przez warzywa, aż po ryż, kasze, surówki albo smaczne pasty. To dla nich wcale nie jest sposób na przetrwanie, tylko styl życia. Antykonsumpcyjny.
- Bardzo często znajdujemy banany. Powód jest prosty: jeśli jeden poczernieje, to ze sklepu wyrzucają cały kiść. Tak samo jest w przypadku awokado. Gdy jest miękkie, ląduje w koszu, a przecież wtedy jest najlepsze - kiwa z politowaniem głową 22-letni Jan Kamykowski. Od dwóch lat jest freeganem. Osobą, w diecie której to, co uda się znaleźć na śmietniku, zajmuje ważną pozycję.
Często można go zauważyć, gdy razem z Przemkiem Ogłazą wieczorami przeszukują kontenery wypełnione po brzegi wyrzuconą żywnością.
Do grzebania w śmieciach bynajmniej nie zapędziła ich bieda. Mają gdzie mieszkać, zarabiają przyzwoite pieniądze.
- To, co robimy, jest sposobem zwrócenia uwagi na problem marnowania u nas jedzenia, podczas gdy wielu ludzi na świecie głoduje. Okazujemy w ten sposób także szacunek dla ludzkiej pracy. Przecież wytworzenie żywności wiąże się z ogromnym nakładem pracy, a mimo to masowo wyrzuca się ją do kosza - podkreśla Jan.
Jako pierwszy freeganizmem trzy lata temu przypadkowo zaraził się Przemek Ogłaza. - Przechodziłem koło śmietnika i w koszyku obok leżały całkiem dobre jabłka oraz pory. Postanowiłem wziąć je do domu. Później w internecie trafiłem na artykuł o freeganach i poczułem, że to ma sens - wspomina 25-latek.
Przyznaje, że początki poszukiwania żywności w śmieciach nie należały do łatwych.
- Gdy szedłem grzebać w śmieciach, zakładałem rękawiczki i potem wszystko dokładnie myłem. Z czasem moje opory zniknęły i na to, co wydobywam z kontenera, patrzę teraz po prostu jak na dobre jedzenie - dodaje Przemek Ogłaza.
Z Jankiem współpracują od dwóch lat. Na „łowy” wybierają się zawsze po zapadnięciu zmroku. - To nie jest kwestia wstydu i ukrywania się przed wzrokiem innych - śmieją się. - Chodzi przede wszystkim o to, że sklepy są już wtedy zamknięte, a właśnie wieczorami jest z nich wyrzucane jedzenie - dodają.
Latem, w największe upały, nie odważyliby się jednak buszować w rozgrzanych pojemnikach, w których wszystko momentalnie się psuje i cuchnie. Wtedy pozostaje im robić tradycyjne zakupy. Co innego w chłodniejsze dni.
To nic, że czasem postronni obserwatorzy biorą ich za bezdomnych. - Kiedyś pewien mężczyzna, widząc jak grzebię w śmietniku, zaproponował, że kupi mi jedzenie. Grzecznie odmówiłem - śmieje się Przemek.
Freeganie często na nocnych łowach spotykają osoby, które żywią się „śmieciowym jedzeniem” z ubóstwa, a nie dla idei. - Rozmawiamy z nimi, czasem pomożemy wyjąć im coś, co spoczywa głęboko na dnie pojemnika - mówi Przemek.
Mimo, że freeganie sporo frykasów wydobywają ze śmietników, całkowicie nie zrezygnowali z tradycyjnych zakupów. - To by było piękne, gdybyśmy mogli wyżywić się wyłącznie tym, co znajdziemy. To jednak nierealne. Bywają jednak takie okresy, że na jedzenie wydaję jedynie 10 zł tygodniowo - przyznaje Przemek Ogłaza.