Gdy wybuchła wojna na Ukrainie, pięcioosobowa rodzina państwa Hayevskich z Borodzianki musiała się ewakuować. Gdyby zostali w swoim mieście, czekała ich niechybna śmierć.
- 1 marca (2022 - przyp. red.) byliśmy w domu i spadła pierwsza rakieta. Wyjrzałam przez okno i nie było połowy domu, nasz balkon był całkowicie zniszczony, kuchnia też. Bałam się do niej wchodzić. Drzwi były zablokowane, w bloku nikogo nie było, bo wszyscy pouciekali. Zaczęłam w nie uderzać; myślałam, że zginiemy. Ale tak bardzo chciałam żyć, że zaczęłam wołać o pomoc. Po godzinie z pomocą ośmiu mężczyzn udało się do połowy otworzyć drzwi. W domu zostało wszystko, nasz kot gdzieś uciekł, zabraliśmy tylko dokumenty - wspomina łamiącym się głosem Yaroslava Hayevska, córka pani Niny.
Na ulicy zobaczyli roztrzaskane samochody i ludzkie szczątki. Noc spędzili w piwnicy, ale nie mogli zmrużyć oka ze względu na ciągłe ostrzały. - Musieliśmy uciekać, bo Kadyrowcy chcieli wszystkich zabić. Następnego dnia znajomy mamy zorganizował samochód, ale nie mogło odpalić. Mama uklękła przed tym samochodem i modliła się, że się udało. Jakimś cudem udało nam się wyjechać.
Drugi dom znaleźli u rodziny w Przyborowie koło Brzeska
Droga do granicy z Polską zajęła im ponad tydzień. Po drodze napotykali na kolejne traumatyczne doświadczenia. W jednej z miejscowości tuż obok domu, w którym się schronili, spadła rakieta, ale nie eksplodowała. Cudem udało im się wydostać z piekła. Ciasnym samochodem dojechali do polskiej granicy. 10 marca trafili do Przyborowa, gdzie schronienia udzielili im Marta i Wiesław Drabikowie.
- Bardzo nam się tu podoba, bardzo dziękujemy Polakom za taką pomoc. Nie oczekiwałam, że obcy ludzie nam pomogą, dadzą wszystko. Ale nie tylko dali, ale przyjęli nas jako rodzinę. Żartujemy, że jesteśmy polsko-ukraińską rodziną - dodaje Yaroslava. Język polski najlepiej opanowały dzieci pani Niny. Ale bariera językowa nie jest żadnym problemem w porozumiewaniu się.
- Zżyliśmy się bardzo, razem spędziliśmy święta, zarówno polskie, jak i ukraińskie. Najpierw obchodziliśmy nasze Boże Narodzenie, później ich, podobnie było ze świętami wielkanocnymi - uśmiecha się Marta Drabik. - Dzieci chodzą do tej samej szkoły, co nasze, więc wozimy je do szkoły i ze szkoły. Zabieramy ich wszędzie, zarówno na wydarzenia w rodzinie, jak i do kina, na plac zabaw - wylicza.
- Pani Nina jest bardzo spokojną, pogodną osobą, pomimo tego, co przeszła. I choć nie może się nauczyć języka polskiego, ona mówi po ukraińsku, my po polsku i jakoś automatycznie się rozumiemy - dodaje Wiesław Drabik.
"Czas polsko-ukraińskiego pojednania"
Miesiąc temu rodziny w Przyborowie odwiedził konsul generalny Ukrainy w Krakowie. - 2022 rok i ten trwający to czas polsko-ukraińskiego pojednania. To, co zrobił naród polski, prezydent, premier, rząd, samorządy, władze lokalne, ale też każda Polka i każdy Polak, to rzecz bezprecedensowa. Dzieci z ewakuowanych sierocińców, dzieci razem z mamą czy babcią trafiły do Polski. Tutaj poznają nowych przyjaciół na placach zabaw, w szkołach, przedszkolach, uczelniach wyższych. Tak naprawdę jest to pokolenie Polaków i Ukraińców, którzy będą budować przyszłą Europę - mówi Wiaczesław Wojnarowski, konsul Ukrainy w Krakowie.
- Zagryzione owce w Kamionnej koło Bochni. To sprawka wilków czy zdziczałych psów?
- Rondo niezgody. Ich dom zostanie na wyspie pomiędzy drogami. "Jak wyrzutki" WIDEO
- Jest akt oskarżenia w sprawie śmierci Grażyny K. Jej mężowi grozi dożywocie
- W Bochni dobiega końca budowa zakładu opiekuńczo-leczniczego z hospicjum stacjonarnym
- W Bochni otwarto Centrum Ratownictwa Medycznego. Nowe parkingi dla pacjentów WIDEO