Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tarnów. Zagadkowa śmierć 84-latki. Koronny świadek przepadł razem ze sprawcą

Paweł Chwał
Kazimiera Janczy ze zdjęciem zmarłej mamy
Kazimiera Janczy ze zdjęciem zmarłej mamy Paweł Chwał
Henryka Gębala zginęła w południe, na dużym tarnowskim osiedlu, pod kołami furgonetki. Policja przez rok nie ustaliła winnego tragedii i nie odnalazła samochodu. Śledztwo umorzono.

Kazimiera Janczy na wspomnienie swojej tragicznie zmarłej mamy ociera chusteczką łzy spływające po policzku. -Miała 84 lata, ale była bardziej żywotna niż ja. Praktycznie nie chorowała. Stale przychodziła do mnie i wyciągała mnie na spacery. Przeżywała swoją drugą młodość - opowiada tarnowianka.

Niemal dokładnie rok temu sąsiad zadzwonił do drzwi jej mieszkania i powiedział, żeby szybko pobiegła na ulicę Rolniczą. Bo stała się tragedia i jej mama nie żyje. Nie mogła uwierzyć.

- Jak to mama nie żyje? To niemożliwe. Przecież dzień wcześniej długo rozmawiałyśmy ze sobą. Była w świetnej formie. Umówiłyśmy się nawet, że jak będzie pogoda to pójdziemy razem na działkę - wspomina wydarzenia z 3 września 2014 roku pani Kazimiera.

Gdy razem z córką biegły ul. Rolniczą, widziały w oddali migające światła karetki pogotowia oraz policyjnych radiowozów. Ratownicy próbowali jeszcze reanimować starszą kobietę, ale bezskutecznie.

Przejechana dwa razy

Dopiero wówczas Kazimiera Janczy dowiedziała się, że jej mama została przejechana przez cofającą furgonetkę, której kierowca uciekł.

Do wypadku doszło w miejscu, gdzie obowiązują ograniczenia strefy zamieszkania (pieszy ma pierwszeństwo przed wszelkimi pojazdami, a kierowca musi mu ustąpić w każdej sytuacji). Informuje o tym stojący przy wjeździe na ul. Rolniczą znak.

Kobieta została najprawdopodobniej uderzona przez cofający pojazd i powalona na ziemię. Koła auta - jak wskazywały obrażenia - dwukrotnie po niej przejechały. Raz, gdy samochód cofał, drugi - kiedy ruszył do przodu. Pani Henryka miała przy sobie pieniądze i można się domyślać, że szła do sklepu na zakupy. Zginęła kilkadziesiąt metrów od swojego mieszkania.

- Osoba, która prowadziła furgonetkę, nawet jeśli początkowo nie zorientowała się o tym, że kogoś potrąciła, to w sytuacji, kiedy już wjechała na leżącego na ziemi człowieka musiała mieć świadomość, co się stało. Tłumaczenie, że odjechała, bo nie wiedziała o niczym, można włożyć między bajki. Pojazd na pewno podskoczył - ocenia podinspektor Zofia Kukla, zastępca naczelnika tarnowskiej „drogówki”.

Momentu najechania na 84-letnią tarnowiankę nikt ze świadków, zeznających w sprawie wypadku, nie widział. Po chwili na miejscu zjawił się mężczyzna, który dostrzegł leżącą na ziemi kobietę i podbiegł do niej, aby ją ratować.

- Kątem oka widział, że ulicą odjeżdża ciemny, prawdopodobnie granatowy samochód dostawczy, bez szyb, w typie volkswagena t4. Za pojazdem biegła jakaś kobieta krzycząc, aby się zatrzymał. Kierowca podobno na chwilę zahamował, ale po chwili dodał gazu i odjechał. Nie wiadomo, co się stało z tajemniczą kobietą, gdyż ta również, podobnie jak niezidentyfikowany samochód, gdzieś się rozpłynęła. Według jednej z hipotez mogła do niego wsiąść. Do tej bowiem pory, czyli przez ponad rok, nie odpowiedziała na liczne apele i prośby o zgłoszenie się - wyjaśnia asp. sztab. Paweł Klimek, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Tarnowie.

Poszukiwania koronnego świadka wypadku odbywały się we współpracy z mediami, również za pośrednictwem księży.

- Apele odczytywane były w okolicznych kościołach, między innymi w parafii Miłosierdzia Bożego, u księży misjonarzy i w Klikowej. Niestety, nikt się nie zgłosił - przyznaje Wacław Gębala, syn pani Henryki.

Mężczyzna, jak większość mieszkańców osiedla, z którymi rozmawialiśmy, nie może pojąć, dlaczego przez kilkanaście miesięcy nie udało się ustalić i zatrzymać sprawcy śmierci mamy.

- Do wypadku doszło w biały dzień, około godziny 11, w miejscu, gdzie codziennie przechodzi mnóstwo osób. Na pewno ktoś musiał widzieć ten samochód - twierdzi tarnowianin.

Przesłuchali setki osób i nic

Policjanci zapewniają, że przesłuchali mnóstwo osób, mieszkających w rejonie ulicy Rolniczej. Jednocześnie sprawdzili wszystkie znajdujące się w okolicy sklepy, restauracje i punkty usługowe (pod kątem ewentualnych dostaw towaru i tego, kto w tym dniu do nich przyjeżdżał). Tłumaczyć musieli się również właściciele samochodów dostawczych, które odpowiadały opisowi przedstawionemu przez tych nielicznych, którzy widzieli umykającego.

Ostatnią deską ratunku było sięgnięcie do nagrań z kamer monitoringu, między innymi tych z autobusów komunikacji miejskiej. I to jednak nie ruszyło śledztwa ani o krok.

Z powodu niewykrycia sprawcy wypadku postępowanie zostało umorzone. W sytuacji jednak, gdyby pojawiły się istotne dowody mogące nadać nowy tok sprawie, zostanie ono wznowione.

- Wierzę w to, że winnego śmierci mojej mamy wreszcie ruszy sumienie i sam się zgłosi na policję. Dziwię się, że dotąd nie zrobiła tego ta kobieta, która biegła za samochodem. Mojej mamie życia to już co prawda nie przywróci, ale sprawiedliwości powinno stać się zadość. Winny jej śmierci powinien ponieść za to karę - mówi Kazimiera Janczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska