Nawet nie wyobrażam sobie, jak pan zareagował, kiedy padła bramka.
Tomasz Tułacz: - O... po prostu było mi najzwyczajniej po ludzku żal zawodników. Współczuję im tej sytuacji. Ale jestem też zły, bo znowu zachowujemy się w sposób nieodpowiedzialny, na marne idzie cały wysiłek i cała nasza gra. A chcę powiedzieć, że jak na te warunki pogodowe graliśmy bardzo dobry mecz – mam na myśli funkcjonowanie, mental, stosowanie środków adekwatnych do warunków.
Mieliście okazje bramkowe, którymi mogliście wygrać ten mecz.
Tak, i właśnie brak skuteczności - która do tej pory była naszą mocną stroną - zadecydował o wyniku. Oraz błąd indywidualny. Myślę, że jego efektem było też zaskoczenie naszych zawodników w polu karnym – to, że w ogóle nastąpiło dośrodkowanie... No, wpadamy w dół. I teraz musimy mocno popracować nad tym, żeby z tego dołu zespół wyciągnąć przed kolejnymi meczami. Bo po przegranej w taki sposób naprawdę jest bardzo trudno znaleźć pozytywy do podniesienia psychiki piłkarzy.
Były już w Puszczy podobne momenty, ale wtedy byliście w dole tabeli.
Były, dokładnie. I ja też chcę to podkreślić, że my jesteśmy teraz w zupełnie innej sytuacji. Ale to, że jesteśmy w czubie, wcale nie oznacza, że łatwo nam przychodzi godzenie się z taką porażką. Jest wręcz odwrotnie. Stawiamy sobie pewne cele. Zespół, ale też sztab i ja jesteśmy w tym momencie mocno niezadowoleni.
Pan zaskoczył składem na mecz z Ruchem. Np. nie spodziewałbym się Marcela Pięczka jako prawego pomocnika.
Przede wszystkim nakreślę sytuację kadrową: nie mogłem skorzystać z Huberta Tomalskiego, który w poprzednim meczu nabawił się kontuzji, z Roka Kidricia, który też ma kontuzję. Z Kuby Bartosza, to wiemy, nie skorzystamy w tym półroczu. Dodatkowo Lucek Klisiewicz pauzował za kartki. Zostaliśmy więc trochę ogołoceni z ofensywnych zawodników. Mimo to mieliśmy pomysł na zaskoczenie Ruchu i wydaje mi się, że dał efekty, bo Ruch do przerwy nie wiedział, jak stworzyć sobie jakąkolwiek sytuację.
Pierwsze pół godziny to był okres, kiedy gra toczyła się pod wasze dyktando.
Dokładnie tak, myślę, że mieliśmy wtedy dużą przewagę. Szkoda, nie wykorzystaliśmy swoich szans. A co do składu: Marcel miał pomagać w obronie Piotrkowi Mrozińskiemu, miał i ofensywne i defensywne zadania - i zrealizował je. Przeprowadzili z Piotrkiem parę akcji, w jednej z nich Artur Siemaszko mógł się lepiej zachować i strzelić bramkę... Uważam, ze pomysł na ten mecz był przynajmniej dobry. Gdyby był bardzo dobry, to byśmy wygrali.
