Aż trudno uwierzyć, że jeszcze rok temu zdrowie Karoliny wisiało na włosku. Przez cztery lata zmagała się z chorobą kręgosłupa. Bolało niemożliwie.
- No zepsuł mi się on. Co to było? Nikt nie wiedział. Wyobraź sobie, że idziesz ulicą, kichasz i padasz. Nie możesz się ruszać - opisuje.
Uratował ją profesor Andrzej Maciejczak, najlepszy spec od kręgosłupów w Polsce. Konieczna była operacja. Trwała prawie pięć godzin. Odbyła się 13 lutego. Dokładnie rok po tym wydarzeniu Karolina Mochylska rozpocznie „Operację Kili”, do której przygotowywała się przez ostatnie dwanaście miesięcy.
Taktyka małych kroków
Zaraz po wybudzeniu przez głowę biegało jej tysiące myśli. Ale co chwilę uparcie powracało to Kilimandżaro i to, żeby tam wejść. Najpierw jednak musiała prawie od nowa uczyć się chodzić. Najpierw po korytarzu szpitalnym, wsparta o balkonik.
- Mówili, możesz przejść się tam i z powrotem. Myślałam, co to dla mnie. Ale po kilku krokach miałam dość. Wyobraź sobie, 26-letnia dziewczyna z balkonikiem. Ze smutku prawie oczy wypłakałam - mówi patrząc przed siebie.
Później żmudna rehabilitacja i coraz intensywniejszy trening. Bo przecież Kilimandżaro czeka. - Wiem, że ja tak ciągle z tym moim „Kili”. Ale, widzisz, Kilimandżaro to coś więcej niż góra. Kilimandżaro możesz osiągnąć we wszystkim, a walkę ze sobą i wspinaczkę rozgrywasz tylko w swojej głowie - opisuje.
Codziennie, bez względu na pogodę, biega. Wyrusza z Parku Sanguszków, w sąsiedztwie którego mieszka. A potem tam, gdzie oczy poniosą. Co najmniej kilka kilometrów. Dużo jeździ na rowerze i pływa.
Biorę Whisky!
Na Kilimandżaro wiedzie kilka tras. Najłatwiejsza nazywa się Coca Cola. Ludzie śpią w normalnych schroniskach. Mochylska nie byłaby sobą, gdyby nie wybrała... najtrudniejszej, o wdzięcznej nazwie „Whisky”. Idzie się 100 km, w tym 62 pod górę. Startuje się z wysokości 1900 m.n.p.m. Cel znajduje się prawie 4 tysiące metrów wyżej. Marszruta trwa 6 dni. Śpi się w rozstawionych na trasie namiotach. - Mama na początku trochę się krzywiła. Ale w końcu machnęła ręką i powiedziała: „Albo robisz coś grubo, albo wcale” - uśmiecha się nasza bohaterka.
Wkrótce zacznie pakować 60-litrowy plecak. Najwięcej miejsca zajmą jej ciepłe ciuchy, bo organicznie nie znosi zimna. Do tego termos na herbatę, dużo słodyczy, energetyków i suplementów diety. W dźwiganiu ekwipunku na miejscu pomogą trzej tragarze.
Idziecie ze mną!
Karolina chce zabrać ze sobą na wyprawę jak najwięcej tarnowian. Zamierza przygotować mozaikę ze zdjęciami, którą zatknie na szczycie góry. Mozaika będzie w kształcie herbu miasta. Ma już za sobą konieczne szczepienia.
- Codziennie śni mi się Kili. Kiedy się przebudzę, włączam jakiś film albo czytam relacje. I nucę sobie pod nosem przebój Lady Pank: „Za oknem skoro świt, Kilimandżaro”. Kibicujcie mi - rzuca na pożegnanie.
KONIECZNIE SPRAWDŹ: