Trener Maciej Musiał, patrząc na przebieg spotkania z Wieczystą, mógł dostać palpitacji serca. Tymczasem już w minioną sobotę jego zespół znalazł się na drugim biegunie, pokonując solidną Chojniczankę. Co więcej, hutnicy trzykrotnie wychodzili na prowadzenie, nie tracąc hartu ducha po stracie wyrównujących bramek.
- Duże gratulacje dla zespołu, bo warunki były bardzo trudne, pogoda była najgorsza z możliwych, a na dodatek rywal był bardzo wymagający – komentuje Maciej Musiał sobotnie spotkanie. - Chojniczanka bardzo dobrze zaczęła sezon. Mimo zmian, jakie nastąpiły w tym zespole, widać, że jest to dobrze zorganizowana drużyna i ma swoje ambitne cele. Wiedzieliśmy, z kim się mierzymy. Po - co tu dużo mówić - druzgocącej porażce w zeszły weekend, nadszedł bardzo ważny moment dla zespołu. Trzeba było umieć po takim meczu jak najszybciej się podnieść i to się nam udało, mocno zapracowaliśmy na zwycięstwo. Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była lepsza niż druga, nie mamy prawa stracić bramki w taki sposób, jak w drugich 45 minutach. Końcówka spotkania była już trochę szarpana, było dużo przestrzeni na boisku i oba zespoły chciały to wykorzystać, ale wydaje mi się, że jednak trochę więcej jakości było po naszej stronie. Dlatego to zwycięstwo nam się po prostu należało.
Gdy przed tygodniem po meczu z Wieczystą zapytaliśmy pana o nieobecność kontuzjowanego Denissa Rakelsa, odparł pan, że brak jednego zawodnika nie powinien mieć aż tak dużego wpływu na grę drużyny. W meczu z Chojniczanką wpływ Łotysza na wynik był jednak znaczący, skoro zdołał w doliczonym czasie wywalczyć rzut karny i zamienić go na zwycięską bramkę...
Maciej Musiał: Wszyscy widzieliśmy, ile Denis znaczy dla zespołu i ta ostatnia sytuacja jest bardzo symboliczna. On potrafił w trudnym momencie wziąć odpowiedzialność za zespół i pokazał, że jest jego bardzo ważnym ogniwem. Zresztą nie tylko na boisku, ale także w szatni. Dlatego bardzo się cieszę, że właśnie on przesądził o naszym zwycięstwie.
Pierwszą bramkę zdobył Michał Głogowski, który zaczął sezon występami na pozycji numer dziewięć z konieczności, ale widać, że rozwija się z każdym meczem i do umiejętności technicznych zaczął dokładać skuteczność.
Jeszcze mi trochę brakuje u Michała solidności w utrzymaniu piłki w trzeciej strefie, natomiast to, co pan powiedział, jest oczywiście prawdą. On się bardzo rozwija z meczu na mecz i porównując jego grę z końcówki poprzedniego sezonu, gdy przyszedłem do klubu, z tą grą, jaką pokazuje teraz, widać, że zrobił kolosalny krok w przód i mam nadzieję, że nadal będzie się rozwijał w takim tempie.
Starszy z braci Głogowskich – 20-letni Kamil, raz jest ustawiany na boisku jako stoper, innym razem na prawej obronie. Tak było już za pana poprzednika w Hutniku, a pan to kontynuuje w zależności od sytuacji kadrowej i taktyki obranej na dany mecz. Która z tych pozycji jest jednak dla Kamila optymalna?
Dla mnie, mimo wszystko, jest to bardziej środkowy obrońca. Natomiast mieliśmy i nadal mamy, jeśli chodzi o grę w defensywie, duże problemy na bokach obrony, stąd taka decyzja, żeby spróbować ustawiać Michała właśnie tam. Otrzymał szansę gry od początku i uważam, że jego współpraca z Tarasovsem wyglądała nieźle, w tym meczu Kamil na tej pozycji się obronił. Jednak droga do tego, żeby zrobić z niego rzeczywiście mocnego bocznego obrońcę, jest jeszcze daleka.
