Choć za oknem prawie zima, jak zwykle gotowa zamrozić wszelkie tegoroczne sentymenty i utwardzić fundament pod nowy rok życia, pod kolejny sezon - to nie mogę dziś oprzeć się zgoła jesiennemu wzruszeniu. Wczoraj bowiem na Cmentarzu Rakowickim wraz z koleżankami i kolegami pożegnałem Anię Ferster.
Kim była Anna Ferster w Krakowie, wie nawet ten, kto tylko przeczytał skromne nekrologi, jakie towarzyszyły jej przedwczesnemu odejściu. Mógł się z nich dowiedzieć, że to niegdysiejsza współtwórczyni świetności "Słowianek", że to jedna z tych krakowskich dam, które swym talentem
i inteligencją pomogły "Piwnicy pod Baranami" wyjść z pierwszego artystycznego kryzysu, gdy
z końcem lat siedemdziesiątych osierociły ją największe gwiazdy.
I przeczytać mógł każdy, że to "wieloletni pracownik TVP Kraków".
I "Słowianki", i "Piwnica" są w mej pamięci znakami szczególnej jakości, jaką miało życie w Krakowie drugiej połowy minionego stulecia. Z racji profesji i usposobienia umiem unikać błędu historycznej perspektywy, która dziś co bardziej zapalczywym młodzikom każe widzieć nieodległą przeszłość tylko jako otchłań obywatelskiego męczeństwa.
Owe dwa - całkiem od siebie różne i odległe - światki przypominają mi, że zdarzały się kiedyś także chwile banalnej szczęśliwości. Wtedy, gdym się dawał wciągać w wir bałkańskiego horo (taniec, w takt którego wszyscy udają się do ogniska, gdzie na rozżarzonych węglach boso tańczy "Nestinar" oraz każdy, kto ma na to ochotę - przyp. red.), uwiarygodnionego bezinteresowną radością jego uczestników, a zwłaszcza uczestniczek.
I wtedy, gdym ulegał magii czarnoksiężnika Skrzyneckiego, sklejającego piwnicznych gości
w niemożliwą gdzie indziej wspólnotę… Po latach wiem, że również dzięki tej wspólnocie miałem poczucie, iż warto żyć. Podobnie czułem za sprawą cuchnącego papierosami "Helikonu",
za sprawą dreszczy wywoływanych w Teatrze przez głos Konrada, za sprawą trzech braci Pawluśkiewiczów, ryczących radośnie gdzieś w "Bambuko" pieśń durną "Trzej Murzyni na pustyni".
I w dziesiątkach takich miejsc i takich chwil.
Ani Ferster z owych lat młodzieńczych niemal nie pamiętam. Za to dobrze zapamiętałem
z Krzemionek. Nie należała tam do osób dominujących, była raczej taktownie dyskretna. Ale teraz,
z perspektywy lat, wiem, ile znaczyła. Była bowiem Anna Ferster osobą, która najsumienniej
w świecie wiązała Telewizję Kraków z Krakowem właśnie. Z ludźmi.
To do niej zgłaszali swe kłopoty i sukcesy krakowianie (i szerzej - Małopolanie), to z nią rozmawiali
i w złości, i euforii. Ania tę Telewizję Kraków uczłowieczała, inaczej niż twarze z ekranu. Nie była idolem, twarzą z obrazka, który ma się spodobać, tylko żywym człowiekiem, z którym można porozmawiać.
Dzisiejsza Telewizja Kraków została odarta z tego, co ongiś było jej przeznaczeniem, specjalnością i dumą
Bo choć to trudno dziś pojąć, Telewizja Kraków była kiedyś partnerem swych wyobrażonych odbiorców. Spełniała ich życzenia. Była ich dumą. Nawet wtedy, gdy na ulicy krzyczano "telewizja kłamie" - odnosiło się to tylko do funkcji informacyjnej (czy może raczej deformacyjnej), jaką to medium w każdym czasie wypełniało.
Ale - wybaczcie sąd niepopularny - okrzyki te, i niechęć tłumu, nie przekładały się przecież nigdy
na "Polskę zza siódmej miedzy" Maćka Szumowskiego, na niezapomniane spektakle teatralne Stanisława Zajączkowskiego, na stare "Spotkania z Balladą" Bobrowskiego, Sobczuka i Stuhra,
na niezliczone "Portrety" Ireny Wollen… Na wszystko to, co spełnić miało - i spełniało - ówczesne krakowian marzenie o telewizji. To marzenie, które realizowało się na Krzemionkach.
Na tablicy wmurowanej w Krzemionki czytamy:
"KRAKOWSKI OŚRODEK TELEWIZYJNY, WYBUDOWANY W LATACH 1963 - 1968 STARANIEM I KOSZTEM SPOŁECZEŃSTWA KRAKOWSKIEGO, ODDANY W SŁUŻBĘ KULTURY POLSKIEJ W DNIU 23. X. 1968".__ A więc równo czterdzieści lat temu.
Dzisiejsza Telewizja Kraków starannie została odarta z tego, co ongiś było jej przeznaczeniem, specjalnością i dumą. Dziś nawet nazywa się "Info", czy jakoś tak. Info dziś wystarcza.
Kultura? Po co dziś kultura? Info wystarczy.
"Po co stawiać pomniki komunistycznej przeszłości?" - powiedział nie tak dawno jakiś młodzieniec
z Krzemionek, odpowiadając na inicjatywę, by spisać historię związków Telewizji Kraków z naszą Wyspą Kraków. Ostrożność to zrozumiała. Jeszcze by ktoś gotów porównać "Polskę zza siódmej miedzy" z "Podglądaczami"…
Żegnając na Rakowicach "długoletniego pracownika Telewizji Kraków" - Annę Ferster - myślałem
z żalem, że nawet jeśli dla Telewizji Kraków przyjdzie znów kiedyś wiosna, Ania pozostanie tylko wspomnieniem.