Radny z Trzebini Tomasz Piszczek finansowymi karami chce nauczyć kolegów z rady odpowiedzialności za to, co dzieje się w gminie. Boli go to, że część radnych wychodzi z posiedzeń przed głosowaniami, gdy ważą się ważne sprawy.
- Nie chcą narazić się burmistrzowi albo mieszkańcom i wolą wyjść z sali zamiast zagłosować - ubolewa Piszczek.
Uważa, że radni nie powinni opuszczać posiedzeń nawet podczas trudnych dla nich głosowań. Choćby wtedy, gdy trzeba zdecydować sprawie budowy spalarni śmieci czy obwodnicy albo zabrać pieniądze z innych ważnych inwestycji.
- Takie przypadki są jaskrawym przykładem niedopełnienia obowiązków radnego wobec wyborców, którzy wybierali nas po to, byśmy reprezentowali ich interesy - argumentuje radny Piszczek. Proponuje, by obciąć 5 procent za każde uniknięcie głosowania. To każdorazowo byłaby kwota 70 zł.
- Pobieranie 1400 zł diety miesięcznie to za dużo za nicnierobienie - uważa radny.
Przypomina, że podczas głosowania każdy radny ma trzy możliwości. Może zagłosować na tak, na nie lub wstrzymać się od głosu.
- Wychodząc z sali każdy może się tłumaczyć przed mieszkańcami , że ominęło go głosowanie, bo wyszedł np. do toalety albo miał ważny telefon - obrazuje Piszczek.
Zaznacza jednak, że sesja nie trwa dłużej niż trzy godziny. Poza tym są krótkie przerwy.
- Nic się nie stanie, jeśli podczas obrad odbierzemy telefon, by przekazać informację, że jesteśmy na sesji i oddzwonimy za godzinę - mówi. W wyjątkowych sytuacjach zawsze można apelować do przewodniczącego rady o kolejna, krótką przerwę. Piszczek nie chce piętnować żadnego z kolegów. Uważa, że prawo powinno obowiązywać wszystkich równo.
Złożył wniosek do Komisji Prawa i Ochrony Środowiska Rady Miasta Trzebini w sprawie zmniejszenia diet dla nieodpowiedzialnych radnych. Komisja ma ustosunkować się do niego po Nowym Roku.
To nie pierwsza sprawa dotycząca pobierania diet, którą nagłaśniają trzebińscy radni. W poprzedniej kadencji radna Halina Henc złożyła do chrzanowskiej prokuratury rejonowej pismo, w którym dowodziła, że podpisy niektórych radnych widnieją na liście obecności, choć nie byli na posiedzeniu danej komisji czy na sesji.
- Podpisywali się za nich koledzy z klubu łamiąc prawo, ale przede wszystkim okłamując wyborców - przypomina Henc. Sprawa znalazła finał w sądzie.
- Trwała dwa lata, bo radni się odwoływali, ale ostatecznie sąd przyznał mi rację i ukarał ich grzywną - przypomina Halina Henc. Wielu radnych przestało z nią rozmawiać, bo uważali, że niepotrzebnie się wtrącała.
- Mimo tego uznałam, że dobrze zrobiłam - zaznacza. Trzyma kciuki, by pomysł radnego Piszczyka został przeforsowany i za każdą nieobecność podczas głosowania radni byli karani finansowo.
Wydaje się, że w innych gminach radni są bardziej zdyscyplinowani. Radny Wojciech Panek z Olkusza przekonuje, że w tej kadencji tylko raz zdarzył się przypadek, gdy jeden z kolegów opuścił obrady sesji w jej trakcie.
- Już pod koniec przedłużającego się spotkania przeprosił wszystkich informując, że bardzo źle się czuje i musi wyjść. Nie było wtedy już żadnego głosowania - przypomina Wojciech Panek. O podpisywaniu się na liście obecności za nieobecnych radnych nie ma mowy.
- U nas podpisy zbiera pracownica Urzędu Miasta. Lista od razu trafia do biura rady. Fizycznie nie ma możliwości tego typu przekrętu - dodaje radny z Olkusza.