Dla występującego w środku pola Ukraińca Jewhenija Bełycza to był najlepszy mecz od czasu, gdy przyszedł do Hutnika, nie tylko z uwagi na zdobycie premierowej bramki.
To jest chłopak, który potrzebuje wsparcia na poziomie mentalnym. Pierwsze mecze w Hutniku rozegrał tak, jak rozegrał, ale on ma duży potencjał, to wiedzieliśmy. Był u nas przez dwa tygodnie na testach i nawet w ostatnich dniach zacząłem mówić sam do siebie, że przecież nie mogłem się pomylić w ocenie jego umiejętności. Duży potencjał to jedno, natomiast kwestia realizacji zadań w warunkach meczowych to zupełnie inna sprawa, bo dochodzi presja wyniku i presja ze strony kibiców. Mam nadzieję, że zdobyta bramka sprawi, iż teraz będzie to już ten właściwy Żenia, którego znam z przygotowań do sezonu i sparingów.
Powiedział pan przed meczem z Chojniczanką, że pierwsze dwa, trzy dni po wysokiej porażce z Wieczystą były trudne, dopiero w drugiej części tygodnia drużyna się podniosła. Czy prowadził pan rozmowy w szatni z piłkarzami, czy po prostu czas zrobił swoje?
Myślę, że czas zrobił swoje, ale integracja zespołu też miała znaczenie, bo o ile poniedziałek był koszmarny, to we wtorek już coś się zaczęło dziać, w środę była już mocna gra treningowa i zaczęło to wyglądać bardzo solidnie. A w czwartek nastąpiło oczyszczenie, widać było, że drużyna wyszła na trening już zupełnie inna. Dwa dni przed spotkaniem z Chojniczanką widać było, że wszystko poszło w dobrym kierunku. Wiadomo jednak, że mecz toczy się po części według warunków stawianych przez przeciwnika, więc nigdy nie ma się pewności, czy pozytywne nastawienie będzie miało przełożenie na wynik.
Czy dyscyplinarne ukaranie Marcina Budzińskiego było elementem oczyszczenia, o którym pan mówi? Proszę powiedzieć coś więcej na ten temat, bo klub wydał tylko suchy komunikat o przesunięciu piłkarza przez zarząd do zespołu rezerw.
Nie chciałbym za bardzo wchodzić w szczegóły. Generalnie są to sprawy wewnętrzne drużyny, sprawy szatni. Po prostu uznałem, że dla wszystkich będzie lepiej, jeśli Marcin zostanie przesunięty do drugiego zespołu. To była decyzja podjęta na podstawie postawy Marcina. Uważam, że nie miałem innego wyjścia.
W meczu z Wieczystą ściągnął pan Budzińskiego z boiska już w przerwie. Nie był pan zadowolony z jego gry?
Nie przesunąłem go do drużyny rezerw za umiejętności piłkarskie, lecz za jego postawę.
Czyli zarząd podjął decyzję na pana wniosek?
Generalnie ja o tym zdecydowałem, a zarząd przychylił się do mojej prośby.
Czy to czasowe przesunięcie, czy po tym, co się wydarzyło, pan już nie widzi dla Budzińskiego miejsca w swojej drużynie?
Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Na dziś ja takiej opcji nie widzę.
Zna pan reakcję Budzińskiego na tę decyzję?
Przekazałem mu ją w cztery oczy. I tyle.
Czy po wygranej z Chojniczanką patrzy pan na zespół z większym optymizmem? Bo można odnieść wrażenie, że drużyna zaczyna nabierać charakteru, czego do tej pory jej bardzo brakowało.
Często właśnie charakter zespołu decyduje o wyniku, bo przypomnę, że pierwszy mecz u siebie przegraliśmy z drużyną, która absolutnie była w naszym zasięgu (0:1 z beniaminkiem 2. ligi Świtem Szczecin – przyp.), wtedy właśnie zabrakło pewnych cech woli, trochę większej determinacji. I teraz wydaje mi się, że nastąpił moment, iż trzeba ruszyć do przodu z większą mocą.