Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdobyłam Kilimandżaro nie tylko dla siebie, ale też dla tych, których zdjęcia niosłam w plecaku [ROZMOWA]

Paweł Chwał
Paweł Chwał
Tarnowianka Karolina Mochylska jeszcze rok temu leżała przykuta do szpitalnego łóżka. Z trudem była w stanie postawić kilka kroków. Wchodząc na najwyższą górę Afryki udowodniła sobie i innym, że ciężką pracą i samozaparciem można zdobyć najwyższe cele oraz spełnić swoje marzenia.

Zdobyłaś Kilimandżaro. Czy warto było przejechać tysiące kilometrów do Afryki i nieziemsko się namęczyć, żeby wejść na sam szczyt?

Dla mnie nie jest najważniejsze zdobywanie szczytów samych w sobie, ale to, że dopięłam swego i mimo niesamowitych przeciwności spełniłam obietnicę, którą złożyłam dokładnie rok temu, kiedy z trudem, oparta o balkonik, stawiałam pierwsze kroki po operacji kręgosłupa. W obecności mojej mamy i siostry, pełna wiary, że mimo wszystko będzie dobrze, powiedziałam wtedy mniej więcej coś takiego: „no dobra, jak już przeszłam te pół korytarza to za rok wchodzę na Kilimandżaro”.

Jesteś miłośniczką wysokich gór?

Niekoniecznie. Bywałam oczywiście w swoim życiu w Tatrach, ale moją największą miłością są Beskidy.

Skąd więc pomysł z wyprawą na najwyższą górę Afryki?

Tak na dobrą sprawę, sama nie wiem, skąd mi się to wzięło. Ale być może jakiś wpływ na to miała książka mojej idolki - Martyny Wojciechowskiej o jej wyprawie na Mount Everest. Przeczytałam ją leżąc po operacji w szpitalu. Byłam pod naprawdę ogromnym wrażeniem tego, że jej udało się wejść na najwyższą górę świata mimo tego, iż wcześniej złamała kręgosłup. Pomyślałam sobie: skoro ona dała radę, to ja też muszę wziąć się w garść i powalczyć o siebie, a moim Everestem będzie właśnie Kilimandżaro.

Martynie Wojciechowskiej byłoby chyba miło, gdyby wiedziała, że ma w Tarnowie taką fankę?

Ona dobrze wie o tym (śmiech, przyp. red.). Powiedziałem jej o wszystkim - o mojej operacji i przygotowaniach do wyprawy w listopadzie, kiedy miałam okazję spotkać się z nią twarzą w twarz. Popłakałyśmy się obie. Przytuliła mnie mocno, obiecała mi kibicować i życzyła powodzenia.

Ile zajęły Ci przygotowania?

Tak naprawdę cały rok. Po operacji musiałam się bowiem niemal od początku uczyć chodzić. Wcześniej, niemal przez cztery lata, zmagałam się z przeszywającym mnie na wskroś bólem, który utrudniał normalne funkcjonowanie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że będzie ciężko i zdobycie Kilimandżaro okupione będzie dużym wysiłkiem z mojej strony. Jednak to z czym musiałam sie zmierzyć na wysokości ponad pięciu tysięcy metrów było ponad moje siły. Sama dziwię się teraz temu, że jakoś przetrwałam kryzys i dopięłam swego, docierając na szczyt.

Co takiego się wydarzyło?

Dopadła mnie choroba wysokościowa, i to w najgorszej z możliwych postaci. Zmagałam się z przeogromnym bólem głowy, któremu towarzyszyły zawroty i nudności oraz utrata orientacji. Co najgorsze - kompletnie opadłam z sił i zaatakowała mnie senność tak wielka, że nie byłam w stanie postawić kroku czy podnieść ręki, aby przynajmniej zgarnąć śnieg z twarzy. Mój organizm kompletnie się zbuntował. Byłam nie tylko wyczerpana fizycznie, ale również psychicznie. W pewnym momencie chciałam nawet zrezygnować z dalszej wyprawy i poddać się.

Co takiego sprawiło, że jednak wytrwałaś?

To zasługa między innymi tego, że nie szłam sama, ale w grupie i wzajemnie mobilizowaliśmy się. Mieliśmy poza tym wspaniałych przewodników, którzy robili wszystko, co w ich mocy, aby nas zdopingować. Wciąż mam w uszach powtarzane wówczas przez nich słowa: „Hakuna matata”, czyli „Nie martw się, dasz radę”. Tanzańscy przewodnicy, widząc, w jakim jestem stanie, pomogli mi nawet nieść mój plecak oraz użyczyli mi swojej kurtki, żebym się ogrzała i zregenerowała przed atakiem szczytowym.

Ale przecież to jest Afryka i powinno być ciepło...

Na dole może i było ciepło, ale jak myśmy wspięli się na wysokość 5 tysięcy metrów, to przywitała nas potężna śnieżyca i temperatura minus 25 stopni Celsjusza. Spodziewałam się, że łatwo nie będzie, ale nie myślałam, że wejście na „Kili” wymagać będzie ode mnie aż tak wielkiego poświęcenia i tyle sił. Widząc, co się ze mną dzieje, początkowo moim marzeniem było dotrzeć chociaż do Stella Punktu na wysokości 5756 metrów, ale kiedy już jakoś tam się znalazłam, dostałam takiej energii, że nie wyobrażałam sobie, aby tam skończyć wyprawę. Po ponad godzinie marszu stawiłam się na Uhuru Peak, czyli w najwyższym miejscu Afryki.

Kiedy dotarło do Ciebie, co osiągnęłaś?

Na Kilimandżaro była oczywiście wielka radość, niesamowite emocje i łzy, które dosłownie wypłynęły ze mnie strumieniami, ale to, że dopięłam swego uświadomiłam sobie dopiero w samolocie, którym wracałam już do Polski. W pewnym momencie pilot zakomunikował, żeby spojrzeć przez okno. Z chmur wyłaniał się akurat szczyt „Kili”. Wtedy dotarło do mnie, że ja tam byłam, że stałam na niej. To było niesamowite uczucie.

Nie szłaś tylko dla siebie...

W plecaku miałam baner ze zdjęciami osób, w większości tarnowian, którzy trzymali za mnie kciuki i wspierali mnie w różnoraki sposób podczas wyprawy. Wiedziałam, że nie mogę ich zawieść. To dodatkowo mobilizowało mnie, kiedy siły odmawiały posłuszeństwa. Ten mój mały sukces dedykuję jednak przede wszystkim mojej mamie, która wspiera mnie na każdym kroku i jest dla mnie największą bohaterką. To dzięki niej Projekt Kili w ogóle doszedł do skutku.

Co teraz? Kolejny szczyt do zdobycia...

Jestem osobą ambitną i ciągle wyznaczam sobie nowe cele. Niekoniecznie będą to górskie szczyty, choć w dalekosiężnych planach pojawia się też Elbrus, czyli najwyższa góra Kaukazu. Na razie muszę przede wszystkim odpocząć i zregenerować siły, gdyż te zostały wyczerpane niemal do zera. Ta wyprawa dała mi przede wszystkim dużo pewności siebie. Teraz wiem, że stać mnie na bardzo wiele. To cenne doświadczenie, które wykorzystam na pewno również w mojej działalności społecznika.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska