Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tutaj każdy przyjmuje kolędę

Marta Paluch
Ksiądz Jan Klimek, kościelny Pawełek i my z wizytą po kolędzie u pani Basi. Najpierw było błogosławieństwo, potem kolacja. Z dwoma deserami!
Ksiądz Jan Klimek, kościelny Pawełek i my z wizytą po kolędzie u pani Basi. Najpierw było błogosławieństwo, potem kolacja. Z dwoma deserami! Andrzej Banaś
W rektoracie Matki Boskiej Częstochowskiej przy szpitalu Babińskiego jest 476 parafian, ksiądz Jan Klimek i kościelny Pawełek. No i dobrze. Ksiądz wszystkich zna i nie ma problemu z tym, że ktoś go nie przyjmie z kolędą.Tu frekwencja jest niemal stuprocentowa, a ludzie drzwi otwierają mu na oścież - pisze Marta Paluch

Pani Wandzia, emerytka, czeka na nas z herbatką, otwarte szeroko drzwi. Ma też ciasteczka i pudełko pysznych orzechowych czekoladek, mandarynki i jabłka. Na wizytę księdza ma też pięknie ułożone czarne błyszczące włosy i bluzkę z odświętnym kołnierzykiem. Choinkę na czerwono i złoto ubrała jej córka. Zawsze ubiera córka, bo wie gdzie co powiesić i jak zdjąć, żeby ozdoby się nie pomieszały. Księdzu Klimkowi bardzo się ta choinka podoba.

- W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, amen. Pokój temu domowi i wszystkim jego mieszkańcom. 'Przybieżeli do Betlejem pa...
- ... ste-rze! Grając skocznie Dzieciąteczku na li-rze. Chwała na wysokości, chwała na wysokości a po-kój na zie-mi!'
- Módlmy się i prośmy o zdrowie dla pani Wandzi i dla wszystkich, którzy pochodzą z tego domu. Ojcze niebieski, pokornie Cię prosimy, mieszkaj w tej rodzinie przez wszystkie dni nowego roku - zaczyna ks. Klimek. Pani Wandzia ociera łzy rękawem.
- Ale dlaczego to, nie cieszy się pani z wizyty księdza?
- Cieszę się bardzo. Tylko tak się wzruszyłam, kiedy mówił o tym zdrowiu. I pomyślałam sobie o mojej córce, która jeździ na wózku, i się popłakałam - tłumaczy emerytka.

Sześcioro dzieci ma, dwie córki chore. Teraz jej muszą pomagać, zakupy przynosić, bo ona się z domu nie ruszy. Nogi już nie te. Ksiądz kropi mieszkanie wodą święconą, a pani Wandzia podsuwa czekoladki. - Proszę zjeść, specjalnie na wizytę trzymałam - zachęca. I opowiada. - Ksiądz nasz jest bardzo dobry. Ale trzyma nas w tym kościele i trzyma! Modli się i modli. Ale to dobrze, bo my chorzy jesteśmy i dlatego trzeba się za nas dużo modlić - mówi pani Wandzia.

W mieszkaniu jest zimno, to wysoki budynek. - Ludzie mieszkają tu często bez łazienki, a za czynsz płacą 600-700 zł, a to przecież często emeryci - opowiada ks. Klimek. Pani Wandzia też. Pracowała niemal 20 lat w Szpitalu im. Babińskiego jako pielęgniarka. Zdarzało się, że pacjent przygrzmocił jej w głowę, poszarpał za włosy. Wtedy były inne metody leczenia - elektrowstrząsy, punkcje... Ale po co na kolędzie mówić o smutnych rzeczach.

- Nasz ksiądz to taki jest jeszcze młody, przystojny, prawda? Gdzie mu tam na księdza - mówi emerytka i śmieje się. Pytała się go o to nieraz. Ale wie, że powołanie to on ma prawdziwe. Bo w nim jest taka wielka dobroć.

Taki dobry ksiądz

- Oj, rzadko się coś takiego spotyka. Nawet wśród księży, takich co by sercem byli z człowiekiem - szepce mi na ucho pani Grażyna, sąsiadka pani Wandzi. Niewysoka atrakcyjna blondynka w dżinsach, uśmiecha się. Mieszka z mężem Jackiem w jednym niedużym pokoju. Ładnie wymalowany na jasną zieleń, ale bez łazienki. Takie tu budynki. - Tutaj nam mieszkanie zalało, bo dachu nie zabezpieczyli i, o tam jest zaciek - pokazuje pani Grażyna.

Ks Klimek: Udało wam się?
Pani Grażyna: Teraz zostało nam do spłaty tylko 750 zł i będziemy na czysto. A długu czynszowego mieliśmy 5 tys. złotych. Strasznie się cieszymy.
Ks. Klimek: Można by wziąć z pieniędzy z Caritasu, ze świec, będzie tego z 600 złotych i wyjdziecie na zero. Przyjdźcie na szesnastą, to coś załatwimy.
Pani Grażyna: Jacek szuka pracy, kiedyś był złotą rączką, od wszystkiego w szpitalu, ale go zwolnili, bo jak to mówią - restrukturyzacja.
Ks. Klimek: Wszystkiego dobrego, panie Jacku. Wszystko wyzerujemy.

