Ślęza tak wysoko zawiesiła Wiśle poprzeczkę, że w pierwszym półfinałowym meczu krakowianki ledwo uniknęły dogrywki. Rywalizacja potrwa tak długo, aż jedna z ekip będzie miała na koncie trzy zwycięstwa. Na razie Wisła prowadzi 1:0.
– Coś czuję, że to będą takie mecze, w których nikt nie przewidzi, co może się wydarzyć – kwituje Laura Nicholls, podkoszowa „Białej Gwiazdy”.
Wielkim atutem Ślęzy jest szersza kadra. - Wrocławianie doskonale wiedzieli, że będziemy mieć do dyspozycji tylko 7 zawodniczek. Dlatego grali od początku bardzo agresywnie w obronie. Nam trudno byłoby utrzymać taką intensywność walki w obronie, bo też szybko moglibyśmy się wyfaulować – zwracał uwagę Hernandez. - Granie dwóch meczów półfinałowych dzień po dniu na pewno nie jest dla nas korzystne – nie kryje Nicholls. – Ale mimo to, nie mogę się doczekać niedzielnego spotkania.
Hiszpański szkoleniowiec nie był zadowolony z tego, jak jego zawodniczki roztrwoniły w sobotę ponad 10-punktową przewagę. – Musimy w niedzielę zagrać bardziej inteligentnie. W tym pierwszym meczu przydałaby się taka sprytna i rozsądna gra zwłaszcza wtedy, gdy prowadziliśmy już 10 punktami. Powinniśmy byli kontrolować to spotkanie przy takim prowadzeniu – zaznaczał. - Na pewno martwi to, że w końcówce nasze zawodniczki były dość zmęczone.
Niedzielne starcie obu ekip rozpocznie się o godz. 15.