Ten pies nie gryzie

U pani Doroty córka Gabrysia (biała połyskująca bluzka z kołnierzykiem i ściągnięte w kucyk blond włosy) pokazuje zeszyt ćwiczeń do katechezy. Na rysunku dwie panie, jedna trzyma duży patyk z frędzlami na końcu.

- To ja pomagam mamie sprzątać - chwali się Gabrysia. W ubiegłym roku miała komunię. - Teraz są ćwiczenia, żeby dzieci się za dużo nie narobiły - śmieje się ks. Klimek. - Przefajna dziewczynka - chwali. - Bardzo ładnie pisze, czyściutko. Inne dzieci pomną te ćwiczenia na dziesiątą stronę, a ona nie - pokazuje na dowód książeczkę.

Pani Dorota jest salową w szpitalu Babińskiego. - To ona ma najdłuższy kontakt z pacjentem. To najtrudniejsza praca- podkreśla ks. Klimek. - Ale według prawa nie mam kontaktu z pacjentem - precyzuje pani Dorota.

Gdy wychodzimy, spod koca w korytarzyku odprowadza nas dwoje zalęknionych oczu. Spod posłania ledwo wystaje nos płowej suczki. To Myszka, trochę nieufna wobec obcych. Trochę warczy, ale tak jakby pod nosem.

Za to u drugiej pani Doroty dostępu księdzu do mieszkania broni okropnie szczekający pies. - Proszę się nie bać, on tylko głośno szczeka, ale nigdy nie gryzie - uśmiecha się zachęcająco gospodyni, usiłując utrzymać wyrywającego się niesfornego, kawowego mieszańca pod pachą.

Nie udaje się, pies ląduje na podłodze. Ale rzeczywiście nie gryzie. - Szczeka, gdy ktoś nowy przychodzi. Tak się domaga głaskania. Ostatnio nie mogliśmy go od księdza odkleić - śmieje się pani
Zuzanna, mama pani Doroty. - A mnie ostatnio podrzucili kotka. I musiałem się nauczyć, że on musi mieć dwie kuwety - mówi ksiądz.

- Dwie? Jak to dwie?
- No bo on nie lubi robić siku i kupki do tej samej... Zaczął do mnie przychodzić, potem spał na wycieraczce, w końcu się wprowadził. Ma potężną nadwagę - opowiada ksiądz.
- Jak minął paniom rok? Jako tako, chociaż pełnego szczęścia nie było. Ot, od pierwszego do trzydziestego - odpowiadają. - To niech wam się poukłada - życzy ks. Klimek.
- A kryzysu się Pani nie boi?
- U nas nie będzie. Agencje ratingowe dają nam dobre prognozy. Nie to co Węgry - wyrokuje pani Dorota.
- Kiedyś to była Ameryka. W technikum jeździłem na Węgry na praktyki. Pierwszy raz w życiu byłem w supermarkecie. Myśleliśmy: tam to ludzie żyją! Przywiozłem potem cały plecak czekolad "Africa". Poszedłem do pana z Mszany Dolnej z tym plecakiem. I adidasy sobie za to kupiłem - wspomina ksiądz.

W Wawelu to było życie

Na końcu klatki przy wejściu mieszka pani Basia. Energiczna emerytka o kręconych siwych włosach przyjmuje nas z prawdziwą pompą. Jako ostatnia dziś parafianka, zgodnie z tradycją, robi księdzu kolację.

- Trzeba ładnie wszystko zjeść. Ja się bardzo obrażę jak nie zjecie - podkreśla pani Basia i posuwa talerz z kotletem. Basia, nie Barbara. Bardzo lubi, jak się mówi Basia. Poprzedniemu księdzu też tak kazała.

Przepracowała 12 lat w szpitalu i 32 lata w Wawelu. - Słodycze robiłam na "trójce", czekoladę mleczną, orzechową, ajerkoniak. Na maszynie zawijałam. Boże, to były wspaniałe czasy. Na czekoladowni koleżanka dawała czekoladę, na innym oddziale - śmietankę, przynosiłam chlebek albo bułeczkę i się jadło drugie śniadanie! - wspomina.

Sentyment jej został, bo do kolacji podaje dwa desery. Galaretka z bitą śmietaną i kremówka. Wszystko ładnie jemy. - Sama pani widzi jakich mam fajnych parafian - puszcza oko ksiądz Klimek.

Wybieramy najlepszego piłkarza i trenera Małopolski! Weź udział w plebiscycie!

Konkurs dla matek i córek. Spróbuj swoich sił i zgarnij nagrody!

Która stacja narciarska w Małopolsce jest najlepsza? Zdecyduj i oddaj głos!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska